[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świadczeń na małoletnich...
Ryan pomyślała z przerażeniem, że ciotka mogłaby zatrzymać
przy sobie dzieci tylko z powodu tych niewielkich miesięcznych
zasiłków. Pani Culpepper traktowała to chyba jako praktyczne
podejście. Ryan zastanawiała się, ile ta kobieta dostała za opiekę nad
dziećmi za te dwa tygodnie.
- To straszne - szepnęła.
Spojrzenie przygasłych oczu starszej kobiety wskazywało, że jej
własne doświadczenia nie były radosne.
71
RS
- Proszę pani, w porównaniu z innymi tym dzieciom nie jest zle.
- Potrząsnęła głową, jakby chciała uwolnić się od Jakichś przykrych
wspomnień. - Chce się pani jeszcze czegoś dowiedzieć? Szykuję
gulasz dla dzieci na kolację, muszę wracać do kuchni.
Ryan chciała coś powiedzieć, ale Maks ją ubiegł.
- Dziękujemy - rzekł - że okazała nam pani tyle zrozumienia.
Skinęła głową.
- Jak będziecie państwo wychodzić, powiedzcie dzieciom, żeby
tu przyszły.
- Oczywiście - zapewnił Maks. Odwrócił się i chciał pociągnąć
Ryan za sobą, ale się nie ruszyła.
- Proszę pani... - zaczęła, gdy pani Culpepper zamierzała
zamknąć drzwi. Kobieta spojrzała na nią ze zniecierpliwieniem.
Ryan sięgnęła do kieszeni po portmonetkę, z której wyciągnęła
służbową wizytówkę. Naprędce napisała na odwrocie numer
domowego telefonu.
- Gdybym była potrzebna pani albo dzieciom, można mnie
zastać pod którymś z tych numerów - rzekła, wciskając wizytówkę w
spracowaną dłoń kobiety. - Proszę dać mi znać, kiedy ich ciotka się
odezwie. I niech pani nie zwraca się do opieki społecznej bez
porozumienia ze mną. Bardzo proszę.
Kobieta westchnęła ciężko.
- Dobrze. Ale z końcem miesiąca będę musiała.
- Rozumiem. Przyrzekam, że jeśli nadal nie będzie wiadomości
od ich ciotki, to ja coś dla nich załatwię. Tylko proszę o telefon,
dobrze?
72
RS
- Dobrze. - Kobieta wsunęła wizytówkę do kieszeni zbyt
obcisłych spodni.
- Dziękuję pani.
- Niech państwo powiedzą dzieciom, że kolacja gotowa. - Tym
razem kobieta stanowczo zaniknęła drzwi.
- O Boże - Ryan pocierała skronie - co za historia.
- Ryan - Maks położył jej dłoń na ramieniu - czy jesteś
przekonana, że chcesz się w to mieszać? Przecież nie znasz tych ludzi.
Nie masz żadnych formalnych podstaw, żeby w tę sprawę ingerować.
Możesz przy tej okazji narobić sobie kłopotów, na przykład natury
prawnej.
Ryan powoli ogarniał gniew.
- Słuchaj - rzekła stanowczym tonem - przy tej okazji powinnam
zauważyć, że ja tak naprawdę i ciebie nie znam.
Jeśli ty nie chcesz się mieszać - w porządku. Daj sobie spokój. Ja
nie mogę. Te dzieci z jakichś przyczyn uznały, że można mi zaufać, i
nie mam zamiaru tak ich zostawić, skoro wiem, że mogą mnie
potrzebować. Od ciebie nikt nie oczekuje zaangażowania. Jeśli się
spieszysz, to wracaj czym prędzej do parku, może zastaniesz tam
Brittany i jej przyjaciółkę.
Oczy Maksa zwęziły się. Po raz pierwszy w jej obecności stracił
ten swój niefrasobliwy, rozbawiony wyraz twarzy.-Ryan uświadomiła
sobie, że potrafił onieśmielać. Uniosła wyżej głowę. Nie cofnie tego,
co powiedziała.
73
RS
- Uważałem za swój obowiązek ostrzec cię - rzekł. - A teraz
powinniśmy pójść do dzieci. Obiecaliśmy, że nie wyjdziemy bez
pożegnania.
- Nie zamierzałam.
- Zwietnie! - Skinął głową. - Więc chodzmy.
Ryan przykro było zostawić dzieci same, wiedziała, że noc
spędzą pozbawione opieki dorosłej osoby.
- A może spytacie panią Culpepper, czy możecie u niej
przenocować? - zaproponowała.
- Po co? - spytał Pit.
- Nie czulibyście się bezpieczniej? Wzruszył ramionami.
- Zamykamy okna i drzwi. Pani gospodyni sprawdza, czy
jesteśmy już w łóżkach, a rano nas budzi. Jesteśmy całkiem
bezpieczni.
Ta sytuacja jest wprost nie do zniesienia, pomyślała, lecz pod
jednym względem Maks miał rację. Ryan nie była upoważniona do
podejmowania w tej sprawie jakichkolwiek kroków. Chyba że
zdecydowałaby się zawiadomić właściwe władze. A na to jeszcze nie
była gotowa. Przynajmniej dopóki nie porozmawia z bratem.
- Czy tu jest telefon? - spytała, rozglądając się po zadziwiająco
czystym, dwupokojowym mieszkaniu.
Pit potrząsnął głową.
- Cioci Opal nie było na to stać. Czasami możemy korzystać z
telefonu pani gospodyni.
74
RS
- Ona ma mój numer. - Ryan wyjęła następną wizytówkę i
wpisała domowy numer na odwrocie. - Zatrzymaj ją, Pit. Jeżeli będę
wam potrzebna, to bez względu na porę zadzwońcie do mnie, dobrze?
- Dobrze. A czy możemy znowu odwiedzić cię w sklepie, Ryan?
Oboje patrzyli na nią z błagalną prośbą w oczach. Spojrzała
bezradnie na Maksa. Czekał w milczeniu na jej odpowiedz.
- Chyba tak - powiedziała po chwili. Pomyślała, że z ich szkoły
do centrum handlowego jest przecież niedaleko. - Ale, Pit, proszę,
bądzcie ostrożni. Nie powinniście sami chodzić po mieście, naprawdę.
- Dobrze - przyrzekł. Kelsey przytuliła się do Ryan.
- Pa, Ryan. - Podniosła na nią pełne ufności oczy. Ryan poczuła,
że wzruszenie chwyta ją za gardło. Pochyliła się i pocałowała miękki
policzek dziecka.
- Pa, dziecinko. Niedługo się zobaczymy, tak? Maks z powagą
potrząsnął dłonią Pita.
- Uważaj na siostrzyczkę.
- Jak zawsze - odparł chłopczyk. To zapewnienie,
wypowiedziane tak naturalnie, zabrzmiało rozczulająco. - Dobranoc,
Maks. Do zobaczenia, Ryan.
Kiedy wychodzili, Ryan było ciężko na sercu jak chyba nigdy w
życiu.
- To nie do wiary. W głowie mi się nie mieści, że dzieci mogą
być pozostawione w takich warunkach. Czy nikt nie przejmuje się
tym, co się może im przydarzyć? A jeśli chodzi o ten obłędny pomysł,
żeby je rozdzielić, czy nikt nie widzi, jak bardzo są ze sobą związane?
75
RS
Jak na sobie wzajemnie polegają? Jakie nieodwracalne psychiczne
szkody mogłoby przynieść takie...
- Ryan - przerwał jej Maks łagodnym głosem - odetchnij parę
razy głęboko.
Siedziała z rękami tak zaciśniętymi na kierownicy, że aż zbielały
jej kostki. Posłuchała go i zaczerpnęła powietrza.
- A właściwie, gdzie ty mieszkasz? - spytała. Nagle zdała sobie
sprawę, że od piętnastu minut jedzie przed siebie bez planu i celu.
- W drugiej części miasta. Może zatrzymamy się i pójdziemy na
hamburgera albo coś w tym rodzaju?
Już zamierzała odmówić, lecz uprzedził jej sprzeciw, mówiąc:
- Moglibyśmy porozmawiać o dzieciach, a nuż wymyślimy coś
sensownego?
Zerknęła na niego podejrzliwie. Czyżby chciał potraktować
dzieci jako pretekst?
- Dobrze. - Skinęła głową. - Choć nie wydaje mi się, żebyśmy
mogli coś więcej dla nich zrobić bez lepszego rozeznania sytuacji.
- To prawda - zgodził się. - Ale może przyjdzie nam do głowy
jakiś pomysł. A poza tym - dodał - umieram z głodu. Nawet gulasz
pani Culpepper pachniał zachęcająco.
- Nie wiem, jak tam można było coś wyczuć poza jej perfumami
- powiedziała mrukliwie.
Maks dotknął jej ramienia.
- Tej nocy dzieciom nic się nie stanie. Spróbuj się odprężyć,
dobrze?
76
RS
- Spróbuję - odrzekła z westchnieniem - ale to nie jest takie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl