[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No, cóż... Mógłbym podać ci wiele powodów, nie
wyłączając tej eskapady - zaśmiał się. - Muszę przyznać, że
jeszcze nigdy nie kochałem się pod gołym niebem, ale
zdecydowanie wolę tradycyjne miejsca.
- Ależ, kochanie. Czyż nie przestrzegałam cię przed
moimi dziwnymi upodobaniami? - Z trudem powstrzymywała
łzy. - Myślę, że nie czas teraz na opowieści o marzeniach
sennych, jakie miewam od czasu, kiedy skończyłam
szesnaście lat...
- Pozwól, że zaczekamy trochę z ich realizacją -
wyszeptał jej prosto do ucha.
Właśnie w tym tkwił problem. Dex mówił o przyszłości,
której ona nie miała. Kochała go bardzo, ale równocześnie
wiedziała, że powrót do normalnego życia oznacza koniec
wszystkiego. Ona znów stanie się Twardą Damą, a on będzie
żył jak dawniej; bez stałej pracy, bez celu, aż pewnie znajdzie
sobie kogoś...
- Hej! - Dexter odezwał się, zaniepokojony jej
milczeniem. - A to co? - zapytał, ocierając cieknącą łzę. - Nie
martw się, kochanie. Znajdziemy Jane.
Jego szept był tak słodki, a pocałunek tak rozkoszny, że
Elizabeth uśmiechnęła się tylko. Postanowiła nie
wyprowadzać go z błędu...
- A jeśli nie? - odparła, choć wiedziała, że nie to ją
martwi. Wierzyła mu i tylko to się liczyło. - A jeśli ją
wystraszyłam?
- Przecież jej mąż nie rozpoznał twojego głosu. Zresztą,
nie podałaś swojego nazwiska. Nawet nie poprosiłaś Jane do
telefonu. No, rozchmurz się. Gdzie podział się twój
optymizm?
- Został w łazience.
- To go wypuść - poradził, śmiejąc się.
Beth wpatrywała się w Dexa, starając się zapamiętać
każdy szczegół jego twarzy.
- Tak po prostu?
- Pewnie. Wszystko może być proste, Beth.
Ogarnęło ją dziwne uczucie. Dexter Wolffe, najbardziej
skomplikowany mężczyzna, jakiego kiedykolwiek znała,
potrafił złagodzić każdy ból. Przy nim wszystko wydawało się
takie proste.... Ale wiedziała, że jutro rozstaną się...
Odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła mocno,
jakby nie chciała pozwolić mu odejść. Równie nieoczekiwanie
zwolniła uścisk i uśmiechnęła się.
- No, dobrze. - Włożyła buty. - Właściwie - dodała z
udawaną swobodą - przejrzę te papiery podczas jazdy. Nie
mogę oprzeć się wrażeniu, że ten Bernard Schwartz jest nie
tylko dyrektorem firmy z Bostonu... - Spojrzała na Dexa. Był
zdziwiony tą nagłą zmianą nastroju. - No, chodzmy już!
Dexter usiadł za kierownicą i włączył silnik. Beth
uśmiechnęła się. Znów wróciło wspomnienie miłosnych
uniesień... Szybko się otrząsnęła. Pomyślała, że nie może
przecież tak się rozczulać. Zaczęła przeglądać papiery. Nie
chciała słuchać Dexa i sama wolała nic nie mówić, bo pewnie
byłaby to pożegnalna rozmowa...
Zatopieni w swych myślach nie zauważyli czarnej
limuzyny, która jechała za nimi przez cały czas.
Elizabeth była już tak zmęczona czytaniem, że litery
zamazywały jej się przed oczami. Potarła skronie, próbując
złagodzić ból.
- Boston Twine i Cord - wymamrotała po raz osiemnasty.
- Bernard Schwartz... Nic z tego. Giant Oil... prezes Roy
Fitzgerald... Allen Tobacco company... Nathan Birnbaum.
Daydream Publishing - David Kaminsky... Dex! -
Wyprostowała się szybko. - Odkryłam właśnie, że nie ma tu
żadnej kobiety!
- To dobrze, bo lista podejrzanych się zacieśnia. Mamy
już cały zespół kierowniczy.
- Tak. - Przetarła oczy i sięgnęła po napój. - Chcesz?
Przytaknął.
- Czy z liter bądz inicjałów można ułożyć jakieś hasło? -
zapytał.
Przejrzała listę i pokręciła przecząco głową.
- Nic takiego nie widzę. Cholera! %7ładen z nich nie jest na
tyle sprytny, by wymyślić coś skomplikowanego. To musi być
bardzo proste. Sama już nie wiem... - Znów zatopiła się w
lekturze, ale Dex odsunął papiery.
- Pora na odpoczynek.
- Co robisz?
- Przymusową przerwę. - Zabrał jej notatki. - W ten
sposób nigdy nic nie znajdziesz. Zrelaksuj się.
- Jak?
- Zrób to, co potrafisz najlepiej, pomyśl o czymś
przyjemnym. - Dex włączył jakąś kasetę. - Odpręż się -
powiedział niskim głosem.
Gdy usłyszała pierwsze takty muzyki, natychmiast
otworzyła oczy.
- Przecież to z Przeminęło z wiatrem! Skąd to masz?
- Znalazłem w tym tanim sklepie. To kaseta z muzyką
filmową. - Spojrzał na nią ciepło. - Jeśli trzeba, jestem zdolny
do poświęceń.
- A czym jeszcze mnie zaskoczysz?
- Dlaczego pytasz? Czyżbyś obawiała się czegoś?
- Mogłeś kupić wtedy tuzin słoni, a ja i tak bym nie
zauważyła, prawda?
- Tak - przyznał.
Uśmiechnęła się. Próbowała nie myśleć już o niczym.
Wiedziała, że i tak nie jest w stanie zmienić biegu wydarzeń...
Pomyślała, że będzie się zamartwiać, kiedy przyjdzie na to
czas. Teraz postanowiła rozkoszować się chwilą obecną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl