[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie na to przez cały weekend, ale nie zniosę tego od ciebie.
- Frannie jest dziewczyną.
- Aha.
- No właśnie, kretynie. One inaczej myślą. Nie są takie
jak my. Musisz postawić się na ich miejscu.
Drew był przerażony. Myśleć jak dziewczyna?
- Niby czemu?
Rick wzniósł oczy ku niebu.
- Bo to się opłaca, stary. Zwyczajnie się opłaca.
- Racja. - Drew zastanowił się przez chwilę. - Tylko w
jaki sposób?
- Posłuchaj. Dlaczego, twoim zdaniem, nie możesz znieść
myśli o Frannie z innym facetem?
- Bo im chodzi o jej ciało. Wyłącznie o seks. Banda
zboczeńców. - Nigdy wcześniej nie osądzał tak swoich
kolegów z pracy. To tylko dowód na to, że wiele się nauczył.
- A tobie nie? To znaczy nie tylko o seks?
- To znaczy... - Drew próbował naprędce coś wymyślić,
ale drapał się tylko po głowie.
Rick wyciągnął w jego kierunku palec.
- Właśnie. Jest seksowna i chcesz ją dla siebie. Nie
możesz jej dostać, nie żeniąc się, bo obaj, ty i ja, dobrze ją
wychowaliśmy. Dlatego właśnie jesteś gotów założyć sobie
pętle na szyję, aby tylko ją dostać. Pomyśl. Co ci to mówi,
Einsteinie?
Myślał przez długą chwilę, ale nic nie wymyślił. - Co?
- Ale z ciebie osioł.
- Nie jestem opózniony w rozwoju. Po prostu nie
rozumiem, do czego zmierzasz. Frannie i ja zawsze byliśmy
dobrymi przyjaciółmi, a to niezła rzecz w małżeństwie. Kiedy
mija pożądanie, zostaje tylko to, jeśli ma się szczęście. Więc
czemu nie spróbować? To nie taka znowu wielka sprawa, jeśli
ktoś mnie pyta o zdanie.
- Ale nikt cię nie pyta, prawda? I nie poznałbyś, że to
miłość, nawet gdyby walnęła cię w łeb. Jesteś zakochany,
idioto.
- Nieprawda! - Uniósł ręce do piersi, jakby za wszelką
cenę chciał obronić swoje serce.
- Właśnie że prawda!
- Myślisz... uważasz, że ja...? - Drew kręcił z
niedowierzaniem głową. - Nie. Po prostu nie.
Rick gapił się na niego, aż w końcu Drew odwrócił wzrok.
- Muszę to przemyśleć.
- Zrób to, stary - zawołał Rick za rejterującym
przyjacielem. - A kiedy już zajrzysz w głąb swojej duszy,
może znajdziesz odpowiedz na swoje pytania.
Tego samego dnia, tylko nieco pózniej, Frannie siedziała
przy kuchennym stole naprzeciwko Evie. Minęło już półtora
tygodnia od pamiętnego weekendu. Skubały cytrynowe
ciasteczka, popijając mrożoną herbatą. Od niemal godziny
Evie opowiadała - ze szczegółami - o podróży poślubnej,
pokazywała zawrotną ilość zdjęć i przedstawiała plany
odnowienia mieszkania. Frannie z trudem śledziła jej
monolog.
- ...Rick twierdzi, że będzie wyglądało, jakby ktoś
zarzygał ściany, ale to facet, więc, co on może wiedzieć?
Chciałabym rozpryskać farbę... Frannie, ale ty mnie w ogóle
nie słuchasz. Co się z tobą dzieje?
Frannie wyprostowała się na krześle jak drugoklasista
przyłapany na nieuważaniu na lekcji.
- Ależ słucham. Naprawdę. Mówiłaś, że Rick dostał
mdłości. I co? Zabrudził ścianę? Okropność.
Evie westchnęła.
- Zupełny brak kontaktu. Zmiało, kobieto. Zrzuć ciężar z
serca. Lepiej się poczujesz.
Przez chwilę Frannie gapiła się na szwagierkę, potem
nagle tamy puściły. Z oczu polały się rzęsiście łzy, a potoku
słów nie dało się zatamować, póki nie dokończyła smutnej
opowieści.
- Kochasz się w przyjacielu Ricka od ponad dziesięciu lat,
zgadza się?
Frannie przytaknęła żałośnie.
- Podejrzewałam coś w tym rodzaju. Poprosił cię o rękę w
przedostatni weekend, a ty odmówiłaś?
Znowu przytaknęła i zaczęła szukać chusteczki w torebce,
- Proszę. - Evie wręczyła jej serwetkę. - Na litość boską,
Frannie, dlaczego go odrzuciłaś?
- %7łartujesz sobie? To były najbardziej obrazliwe
oświadczyny, jakie sobie można wyobrazić.
- Wątpię - odparła jej szwagierka bezlitośnie. - Nie masz
pojęcia, w jaki sposób mógł się oświadczać swojej wybrance
na przykład Czyngis - chan.
- Zasłużyłam chyba na coś lepszego - upierała się urażona
Frannie. - Nie mam zamiaru iść na ustępstwa. Ty nie poszłaś.
- Jasne, że poszłam. Wszyscy to robią.
- Niemożliwe! Naprawdę?
Evie wzruszyła ramionami i zapominając na chwilę o
liczeniu kalorii, sięgnęła po następne ciasteczko.
- Czy Rick ma metr dziewięćdziesiąt? Raczej nie. Zarabia
miliony? Mam nadzieję, że może w przyszłości. Chrapie?
Aysieje? Nie potrafi zakręcić pasty do zębów? Trzy razy tak.
- Ależ...
- Nie skończyłam. Czy mnie kocha i stara się to
udowodnić? Jasne. I to wszystko, co się liczy. - Evie spojrzała
jej prosto w oczy. - Poszłam na ustępstwa i Rick także. Nie
lubi, kiedy mam humory o świcie. Nie rozumie, jak mogę
znieść wentylator włączony na pełny regulator w nocy, a
kiedy zaczynam coś opowiadać, włącza stoper. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl