[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Foodle z Arkansas utrzymuje, że mój ostatni posąg, przedstawiający Amerykę, jest arcydziełem
rzezbiarstwa i że imię moje będzie kiedyś należało do najsłynniejszych!
 Bzdura, mój panie! Cóż wie ten osioł z Arkansas o tych sprawach? Sława jest niczym, zaś
cena rynkowa pańskich wytworów jest chwiejna. Całe pół roku męczy się pan nad towarem, za
który otrzyma pan najwyżej sto dolarów. Nie, nie, mój panie, póki nie zobaczę pięćdziesięciu
tysięcy dolarów, nie oddam panu ręki mojej córki; wyjdzie ona za mąż za młodego Simpera. Daję
panu pół roku czasu dla zebrania tej sumy. Do widzenia!
 Biada mi! Jestem zgubiony!
Rozdział III
(Scena przedstawia pracowniÄ™ artysty)
 O, Johnie, przyjacielu z lat szkolnych, jestem najnieszczęśliwszym z ludzi!
 Bo jesteś niedołęgą!
 Ze wszystkiego, co ukochałem, pozostała mi tylko ta nieszczęsna statua Ameryki, ale i ona
nie okazuje mi żadnego współczucia; jej marmurowa postać jest tak cudna, a zarazem tak
bezlitosna!
 Jesteś głupcem!
 Johnie!
© BLACK & WHITE  Subiektywny Magazyn Literacki: http://blackandwhite.3neo.net
35
 Bzdury i nic więcej. Mówiłeś przecież, że masz pół roku na zebranie tej sumy.
 Przestań szydzić, Johnie, widząc mnie w takiej rozpaczy! Gdybym miał nawet sześć wieków
czasu, czy mogłoby mnie to uratować? Czy mogę coś zdziałać? Bez imienia, kapitału i przyjaciół?
 Idioto! Tchórzu! Niedorajdo! Sześć miesięcy to aż za dużo  pięć miesięcy wystarczy nam w
zupełności.
 Oszalałeś?
 Pół roku to kawał czasu. Pozwól mi działać, a ja podejmuję się wszystko załatwić.
 Nie rozumiem cię, Johnie. Jakim sposobem możesz zdobyć dla mnie taką sumę?
 Pozwól, że będzie to od tej chwili moją sprawą. Ty nie wtrącaj się do niczego. Czy pozostawisz
mi zupełną swobodę?
 Przysięgam, że tak.
John ujął młotek i pozbawił  Amerykę nosa. Po chwili uderzył po raz drugi i dwa palce
posągu upadły na podłogę. Trzecie uderzenie pozbawiło  Amerykę połowy ucha, następne 
większej części palców u nóg oraz nogi do kolana.
Skończywszy to dzieło zniszczenia, John nałożył kapelusz i wyszedł. Jerzy przyglądał się w
osłupieniu żałosnym szczątkom swego posągu, który przypominał teraz swym wyglądem najgorszą
zmorę, po czym padł zemdlony na ziemię.
Po chwili powrócił John, wsadził swego przyjaciela wraz z posągiem do dorożki i gwiżdżąc
ostatni przebój, wyruszył w drogę.
Zostawił przyjaciela swego w swym mieszkaniu, a sam zniknął wraz z posągiem na via
Quirinalis.
Rozdział IV
(Scena przedstawia pracowniÄ™ artysty)
 Oto dziś o drugiej po południu upływa pół roku od mej rozmowy z tym ohydnym kupcem
kolonialnym. %7łycie moje jest złamane. Wolałbym nie żyć. Nie jadłem wczoraj kolacji, a dziś rano
śniadania. Nie śmiem już pokazać się w żadnej restauracji. Czy jestem głodny? Nie mówmy lepiej
o tym. Szewc męczy mnie nieustannie, krawiec nie daje mi chwili spokoju, gospodarz
napastuje bez przerwy. Jakże jestem nieszczęśliwy! Johna nie widziałem od chwili naszego
rozstania. Ona zawsze czule się do mnie uśmiecha, ilekroć spotkamy się na ulicy, lecz ojciec
zabrania jej patrzeć w moją stronę... Któż tam, do licha, dobija się do drzwi? Któż mnie znów
nachodzi? Pewnie ten łotr, szewc. P r o s z ę w e j ś ć!
 Oby błogosławieństwo Boże towarzyszyło zawsze Wielmożnemu Panu. Oby niebo zsyłało
na niego promienie swej łaski. Przyniosłem oto Jego Ekscelencji buty, lecz błagam, niech
Wasza Wysokość nie wspomina o zapłacie. To naprawdę nic pilnego. Będę dumny, jeśli Jego
Lordowska Mość zaszczycać mnie będzie nadal swymi zamówieniami. Adieu!
 Sam przynosi mi buty? Wychodzi, nie żądając zapłaty, i żegna mnie ukłonem według dworskiej
etykiety! Cóż się dzieje na Boga? P r o s z ę w e j ś ć!
 Przepraszam, signor, ale przyniosłem Panu nowy garnitur...
 P r o s z ę w e j ś ć!
 Po tysiąckroć przepraszam Jaśnie Wielmożnego Pana, lecz właśnie wynająłem prześliczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl