[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyjaZnie. Zdaniem Johnny'ego, stanowczo zbyt przyjaZnie. Nie podobalo mu sie
pozadliwe spojrzenie, ktorym jego odwieczny wrog obrzucil Nicole. - Mozesz mowic mi
po imieniu - powiedziala do Farrela. - Ale nie potrzebuje twojej pomocy. I przepraszam,
jesli moj pracownik zachowal sie niewlasciwie. - Obrzucila Johnny'ego wzrokiem
pelnym nagany. - Polecilam mu czekac w samochodzie. - Dzis trudno o dobrych
pracownikow - oswiadczyl Farrel, spogladajac z niechecia na wlasnego sprzedawce.
Przeczesal palcami bujna czupryne, nachylil sie i oparl lokiec na ladzie. - A wiec czym
moge ci sluzyc, Nicole?
Potrzebne mi materialy do remontu domu babki
i musze zamowic nowe gonty. Nagle Johnny poczul, jak Nicole wsuwa mu palce do
tylnej kieszeni i wyciaga kartke z lista zakupow. Usmiechnawszy sie z satysfakcja,
podeszla do lady wystudiowanym, prowokujacym krokiem. - Dzien dobry, panie Lavel -
slodkim glosem powitala starego Willisa, ktory natychmiast sie ozywil. - Pamieta mnie
pan? W zeszlym tygodniu spotkalismy sie w banku. - Jasne, ze pamietam. Aadnie dzis
pani wyglada. To milo, ze zamieszkala pani z babka. Moj syn, Woodrow, jest tego
samego zdania. Johnny byl przekonany, ze w miescie jest wielu mezczyzn podatnych
na wdzieki Nicole. Byla apetycznym jabluszkiem i mieli ochote je zerwac, a kto
pierwszy, ten lepszy. Byla dla nich owocem nowym i dojrzalym. Polozyla na kontuarze
zabrana Johnny'emu liste i zwrocila sie ponownie do Farrela: - Czy babcia ma u was
nadal otwarty rachunek? - Oczywiscie - potwierdzil i bez wiekszego zainteresowania
spojrzal na liste potrzebnych materialow. - Jak widze, robicie solidny remont. To dlugi
spis. - Podsunal kartke Willisowi. - Zajmij sie tym - polecil. - I niech chlopcy nakryja
ladunek brezentowa plandeka, zeby drewno nie zmoklo. Sam odbiore plandeke, kiedy
bede przejezdzal w poblizu Oakhaven. - Farrel, ale ty przeciez nigdy nie pozy... -
Slyszales, co polecilem? Macie nakryc drewno.
- Wlasciciel sklepu zwrocil sie do Nicole: - Wzory gontow mam w biurze. Wybierzemy
wspolnie kolor i przy okazji napijemy sie kawy? - Swietnie. Poprowadzil Nicole na
zaplecze sklepu. Zanim jednak zamknal drzwi, z wyzszoscia usmiechnal sie do
Johnny'ego.
Gdy tylko znalazla sie wsrod drzew, zniklo swiatlo ksiezyca wskazujace droge.
Ruszyla przed siebie ciemna sciezka, pochylajac od czasu do czasu glowe, zeby
uniknac czegos, co moglo czyhac w plataninie nisko wiszacych galezi, pokrytych
gestym listowiem. Nie chciala nawet myslec o tysiacach oczu z pewnoscia
obserwujacych ja z ukrycia. Gdyby to zrobila, jeszcze raz uzmyslowilaby sobie, jaka
glupota bylo wyprawianie sie po zmroku do przystani. Nagle potknela sie i ledwie
utrzymala rownowage. Zaklela pod nosem i stanela, zeby odgarnac wlosy opadajace
na twarz. - Nalezalo zabrac ze soba latarke. Wowczas mozna by sie przekonac,
jakiego rodzaju weza kopnelo sie w glowe. Uslyszawszy nagle za soba meski glos,
Nicole z wrazenia glosno wciagnela powietrze. Odwrocila sie szybko i ujrzala w
ciemnosciach plomyk zapalki, ktory przez moment oswietlil przystojna twarz
Johnny'ego Bernarda. Stal oparty o pien drzewa i palil papierosa.
- Co pan tu robi? - spytala malo sensownie.
- A co sprowadza tu ciebie, chérie? Zbyt poZno na spacer. - Ale nie dla pana? - Ja
znam ten las. Mieszkalem w poblizu wiele lat. Johnny zaciagnal sie papierosem i
wypuscil klab dymu. - Przyszlam pana przeprosic - oznajmila Nicole. - Dlaczego nie
powiedzial mi pan, co sie naprawde stalo poprzedniego wieczoru? Dlaczego dopuscil
pan do tego, ze podejrzewalam pana o najgorsze? - Czyzbym tak zrobil? Zabawne, bo
wydawalo mi sie, ze probowalem wyjasnic, co sie stalo. Ale nie chciala pani sluchac. -
Chyba nalezy mi sie reprymenda. - Tak. I to solidna. Bez przerwy posadza mnie pani o
najgorsze. - Johnny zgasil niedopalek. - Pani mnie nie zna i nie chce poznac. - To
nieprawda. - Nicole zaczela opedzac sie od komarow. ­ Chodzi o to, ze... ­ %7Å‚e plotka,
ktora dotarla do pani dzis po poludniu, zupelnie nie pasuje do pani wyobrazen o mnie?
Czyzby byla pani gotowa wysluchac tego, co ja mam do powiedzenia? I mi zaufac?
Wysluchac, owszem, ale nie zaufac. Szczerze powiedziawszy, Nicole nie wiedziala,
czy jest jeszcze zdolna dowierzac jakiemukolwiek mezczyZnie. - Dobrze pan wiedzial,
ze wizyta u szeryfa nie pozostanie bez echa i ze w miescie wszyscy beda wkrotce
mowic o tym, co sie stalo. - Tak tutaj jest. Przewidzialem to.
- Uwaza pan, ze jedynie pan wszystko wie? - Nicole
rozzloscila sie nagle. - Czy liczyl pan takze na moje przeprosiny? O tym tez pan z gory
wiedzial? Johnny nie odpowiadal. Kiedy odwrocila sie, aby odejsc, polozyl reke na jej
ramieniu. - Niech sie pani uspokoi. I nie ucieka jak szalona. - Przez pana wyszlam na
idiotke. - Cofnela ramie. - Zawdziecza to pani wylacznie sobie. Znow zaatakowaly ja
komary. Johnny podniosl kaptur jej dresu i nasunal go na glowe Nicole. - ChodZmy
stad, zanim zjedza pania zywcem. Wzial ja za reke i pociagnal za soba. Weszli glebiej
w las. Po chwili w bladym swietle ksiezyca ujrzala zalewisko. Od razu zorientowala sie,
gdzie sie znajduja. Zaczela zastanawiac sie, dlaczego pozwolila Johnny'emu
przyprowadzic sie do domku, w ktorym teraz mieszkal. - Chérie, idziesz na gore? -
zapytal, gdy znaleZli sie w srodku. Nie odpowiadajac, sciagnela kaptur. Zawahala sie
na chwile. - Nie gryze. Chyba, ze bedziesz miala na to ochote - dorzucil zartobliwym
tonem. Mimo otwartych okien, w mieszkaniu bylo duszno i parno. Nicole zdjela bluze
od dresu. Rozejrzala sie wokolo i zauwazyla, ze Johnny wprowadzil kilka ulepszen.
Miedzy innymi wynalazl gdzies stary kufer i postawil go miedzy kanapa a fotelem,
uzywajac zamiast stolika. Wnetrze pokoju, przytulne i czyste, robilo mile wrazenie.
- Chce pani czegos sie napic? - zapytal, ruszajac w strone kuchenki. Nicole zapatrzyla
sie w jego powolny chod. - Wody sodowej? - Nie, dziekuje. Nalal sobie szklanke wody i
wypil. Nicole przysiadla na rogu kanapy. Podniosla wzrok i ujrzala jeden ze swoich
starych obrazow, wiszacy nad lozkiem. Przedstawial zalewisko. Godzinami tkwila
wowczas w poblizu ukrytej malej zatoczki, gdzie mialy gniazda nocne czaple. Zabral ja
tam Bick i kiedy Nicole, zachwycona urokiem tego miejsca, szkicowala z zapalem, on
zlapal na wedke pokaZna liczbe zebaczy. Udalo sie jej oddac na plotnie tajemnicza
atmosfere zalewiska i jego niezwykly urok. Zrobila reprodukcje tego obrazu i nawet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl