[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jednak w szeregach nawet najbardziej bezwzględnych środowisk wywiadowczych
istnieli ludzie przeciwstawiający się badaniom i rozwojowi w tej dziedzinie. Twierdzili,
że przełamanie bariery pomiędzy światem materialnym, przynajmniej w przypadku
ludzkiego ciała, i rzeczywistościami niematerialnymi, takimi jak Sieć, może
spowodować upadek cywilizacji, ponieważ nikt nie byłby już w stanie odróżnić
prawdziwych, materialnych rzeczywistości w dyplomacji lub rzeczywistych bitew
toczonych na powierzchni planety, od światów stworzonych sztucznie, i co za tym
idzie, o wiele mniej kosztownych. Bez różnicy pomiędzy tymi dwoma światami,
przekonywali ci ludzie, niebawem nie będzie można ocenić, który jest ważniejszy  a
z takim stanem rzeczy na pewno nie pogodzą się królowie, prezydenci i mocarstwa.
Niektórzy twierdzą nawet, że zanik tej bariery spowodowałby ostatnią wojnę
światową, podczas której materialne siły próbowałyby zapewnić sobie wyższość nad
wirtualnymi. Mogłoby się skończyć na tym, że nikt by nie wygrał, a prawdopodobnie
nikt by też nie przeżył.
Rachel osobiście uważała te ponure wizje za nieco przesadzone. Podejrzewała, że
ludzie znalezliby jakiś sposób przetrwania, bez względu na sytuację. Przynajmniej
niektórzy& zwycięzcy, innymi słowy. Pracowała jako wolny strzelec dla wielu
organizacji, którym głównie chodziło o to, żeby wygrać w każdym konflikcie i na
każdym polu. Jednym z nich było uzbrojenie. A wirtualne oddziaływanie to broń
doskonała.
Gdyby tylko udało się jej potwierdzić jej istnienie& i zdobyć technologię. Mogłaby
przejść na cholernie wczesną emeryturę na Kajmanach. Ale wcześniej musiałaby w to
włożyć sporo pracy. Znów zacznie działać pod przykrywką agentki Net Force  to
idealne przebranie do tego rodzaju działań  i powęszy, a następnie spotka się z
Roddym, tym małym, pokręconym geniuszem i trochę go postraszy.
Wirtualny wąglik, pomyślała. Wirtualna cholera. Wirtualna wścieklizna.
Co za perspektywa&
Rachel posiedziała jeszcze chwilę w swoim wygodnym fotelu, potem wstała i
poszła do pomieszczenia na tyłach domu, żeby przeprowadzić małe śledztwo i
wykonać parę telefonów.
Dwa dni pózniej, Roddy L'Officier szedł pewnym krokiem po ulicy w Bethesda w
Marylandzie, na kolejne spotkanie w interesach  jedno z wielu, jakie odbył od
inauguracji swojego Domu Gier.
Adres wskazywał na kompleks luksusowych biurowców, w których podobno
swoje siedziby miały nieco mniej oficjalne agencje rządowe  teren ten obfitował w
ambitne architektonicznie drapacze chmur ze szkła, nocą oświetlone przez
niewidoczne na pierwszy rzut oka zródło światła.
Budynek, do którego zmierzał Roddy, mieścił wiele różnych firm i nie należał do
jednego właściciela, w każdym razie takie sprawiał wrażenie: oddalony nieco od
głównej drogi, z kamerami na podczerwień, omiatającymi wejścia i ogrodami, o
schludnie zagrabionej ziemi, okalającymi drogę prowadzącą do środka.
Japońska inwestycja?  pomyślał. A może Singapur? I jedni i drudzy gorąco
popierali wprowadzanie technologii wirtualnych, z powodu wciąż powiększającej się
populacji tych krajów i kurczeniu się przestrzeni do pracy. Roddy słyszał, że w
Japonii istniały takie miejsca, gdzie biedniejsi ludzie musieli zadowolić się
 mieszkaniem zaledwie dwa razy większym od trumny, w którym wszystko  oprócz
maszyny do pozbywania się wszelkiego rodzaju odpadków  było wirtualne. To nie
mój problem, pomyślał Roddy, ale przekonajmy się, o co im chodzi&
Firma, z której przedstawicielem miał się spotkać, nazywała się Sixth Circle
Productions: co wskazywało na to, że jest to kolejna grupa zajmująca się
produkowaniem wszelkiego rodzaju odmian wirtualnej rozrywki na potrzeby
największych jej dystrybutorów.
Kobieta miała bezpośredni sposób bycia, miły uśmiech, a jej ubranie, które miał
okazję oglądać w ich korespondencji elektronicznej, sugerowało spore pieniądze 
zarówno marynarka, jak i spódnica oraz dyskretna, biała bransoletka były od
Hermesa. Roddy stał się koneserem stylów ubierania się grubych ryb ze świata
biznesu i świetnie się przy tym bawił. Dawniej nie cierpiał patrzeć na dobrze
ubranych ludzi, bo zawsze przypominali mu o jego niedostatkach w tej kwestii, o
tym, z jakim trudem oszczędzał pieniądze, skąpo wydzielane przez matkę, żeby kupić
sobie ubranie, nadające się do noszenia przy ludziach. Dlatego, między innymi,
rzadko wychodził z domu, chyba że wirtualnie. Ale to już przeszłość&
Wszedł do środka i podał uśmiechniętej recepcjonistce swoje nazwisko oraz
nazwisko kobiety, z którą miał się spotkać.
 Dziewiąte piętro  poinformowała go recepcjonistka.
Roddy wsiadł do windy. Spokojnie wjechał na górę, tylko raz sprawdzając stan
kołnierzyka w lustrze w oprawie z brązu, zamontowanym na drzwiach windy.
Drzwi otworzyły się i wyszedł na piętro pokryte puszystym dywanem, utrzymane
w kolorach ciemnego drewna. Z pobliskich drzwi natychmiast wyszła kobieta, z którą
był umówiony.
 Dzień dobry, panie L Officier  powiedziała, przyjaznie ujmując jego dłoń na
powitanie.  Cieszę się, że znalazł pan dziś dla nas trochę czasu.
 Dzień dobry  odpowiedział Roddy  cała przyjemność po mojej stronie.
 Proszę za mną.
Wszedł do jej biura, a ona zamknęła za nim drzwi.
 Czy podać panu coś do picia, zanim zaczniemy?  spytała.
 Chętnie napiłbym się herbaty  powiedział Roddy.
 Michael  powiedziała w powietrze  herbata dla pana L Officiera. Cukier?
 Dwie kostki.
 Zwietnie. Dla mnie to co zwykle, Michael. Proszę, panie L Officier, niech pan
siada i czuje się jak u siebie.
 Proszę mówić mi Roddy  zaproponował, zagłębiając się w wygodnym,
skórzanym fotelu naprzeciwko jej biurka.
 Dziękuję, Roddy. Ja jestem Rachel. Cieszę się, że zechciałeś przyjść, ponieważ
moja firma jest bardzo zainteresowana niektórymi technologiami wykorzystanymi
przez ciebie podczas budowy Domu Gier. Chcielibyśmy, jeśli to możliwe, uzyskać
licencję na szerzej dostępne opcje&
Ta rozmowa rozpoczęła się podobnie jak wiele innych i początkowo Roddy
słuchał tylko jednym uchem. Bardziej zajęty był ocenianiem biura (wyglądało
luksusowo: rolę odbojnika drzwiowego pełnił nieszlifowany nefryt wielkości jego
głowy), jego właścicielka (obyta, bardzo szykowna; poczułby się przy niej niepewnie,
gdyby nie wiedział, że ma coś, na czym jej zależy), jej personel pomocniczy (młody
mężczyzna w trochę krzykliwym, ale drogim garniturze, który pojawił się z herbatą i z
szacunkiem postawił ją przed Roddym, po czym znikł).
Rozmowa sprawiała mu o tyle większą przyjemność, że gdy zaczął wchodzić w
szczegóły techniczne, Rachel okazała się znawczynią dziedziny, którą zajmował się
Roddy  a raczej technologii wyjściowych. Jej jawny podziw dla sprytu Roddy'ego,
też go ujął.
Niektórzy ludzie siedzieli z pokerowymi twarzami, nie pokazując po sobie, co
naprawdę myślą o twojej pracy. Można było tylko wyczuć, że nienawidzą cię za to, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl