[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przeszła do łazienki, umyła się i prędko położyła się do łóżka. Dotyk gładkiej, zimnej weby i
cichutkie cykanie zegarka  i była sama ze swoimi myślami, a raczej marzeniami.
Przejdzie jeszcze kilka dni, a pózniej będą zaręczeni. Ojcu na pewno bardzo się spodoba.
Prawdziwy mężczyzna. Ojciec, gdy był młody, musiał go przypominać sposobem bycia i
uśmiechem. Mówiąc szczerze, Henryk jest śliczny. Takiego męża niełatwo znalezć. Wszystkie
koleżanki będą jej zazdrościły. Oczywiście musi być cichy ślub. On będzie w żakiecie, a ona w
157
takim szarym kostiumie, w jakim była księżna Yorku na wiosnę w Arcachon. Do tego zwykły
filc z cieniutkim ciemnoczerwonym sznureczkiem i szare reniferowe pantofelki na średnich
obcasach. Będzie przy nim wyglądała jeszcze drobniej, ale to właśnie dobrze. Wprost z kościoła
pojadą na dworzec.
 No tak  zastanowiła się  ależ on będzie musiał się przebrać!
Zresztą o tym już pomyśli sama. Ona jest taka zaradna. A po powrocie z podróży (bo podróż
koniecznie musi być!) zamieszkają najlepiej na kolonii Staszica. Kupią sobie taki domek z
hallem i ze schodami, i z dużą łazienką, taką z oszklonym sufitem, jak u Toli Rzewuskiej, tylko
nie z lagrowym szkłem, bo znacznie ładniejsze światło daje matowe. I codziennie z rana będzie
mu sama przygotowywała wszystko do kąpieli, do golenia się, do ubierania. Sama będzie
wybierała na każdy dzień garnitur i krawat, i koszulę. Przecie musi wyglądać zawsze jak z
żurnalu. Będzie wstawała o pół godziny przed nim...
 Boże, jakież to będzie cudowne!
A wieczorami będą się całowali. Dużo, bardzo dużo i będzie siadywała u niego na kolanach...
 No, to wszystko można by robić i bez małżeństwa  pomyślała  tak jak u Lindseya. Ale to
nie byłoby to samo, o, zupełnie coś innego.
I sama zdziwiła się sobie; właściwie przecie nie prosił jej o rękę. Nie powiedział, że chce z
nią się ożenić. A kochać można i tak. Dlaczego zatem nie przyszło jej do głowy na przykład
zawiązanie z nim flirtu?
Zaśmiała się: Henryk i flirt. Nie. On naprawdę ją kocha! Gdyby nie kochał, nigdy by jej tego
nie powiedział, i flirt, co to w ogóle jest flirt?!... Jakie to szczęście?... Będzie go nazywała całym
imieniem, bez zdrobnień:  Henryku  mój Henryku  mój najdroższy Henryku  z rozmachem
objęła poduszkę i przytuliła do siebie.
I nagle poczuła coś wysoce nieprzyzwoitego, coś obrażającego podniosły nastrój jej uczuć: 
zwykły głód. Piekielnie chciało się jej jeść.
W szufladzie obok, na szczęście, było pudełko czekoladek. Wydobyła je i jadła jedną po
drugiej bez namysłu i wyboru. Jaka to wyśmienita rzecz czekolada! Zjadła masę i odetchnęła z
ulgą.
 Zaspokojenie zwierzęcych instynktów  uśmiechnęła się przekornie trochę do siebie, a
trochę do pani Szczedroniowej, po czym owinęła się w kołdrę i zasnęła.
158
Rozdział VII
Był to bodaj pierwszy wypadek w życiu Anny, kiedy zawiodła się na intuicji pierwszego
wrażenia.
Przyjęta na miejsce Buby Kostaneckiej panna Stopińska podobała się zresztą nie tylko
kierowniczce, lecz i wszystkim kolegom. Buba, zdając swej następczyni książki i wykazy
wycieczek krajowych i objaśniając szczegóły, powiedziała półgłosem, ale tak, by stojąca obok
Anna mogła to usłyszeć:
 Pani Leszczowej pani bardzo się podoba i jestem pewna, że będziecie panie z czasem w
wielkiej przyjazni.
 Chciałabym na to zasłużyć  poważnie odpowiedziała panna Stopińska.
Była skupiona i cokolwiek sztywna, lecz miała miły uśmiech i rodzaj uprzejmości rzeczowej,
cokolwiek szorstkiej, lecz zdawało się szczerej. W "Mundusie" nikt nic o niej nie wiedział,
wówczas zresztą nikt nie przypuszczał, by miała w biurze i w całej firmie odegrać jakąkolwiek
rolę. Zabrała się do pracy bardzo sumiennie i już po dwóch dniach poprosiła Annę o dodanie jej
zajęć, gdyż nie ma co robić. Istotnie pracowała szybko, dokładnie, orientowała się we wszystkim
bardzo prędko, nie tracąc przy tym czasu na rozmowy i nawet nie korzystając z przysługującej jej
co drugi dzień przerwy obiadowej.
 Zabieram ze sobą drugie śniadanie  odpowiadała Annie, gdy ta zapytała o przyczynę tej
rezygnacji  a do domu nie mam po co wracać.
 Mieszka pani sama?
 Tak, proszę pani. Prawie sama  uśmiechnęła się zdawkowo i pochyliła się nad papierami.
Miała ten takt, jaki spotyka się u osób pochodzących z niezbyt kulturalnego środowiska, lecz
ogładzonych osobiście w stosunkach z obcymi ludzmi, ubierała się bardzo skromnie, doskonale
znała francuski i niemiecki, lecz obu tymi językami mówiła złym akcentem, co zresztą nie
przeszkadzało jej funkcjom w "Mundusie". Oczywiście nie była wyrobiona towarzysko i Anna
nie zamierzała swego zbliżenia z nią posunąć za daleko, lecz i panna Stopińska nie starała się
zawierać z nią bliższych stosunków.
Któregoś dnia Anna powiedziała Minzowi:
 Mam wrażenie, że panna Stopińska jest doskonałym nabytkiem.
 Zatem sądzi pani, że warto ją zatrzymać?
 Bezwarunkowo.
 A kiedy upływa termin próbny?
 Dopiero za półtora miesiąca. Jeżeli jednak o mnie chodzi, byłabym zdania, że można już [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl