[ Pobierz całość w formacie PDF ]

maga. Od nich jest Susie, fizjoterapeutka, i ktoś od
terapii zajęciowej. Poza tym są ochotnicy, którzy za-
angażowali się w tę pracę od samego początku. Na
przykład łowca krokodyli.
- Bruce to mój kolega. Obiecał, że zabierze mnie
na polowanie na krokodyle, zanim wrócę do domu.
- Sam podskakiwał z entuzjazmem.
- Aowca krokodyli? Przecież krokodyle są pod o-
chroną - zauważył Angus.
Beth posłała mu znaczący uśmiech.
- Tak, ale jeśli jesteś turystą i chcesz zobaczyć
krokodyle w ich naturalnym środowisku, wolałbyś po-
płynąć łodzią z przewodnikiem czy z kimś, kto nazywa
się łowcą krokodyli?
Angus odpowiedział Beth uśmiechem, przypomi-
nając jej, że popełnia głupstwo, spędzając z nim więcej
czasu, niż to absolutnie konieczne. Ale to ją uszczęś-
liwiało...
- Więc Bruce jest ochotnikiem? To imię nie pasuje
do bohaterskiego łowcy. Pewnie pozostali są równie
oryginalni.
- Owszem. Jest burmistrz i szef cukrowni. Jego syn
S
R
Harry jest szefem miejscowego posterunku. Harry jest
żonaty z Grace, pielęgniarką, którą poznałeś.
- Harry'ego też poznałem. Przyjechał dzisiaj rano,
żeby upewnić się, że kwarantanna została wprowadzo-
na w życie. Jak rozumiem, to gruba ryba.
Dotarli do budynku, który zaprojektowano z myś-
lą o przyszłych cyklonach. Był wspaniale wtopiony
w otoczenie, wyrastał między palmami, jakby stanowił
z nimi jedność.
- Sypialnie są tam. - Beth wskazała dwa równie
doskonale zaprojektowane budynki. - A jadalnia za
nimi. Zcieżki są z ubitego piasku, żeby wózkiem łatwo
było jezdzić. Przepraszam, czy wygodnie ci chodzić
boso?
Angus usłyszał niepokój w jej głosie i chciał nią
potrząsnąć delikatnie, by wreszcie przestała zamart-
wiać się o innych. Ale Beth taka jest i nic jej nie
zmieni. Więc zamiast nią potrząsać, może lepiej wziąć
ją w ramiona?
Tyle że to obudziłoby w nim inne chęci. W jego
głowie pojawiły się obrazy Beth, które, jak sądził,
wyrzucił stamtąd na dobre. Beth podająca mu gorący
posiłek o północy, gdy wrócił z pracy tak wykończony,
że jedzenie było ostatnią rzeczą, o której myślał. Wie-
dział jednak, że musi zjeść, zatem siadał do stołu,
a gdy on jadł, ona masowała mu ramiona i kark, aż
zrelaksowany brał ją na kolana. Miękkie ciało Beth
pozbawiało go resztek stresu długiego dnia.
Patrzył na nią, jak wchodziła do dużej sali, której
ściany ozdabiały plakaty przedstawiające rafy kora-
lowe i ryby. Na każdym kroku coś przypominało, że
S
R
znajdują się na terenie parku narodowego, gdzie nie
wolno dotykać zwierząt ani roślin, na lądzie ani w wo-
dzie.
Nastoletnie i młodsze dzieci siedziały albo leżały
na podłodze, niektóre rozmawiały, inne słuchały ja-
kiejś opowieści. Angus nie słyszał żadnej muzyki.
Sam przysiadł się do mężczyzny w znoszonym ka-
peluszu z dziurami na wylot. Pewnie miały udawać
dziury po zębach krokodyla, choć Angus podejrzewał,
że zrobiono je nożem.
Nastoletni chłopiec z jasnymi spalonymi słońcem
włosami surfera zobaczył ich, jak wchodzili do sali.
Szturchnął siedzącą obok niego dziewczynkę, ładną
nastolatkę w besjbolówce, która sugerowała, że dziew-
czynka przeszła chemioterapię.
- Jest! - zawołał chłopiec. - Zatańcz, Beth.
Dziewczynka klasnęła w dłonie, a za nią pozostałe
dzieci.
- Zatańcz, Beth, zatańcz.
Beth uśmiechnęła się i spojrzała na Angusa.
- Wybacz, nie powinniśmy byli tutaj przychodzić.
To głupie, ale nie mogę im odmówić. - Wzruszyła
ramionami i posyłając Angusowi kolejny udręczony
uśmiech, ruszyła na koniec sali.
Sam, opuściwszy swojego towarzysza, dołączył do
niej z pluszowym psem w ręce.
Angus mógł opisać tę zabawkę, nawet na nią nie
patrząc: brązowy pies w cylindrze i fraku przednimi
łapami trzymał pałeczki, a do brzucha miał przycze-
piony bębenek. Kiedy Sam nacisnął przycisk, Angu-
sowi zabrakło tchu. Po raz pierwszy ujrzał Beth na
S
R
oddziale dziecięcym, kiedy tańczyła w rytm melodyjki
granej przez podobnego psa z bębenkiem. Rok póz-
niej zaskoczył ją, kupując identycznego psa dla Bob-
by'ego. Bobby zasypiał codziennie przy wtórze melo-
dyjki płynącej z umieszczonej w zabawce pozytywki.
 Putting on the Ritz".
Czy to Beth kupiła tego psa dla dzieci z ośrodka?
Pewnie tak, bo przecież zabawka Bobby'ego była...
- Włącz go raz jeszcze - rzekła Beth do Sama. -
Zatańczę tylko wtedy, jeśli wszyscy, którzy znają kro-
ki, zatańczą ze mną.
Natychmiast otoczył ją wianuszek dzieci.
- Zaczynaj, Gwiazdo - powiedział nastolatek o wy-
glądzie surfera do siedzącej obok dziewczyny.
- Jeszcze nie umiem. Może potem...
Ku zdumieniu Angusa chłopiec wyciągnął rękę,
szepcząc dość głośno:
- Wiem, że potrafisz.
Znajoma melodia przyciągnęła uwagę Angusa do
końca sali. Beth stepowała, klaszcząc w dłonie. Angus
zrozumiał teraz jej zakłopotanie, a jednak patrząc na
nią, nie myślał o Bobbym, lecz o dniu, w którym po-
znał jego matkę...
O dniu, w którym skradła mu serce.
Tyle że zdał sobie z tego sprawę zbyt pózno, gdy
i ona, i Bobby zniknęli z jego życia.
A jemu została tylko praca...
S
R
ROZDZIAA PITY
Angus wyszedł z sali, kierując się na plażę. Nie
chciał dłużej patrzeć na Beth, nie chciał, by dostrzegła
emocje, jakie budził w nim grający na bębenku pies.
Na środku ścieżki leżał martwy ptak. Angus wpadł
w panikę. Znajduje się na terenie ośrodka. A gdyby
ptaka podniosło któreś z dzieci?
Sięgnął do kieszeni, pewny, że ma tam foliowy
woreczek, ale okazało się, że się mylił. Jest na pięknej
turystycznej wyspie, na konferencji. Po co miałby no-
sić ze sobą foliowe woreczki?
- O, drugi.
Odwrócił się i zobaczył starszego mężczyznę, który
ciągnął wielką torbę i niósł narzędzie używane do
zbierania śmieci z poboczy. Szczęki na końcu długie-
go narzędzia rozwarły się, a potem zacisnęły na ptaku.
Mężczyzna wrzucił go do worka. Angus patrzył na to
z mieszaniną przerażenia i ulgi.
- Strażnicy mają zbierać padłe ptaki - zaprotesto-
wał . -I maj ą obowiązek nosić ochronne ubrania i maski.
- To nie jest ptasia grypa - stwierdził mężczyzna
z taką pewnością, że Angus był gotów mu uwierzyć,
choć nie miał na to żadnych dowodów. - One spadają
z nieba, te ptaki. Widziałem to. Rybacy też widzieli.
To nie jest tak, że przylatują tu zdrowe i u nas chorują.
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl