[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Missie zaśmiała się cichutko.
- Oj Willie, ja już nie mogę się doczekać, kiedy pojedziemy. Jestem
zmęczona tym miastem. Czułam się tu taka osamotniona.
Maleństwo poruszyło się i Willie poprawił jego ułożenie w swoich
ramionach.
- Hej - powiedział nagle Willie - a czy wybraliśmy już dla niego imię?
- Tak... - zapewniła Missie - bardzo piękne imię. Nazywa się Nathan,
Nathan Izajasz.
- Nathan Izajasz - powtórzył Willie - podoba mi się, bardzo mi się
podoba.
Podniósł swojego małego synka w górę i pocałował go w główkę.
- Nathanie Izajaszu, kocham cię - wyszeptał. Niemowlę odwzajemniło
się, marszcząc drobne usta i rozpłakało się. Rodzice uśmiechnęli się, po
czym Missie zabrała dziecko do nakarmienia.
Po czterech dniach LaHaye'owie byli gotowi do drogi. Pani Taylorson
trudno było pogodzić się z ich wyjazdem. Kołysała niemowlę i trzymała
je w ramionach aż do ostatniej chwili. Nawet pan Taylorson wyszedł ze
sklepu i przyszedł się z nimi pożegnać. Trzy razy upewniał się, czy mają
swój własny dom i nie będą musieli wracać do miasta.
Kathy i Melinda popłakały się i przyniosły dla małego Nathana
prezenty na pożegnanie. Miły pastor zaoferował modlitwę na pożegnanie,
a jego żona zaproponowała trochę świeżego chleba na drogę.
Henry przygotował dla Missie łóżko w wozie i postarał się, by nie
wdzierał się do środka wiatr i nie powodował dyskomfortu jej i dziecku.
Nie było już tak gorąco. Missie musiała zadbać o to, by odpowiednio
dobrze ubrać dziecko i siebie, zabezpieczając się przed chłodnym
wiatrem w czasie podróży.
W końcu wyruszyli. Missie w myślach układała sobie kolejny
kalendarz. Za sześć dni będą w domu. W końcu zobaczy upragnioną
ziemię Willie go. Jej podekscytowanie rosło i trudno jej było je
opanować. W końcu opuści to bezbarwne, szare, zakurzone miasto.
Wprowadzi się do własnego domu jak ptak do gniazda i spełni swoje
marzenia. Przez cały czas tuliła do siebie synka.
- A ty, maleńki urwisie - mówiła do niego - nawet nam się nie śniłeś.
Myślę, że dopasujesz się do tych wszystkich marzeń.
Rozdział 16
Ranczo
Jesteśmy już prawie na miejscu - oświadczył entuzjastycznie Willie -
musimy jeszcze minąć to wzgórze. Podróż zajęła im prawie sześć dni. W
obawie, aby nie zmęczyć Missie i dziecka Willie każdego dnia
zatrzymywał się na postój nieco wcześniej niż zazwyczaj, kiedy jechali z
karawaną. Mieli za sobą ostatni dzień długiej podróży.
Missie wstrzymała oddech. Ich własne gospodarstwo, spełnienie
marzeń, znajdowało się za tym wzgórzem! Krajobraz, jaki mijali, okazał
się wprawdzie jeszcze bardziej posępny niż w okolicach Tettsford i
dopóki na własne oczy nie zobaczy zmiany, nie uwierzy, że może
wyglądać lepiej. Pagórki były bardziej kolorowe i pokryte grubą,
wysuszoną trawą. Jednak wszędzie rozprzestrzeniała się karłowata
roślinność rozsiewana samoistnie przez wiatry. Tu i ówdzie można było
spotkać kaktusy i odsłonięte powierzchnie skał, które dodawały
atrakcyjności całej scenerii i były swego rodzaju urozmaiceniem. Lecz
może jakimś cudem... tak bardzo chciała podzielać entuzjazm Willie go.
W oddali pojawiło się ciemne pasmo gór. Missie spodziewała się, że
zaprzyjazni się z tymi górami, lecz one pozostawały
powściągliwe, niedostępne, oferując jedynie przyćmione kontury i
chowały się w mrocznej mgle.
- Czasami są purpurowe, a czasami niebieskie albo niemal różowe -
wyjaśnił Willie - w zależności od kąta padania słońca. Potem, w zimie,
kiedy na szczytach leży śnieg, są olśniewająco białe.
- Czy z naszego domu będzie widać te góry? - zapytała Missie z
wielką nadzieją. Chciała cieszyć się tymi górami i różnorodnością ich
zmiennych nastrojów.
- Nie, z naszej doliny nie są widoczne - odpowiedział Willie. - By je
zobaczyć, musiałabyś wspiąć się na wzgórze, a na to z pewnością nie
będziesz miała ochoty, bo często wieje tam silny wiatr i nie ma żadnej
osłony.
- Silny wiatr... - powtórzyła wolno, zastanawiając się nad jego
słowami. - Jest naprawdę silny... - otuliła się wielkim szalem, czując jego
przenikliwość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl