[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niewolnik, który właśnie tutaj biegł, został porwany przez potężny nurt i natychmiast
uśmiercony. W głębi pałacu wszyscy mieszkańcy zostali zalani zabójczą mieszaniną
jasnej i ciemnej wody i rozpadali się na kawałki. Ziemia wciąż drżała, cała dolina
przemieniła się w piekło, budynki się waliły, mieszkańcy uciekali z krzykiem, ale nie mieli
gdzie się schronić. W końcu wszystko eksplodowało i uniosło się w górę niczym słup
mrocznego zła.
Aoskot panował nieopisany.
Nardagus, który zawsze musiał ponosić odpowiedzialność za wspólnie przez panujących
popełniane fałszywe kroki, biegł jak szalony, żeby się schować w najdalszym i najbardziej
tajemnym pokoju. Tam jednak było już tłoczno. Niezliczeni mieszkańcy pałacu wpadli na
ten sam pomysł i w chwili, kiedy Nardagus dotarł na miejsce, zobaczył, że sufit się wali,
grzebiąc zebranych pod gruzami.
Zawrócił więc, biegł, zataczając się, przez długie korytarze, aż znalazł się na zewnątrz,
skąd miał widok na złą dolinę. Widział, jak pałac i inne budowle wylatują w powietrze
przemienione w czarny słup pyłu i gruzu, znowu zawrócił i pobiegł do najwspanialszej
sali, gdzie władcy leżeli na podłodze i skomleli ze strachu niczym szczenięta, a żaden nie
został oszczędzony. Widział płomiennego mężczyznę, tego, który zwykle oświetlał
pokoje, jak się teraz spala, widział spragnioną życia kobietę leżącą na podłodze, całe
ubranie z niej opadło, odsłaniając zniszczone ciało, widział, że porwała ją nie wiadomo
skąd pochodząca woda, czarna jak jej własna dusza, i cisnęła ją w górę, skąd spadły na
ziemię tylko strzępy.
103
Dachu już nie było, obecni jeden po drugim byli wyrzucani w górę przez niemiłosierną
kaskadę mętnej, szaroczarnej wody.
Nardagus uczepił się mocno jakiegoś mebla. Ja przecież tylko wypełniałem rozkazy,
powtarzał sobie raz po raz. To nie ja robiłem...
Na niewiele się to zdało. Nieoczekiwanie tuż przed nim góra rozdarła się na dwoje i coś
czarnego, gęstego porwało go ze sobą w górę. To była ostatnia sprawa, jaką odnotował.
Marco słyszał i widział dzieło zniszczenia. Wysoki słup brudnej wody podnosił się z
doliny, drugi wydobywał się z góry.
Cała ziemia pod nim się trzęsła. Muszę stąd uciekać, myślał, ale część jego świadomości
zajęta była inną myślą.
Przez całe swoje długie życie uczył się nienawidzić zła, tego, które istnieje jako część
istoty ludzkiej. To jest moja szansa na poprawę świata, myślał. Z całym szacunkiem dla
projektu Madragów i Obcych, ale mam teraz możliwość przyspieszenia procesu.  Niebo
tego zakazuje , powiedziały duchy, ale co one tam wiedzą.
Stał oto, trzymając w ręce materiał do uszczelnienia otworu, który właśnie one mu dały.
Spojrzał na instalację, gdzie kamień zatykał drogę czarnej wodzie, widział pustą rurę
prowadzącą ku dolinie.
Muszę teraz zamknąć otwór. Porządnie. Jeśli się zdecyduję....
W przeciwną stronę woda się sączy, wolno spływa do zródła zła. Zawróciła, gdy droga na
zewnątrz została zamknięta. Co by więc było, gdyby on...?
Nie, nie ma prawa tego robić.
Marco popatrzył na piękne naczynie, wciąż jeszcze do połowy wypełnione jasną wodą.
Ta ilość, jaką skierował ku dolinie, najwidoczniej wystarczyła, bo nie było już śladu ani po
złej dolinie, ani po górze. A on stoi wobec niewiarygodnej możliwości.
Co tak naprawdę wiedziały duchy?
Kamień, którym zatkał rurę, zaznaczał rozwidlenie dwóch nurtów wody. Akurat od tego
miejsca zaczynała płynąć w dwóch kierunkach.
Marco raz po raz wciągał głęboko powietrze.
W końcu jednym jedynym ruchem wyszarpnął kamień i wylał resztę wody z butelki do tej
części rury, która schodziła w dół do zródła zła, po czym szczelnie zatkał rurę
lepiszczem, które dostał od Ducha Ziemi.
Nie miał prawa tego robić. Ale nie mógł się powstrzymać.
24
Grzmoty, potworne wstrząsy i hałasy ustały. Ponad Górami Czarnymi unosiła się ciężka,
czarna chmura, która sprawiała, że wszystko tonęło w takich ciemnościach, jakie
niekiedy na powierzchni Ziemi zalegają w zimowe noce.
Na pokładzie J2 było spokojnie. Wszyscy, zmęczeni zwłaszcza psychicznymi
zmaganiami, potrzebowali odpoczynku.
Shira rozmawiała półgłosem z Shamą.
- Nigdy nie trafiłam do twojego czarnego ogrodu - powiedziała z bladym, smutnym
uśmiechem.
- To prawda. Zamiast tego przeszłaś do świata duchów.
104
- Tak. Shamo, jest coś, nad czym się często zastanawiałam podczas tej podróży...
Jechaliśmy przez Dolinę Róż. Róże były czarne. Złe, czarne jak noc róże. Czy to był twój
ogród?
- Nie, nie, skąd - protestował przestraszony. - W moim ogrodzie panował spokój,
wszystko było piękne, nikt nie cierpiał. Nie było tam żadnego zła.
- Powiadasz  było ?
- Tak - przyznał zmęczony. - To przecież miało miejsce na tamtym świecie. Opuściłem to
wszystko. Straciłem swoje państwo, ponieważ dawna wiara w nasze bóstwa wymarła.
Natrafiłem tutaj na ślad ciebie i Mara. Popełniłem wprawdzie błąd w obliczeniach, ale
teraz znowu jesteśmy razem. Tak się cieszę!
Jeszcze nie jesteśmy w Królestwie Zwiatła, pomyślała Shira. Jeszcze trochę poczekamy
na Marca. Ech, Marco, Marco, co się z tobą dzieje?
Usłyszała niespokojne głosy w innej części pojazdu. Z drugiego pokoju słychać było
podniecony głos Tsi:
- Ale przecież musimy go szukać, mogło go spotkać jakieś nieszczęście!
Ram i Cień próbowali go uspokajać. Marcowi nic nie grozi!
- Nie, teraz kolej na mnie - protestował Tsi-Tsungga. - Nic właściwie nie zrobiłem podczas
całej wyprawy, po prostu leżałem, będąc ciężarem dla wszystkich.
Owszem, mój chłopcze - rozległ się lekko kpiarski głos Indry gdzieś niedaleko Shiry. -
Owszem, zrobiłeś, i to nawet bardzo dużo!
Siska, która była z Indrą, pochyliła z uśmiechem głowę.
Tsi upierał się przy swoim:
- Jestem najlepszym kierowcą gondoli. Pozwólcie mi wziąć tę małą, dwuosobową, to go
odnajdę i przywiozę tutaj.
Odpowiedział mu Ram:
- Tsi, my nawet nie wiemy, gdzie on się podziewa...
- To będę go szukał!
- Mowy nie ma! Nie wolno ci się stąd oddalać. Marco da sobie radę sam, możesz być
pewien. Jest przecież nieśmiertelny!
- No, teraz Tsi ustąpi - powiedziała Siska spokojnie. - On nie może stąd wyjść pod
żadnym pozorem, zakazuję mu!
- Powiedziałaś mu już? - zapytała Indra półgłosem.
- Jeszcze nie. Wciąż panowało tu takie zamieszanie. Zresztą nie mogę zwalać mu na
głowę wszystkiego na raz.
Shira zastanawiała się, o czym one rozmawiają.
Straszny huk wstrząsnął J2, wielkie kamienie sypały się na dolinę, w której stał pojazd. Z
zewnątrz, z gór i dolin, dochodził wrzask tysięcy gardeł. Błyskawica przecięła czarne
niebo i Duch Ziemi zawołał:
- On to zrobił, zrobił to ten szaleniec! Wlał jasnej wody do zródła zła!
Ogromny głaz wylądował na dachu J2.
- Jeśli życie zgromadzonych istot ma zostać uratowane, to musimy stąd uciekać, i to jak
najszybciej - powiedział Duch Wody do Farona.
Stali obaj przy oknie w pomieszczeniu kontrolnym.
105 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl