[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komputerowych, powiedziałbym, że z tego wyjdzie.
Dallas wyszczerzył zęby w uśmiechu i kiwnął głową. - Tylko to chciałem wiedzieć. Dzięki.
- Obyś się nie mylił, Ash - dodała Ripley. - W paru kwestiach mamy inne zdanie, ale modlę się, żeby twoja diagnoza była
słuszna.
Naukowiec wzruszył ramionami.
- Chciałbym zrobić dla Kane'a coś więcej, ale, jak powiedziałem, nie jestem lekarzem. Wszystko zależy od autodoka.
Pokazuje mi teraz jakieś dziwaczne odczyty, ale nie znalazł jeszcze niczego konkretnego. Możemy jedynie czekać, aż wykryje,
co ten obcy symbiont Kane'owi zrobił. Wtedy postawi dokładną diagnozę i rozpocznie leczenie. Ash nagle posmutniał. - Tak,
żałuję, że nie jestem lekarzem. Nie lubię obsługiwać takich maszyn.
Ripley okazała zdziwienie.
- Pierwszy raz wyrażasz się przy nas niepochlebnie o jakiejś maszynie, Ash.
- %7ładna maszyna nie jest doskonała. Powinny być bardziej elastyczne, powinny umieć lepiej dopasowywać się do
sytuacji. Gdybyśmy tu mieli oddział szpitalny z kompletnym wyposażeniem, a nie to maleństwo, sprawy wyglądałyby zu-
pełnie inaczej. Naszego autodoka nie zaprojektowano, by badał organizmy tak... obce. Ten problem może przekraczać jego
możliwości. Jak każda maszyna, autodok realizuje tylko określony program, nic więcej. Szkoda, że moja wiedza medyczna jest
tak mała.
- I pierwszy raz publicznie negujesz swoją wszechwiedzę - skonstatowała Ripley.
- Nigdy nie twierdziłem, że wiem wszystko. Ale jeśli człowiek wie mniej, zawsze ogarnia go uczucie małości, ignorancji.
To chyba normalne. - Spojrzał na Kane'a. Uczucie to dochodzi do głosu zwłaszcza wtedy, gdy wszechświat zmusza nas dc
konfrontacji z czymś, co wykracza poza ludzkie doświadczenie i wyobraznię. Brak mi wiedzy, żeby sobie z tym poradzić,
dlatego czuję się tak, jak się czuję.
Wziął szczypce, ujął stworzenie za dwa kościste palce i przeniósł ostrożnie do przezroczystego pojemnika. Wcisnął guzik
i pojemnik został hermetycznie zamknięty. Po chwili wnętrze naczynia wypełniła żółtawa poświata.
Ripley obserwowała poczynania Asha z napiętą uwagą. Podświadomie oczekiwała, że monstrum nagle ożyje, że bryzgnie
wokół żrącą cieczą, stopi twarde szkło i przylgnie do twarzy któregoś z nich. W końcu, przekonana ostatecznie, że już jej nie
zagraża, ruszyła w stronę wyjścia.
- Nie wiem jak wy - rzuciła przez ramię - ale ja mam ochotę na kubek kawy.
- Dobra myśl. - Dallas zerknął na Asha. - Poradzisz tu sobie bez nas?
- Boisz się mnie zostawić sam na sam z tym tu? - Ash wskazał kciukiem naczynie i uśmiechnął się szeroko. - Jestem
naukowcem. Takie koszmarki wzbudzają moją ciekawość, nie wywołują uczucia strachu. Dam sobie radę, dzięki. Jak trafię na
coś nowego albo jak stan Kane'a ulegnie zmianie, natychmiast was zawiadomię.
- Dobra. - Kapitan spojrzał na Ripley. - No to chodzmy poszukać tej kawy.
Ruszyli na mostek. Skrzydła drzwi do izby zabiegowej zwarły się szczelnie. Maszyna kontrolowała stan
zdrowia nieprzytomnego pacjenta. Ash kontrolował maszynę...
8.
Kawa podziałała i na żołądki, i na umysły. Nostromo funkcjonował bez zarzutu, całkowicie obojętny wobec martwego
stworzenia w izbie zabiegowej. Mostek wypełniały znajome zapachy i dzwięki.
Dallas wiedział, którzy członkowie załogi owe zapaszki roztaczają. Nie denerwowały go ani nie urażały jego poczucia
estetyki, nie. Ot, codzienność, na statku zwyczajna sprawa. Pociągnął kilka razy nosem i tyle. Takie fanaberie jak dezodoranty
były tu nie do pomyślenia, nie na statku wielkości i klasy Nostromo. Ludzie zamknięci w metalowym pudle, lata świetlne od
ciepłej Ziemi, pozbawieni świeżego powietrza, mieli na głowach rzeczy o wiele ważniejsze niż zwracanie uwagi na zapaszki
unoszące się wokół kolegów.
Ripley jednak była wciąż nie w sosie.
- Co cię gryzie? Ciągle ta sprawa z Ashem? To, że otworzył śluzę i nas wpuścił?
Głos miała spięty, zawiedziony.
- Jak mogłeś pozostawić decyzję w jego rękach? Decyzję tej wagi?
- Już ci mówiłem - tłumaczył cierpliwie. - To ja zdecydowałem, że wchodzimy z Kane'em na statek... Aha, chodzi ci o to,
że pozwoliłem mu zatrzymać to paskudztwo?
Skinęła głową.
- Tak. Nie ma co kłócić się o śluzę, co było, to było. Zresztą może i się myliłam. Ale żeby trzymać to bydlę na statku po
tym, co zrobiło Kane'owi?
Próbował ją udobruchać.
- Jeszcze nie wiemy, czy tak naprawdę cokolwiek Kane'owi zrobiło. Wiemy, że pozbawiło go przytomności. Autodok
twierdzi, że nic mu nie jest. A jeśli chodzi o to, że zostało na statku? Ja jestem tylko pilotem, Ripley, ja tym statkiem tylko
kieruję.
- Jesteś kapitanem.
- Papierowy tytuł, w pewnych sytuacjach kompletnie bez znaczenia. Parker ma nade mną władzę w kwestiach
technicznych. W sprawach naukowych to przecież Ash ma ostatnie słowo.
- Jakim cudem? - W jej zgorzkniałym głosie przebijała nutka ciekawości.
- To nie cud, Ripley, to normalka: rozkazy Towarzystwa. Przeczytaj wykaz swoich. praw i obowiązków.
- Od kiedy tak jest?
Dallas zaczynał tracić cierpliwość.
- Rany boskie, Ripley, Nostromo nie jest statkiem wojskowym. A skoro nie jest, to podlegasz właścicielowi, który mówi
ci, że ma być tak a tak i kropka. Ogólna zasada jest taka, że przestrzega się niezależności poszczególnych działów, jak na
przykład działu naukowego. Gdybym tego nie przestrzegał, długo bym tutaj nie wytrzymał.
- Co jest, Dallas? Czyżby wizja premii za wspaniałe odkrycie rozmywała się tylko dlatego, że możemy mieć na pokładzie
trupa?
- Dobrze wiesz dlaczego - warknął. - %7ładna premia nie zwróci Kane'owi zdrowia. Teraz już za pózno. Stało się i się nie
odstanie. Słuchaj, kochana, zejdz ze mnie, dobra? Bo kim ja jestem, do cholery? Robię na holowniku, ciułam na chleb
powszedni. Gdybym chciał być prawdziwym odkrywcą i uganiać się po wszechświecie za nagrodami, nie szukałbym pracy w
Korpusie Kręgu Zewnętrznego i do tej pory przeżyłbym kupę makabrycznych przygód. Chwała... Nie dziękuję, postoję.
Zadowolę się drobnostką: będę szczęśliwy, jeśli Kane do nas wróci.
Tym razem Ripley nie odpowiedziała od razu. Milczała dłuższą chwilę, a kiedy się odezwała, w jej głosie nie było już ani
żalu, ani urazy.
- Od dawna latasz z Kane'em?
- Od dawna. Zdążyliśmy się dobrze poznać. - Dallas mówił spokojnie, patrzył na konsoletę.
- A z Ashem?
Westchnął. Przyparła go do muru. - Znowu zaczynasz? Co z Ashem?
- Mówisz, że znasz Kane'a. Asha też znasz? Latałeś z nim przedtem?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]