[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cortejo zrozumiał aluzję. Wyciągnął stufrankówkę i powiedział:
- Proszę, zapłacił pan przecie\ za nas.
- Właściwie zapłaciłem za siebie, nie mogę jednak obra\ać pana odmową. Dziękuję!
Tymczasem pociąg ruszył.
Na dworcu w Lomalto panowała atmosfera wojenna. A\ roiło się od francuskich
\ołnierzy. Jedni wysiadali z pociągu, inni tłoczyli się wokół niego. Mieli nim jechać do
Veracruz, a stamtąd statkiem do kraju.
Przed dworcem stał dyli\ans pocztowy, który dowoził podró\nych do stolicy
Meksyku. Po kupieniu biletów Cortejo i Landola weszli do środka, Grandeprise zaś, lubiący
świe\e powietrze i piękne widoki, wyszedł na górną platformę i tam się rozlokował.
Landola i Cortejo mogli teraz swobodnie rozmawiać.
- Jakie to szczęście - zauwa\ył Cortejo - \e jest pan przebrany. Kto wie, co by się
stało, gdyby ten łotr pana poznał.
- Nie mówmy o tym. Lepiej, \eby do końca nie wiedział, \e znalazł tego, kogo szukał.
Nie znaczy to jednak, \e muszę się go obawiać. Potrafię dać sobie radę z ka\dym, kto mi
stanie na drodze, bez względu na to, kto to jest.
- Co pan zamierza?
- Chce mnie dostać, więc nie trzeba go od tego odwodzić. Teraz jest nam potrzebny.
Spławi się go, kiedy przestanie być u\yteczny.
- Doskonale! Czy wierzy pan, \e mówił prawdę o seniorze Hilario?
- Wierzę święcie.
- Sądzi te\ pan, \e u Hilaria natrafimy na ślad Pabla?
- Jestem pewien. Dlatego właśnie musimy udać się tam niezwłocznie po załatwieniu
naszej sprawy w stolicy.
- O jakiej sprawie pan myśli?
- O tym przeklętym grobowcu.
- To jeszcze nie wszystko. Trzeba sprawdzić, co dzieje się w posiadłościach
Rodrigandów. Nie mają przecie\ teraz \adnego pana.
- Znajdzie się jakiś.
- Ciągle pan zapomina, \e hrabia Fernando zmarł tylko pozornie oraz \e mój brat
skazany został na banicję. W rezultacie nikt nie zarządza posiadłościami.
- Na pewno zajął się nimi rząd.
- Sądzi pan, \e je skonfiskowano?
- Nie. Przecie\ formalny właściciel, hrabia Alfonso, nie został wygnany z kraju i nie
pozbawiono go praw.
- Przypuszcza więc pan, \e rząd zajął się administracją? Bardzo w to wątpię.
- Dlaczego?
- Hm! Jaki rząd ma pan na uwadze?
- Cesarski.
- Cesarz Maksymilian bez pozwolenia i zgody marszałka Basai-ne'a niczego nie
przedsięwezmie!
- Okupanci ju\ sobie z tym poradzą. Pański brat ciągnął z tych dóbr zyski, dlaczego
Francuzi mieliby być głupsi od niego? Trzeba przeczekać, nic innego nam nie pozostaje.
- Jestem innego zdania. Przecie\ mogę przedstawić upowa\nienie podpisane przez
hrabiego Alfonsa, w którym poleca mi, bym uporządkował jego sprawy.
- Ale czy zechcą respektować ten dokument?
- W ka\dym razie postaram się przedostać do pałacu Rodrigan-dów, aby zasięgnąć
języka.
- Co to panu da? Tylko narazi się pan na niebezpieczeństwo i zdemaskowanie.
- Wykluczone. Mam dobre papiery i jestem ucharakteryzowany. Nikt mnie nie pozna.
- Pańska sprawa! Wybaczy pan, ale ja nie będę brał w tym udziału. Podczas pańskiej
wizyty w pałacu posiedzę sobie w jakimś spokojnym miejscu.
Dyli\ans dojechał do stolicy i zatrzymał się przed gospodą. Podró\ni zajęli pokoje.
Landola i Grandeprise poło\yli się spać. Cortejo zaś udał się do pałacu. Po obu stronach
bramy wznosiły się budki szyldwachów. Stała przed nimi stra\ honorowa, co wskazywało, \e
w pałacu mieszka wysoki rangą wojskowy. Cortejo chciał wejść, ale jeden ze stra\ników
zagrodził mu drogę.
- Do kogo pan idzie?
- Czy mógłbym wiedzieć, kto tutaj kwateruje?
- Generał Clausemonte.
- Chciałbym porozmawiać z właścicielem tego domu.
- Chodzi panu o administratora? Parter, na prawo. Wszedłszy na korytarz, Cortejo
ujrzał na drzwiach tabliczkę z napisem  Administracja . Zapukał i znalazł się w du\ym
pokoju, w którym przy biurkach pracowało kilku urzędników. Jeden z nich podszedł do niego
i zapytał:
- Czego pan sobie \yczy?
- Chcę mówić z panem administratorem.
- Administrator je śniadanie.
- Proszę mnie zameldować!
- Musi pan poczekać. Mój zwierzchnik nie \yczy sobie, aby mu przeszkadzano w
czasie posiłku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl