[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Gdzie idziesz??
- Do krisznowców po jedzenie - odpowiada, i już chcę za nią biec, gdy Wiktor
ciągnie mnie do dołu - puść mnie, ty debilu, to przez ciebie to wszystko, puszczaj, ty
durna pało.
- Uspokój się, Dawid, przyjacielu, stoisko jest pięć kroków stąd, przejdziesz w
lewo za tym namiotem i już jest, poza tym ona wie gdzie to jest, przecież była tam po
jedzenie dla nas rano - mówi Wiktor, sprowadzając mnie do ziemi, siadam, przez ten
zgubny ułamek sekundy go słuchając.
- Nadopiekuńczy z ciebie brat - śmieje się Grucha, śmieje się tak parszywie, tak
chłodno, tak lodowato, że mam ochotę kopnąć go w twarz.
- Dawid to fantastyczny kolega - mówi Wiktor, i łapie mnie za ramię,
przyciskając do siebie i nie zwracając żadnej uwagi na mój opór. - Naprawdę
fantastyczny, najlepszy!
Tak, Wiktor, fantastyczny, najlepszy, bez wątpienia.
- Nie wątpię, Wiktor - Corky - Ale jak się pytałem, Dawid, co robisz, to pytam
się, co robisz w ogóle?
- Nie pracuję - odpowiadam, wzbudzając kolejną falę brechtu. Nie mam ochoty
z nimi siedzieć. To jacyś idioci. Wyobrażam sobie, jak popychali Wiktora na korytarzu
i kopali go w dupę, pluli mu do plecaka i wytykali go palcami za każdym razem, gdy
wchodził do szkoły. To takie spotkanie po latach, radosne przypomnienie sobie, kto w
szkole był największym downem. A on tego nie widzi. Biedak. Debil. Ale nie taki jak
ty. Ty spierdoliłeś sprawę. Gruntownie. Dokumentnie. Na całej linii. Idz do niej.
Biegnij za nią. Znajdz ją, złap, przyciśnij do siebie.
Idz do niej.
- Idę do namiotu - mówię - jak przyjdzie Kaśka, to jestem w namiocie.
- Co, już dosyć? - słyszę za sobą krzyk Gruchy.
- Dosyć tego wszystkiego - chcę odpowiedzieć samemu sobie, cicho, pod
nosem, jednak wypowiadam to na głos.
LEVEL 7
Było milo. Jak sobie tak pomyślę, to rzeczywiście było milo. Przez kilka
głupich, przezroczystych, podartych już teraz na kawałeczki jak nieważne dokumenty,
momentów. Chwil - paragonów. Przez chwilę rzeczywiście było miło.
Skręt do rzeczywistości.
Where is my mind.
- Gdzie ona jest? - warczy ten facet, i chyba już mogę się odwrócić; gdyby miał
strzelić, zrobiłby to; widzę Wiktora, nadal leży w kucki, z głową wtuloną w dłonie, i
chyba się zlał.
Wy skurwiele, tego kolesia wycięli żywcem z Rain Mana, przez jego żyły
płynie tylko ciepłe, słodkie dobro o konsystencji kiślu, a wy mu robicie takie rzeczy.
Nie mogę na to patrzeć. To jak scena z Listy Schindlera.
- Nie wiem, gdzie ona jest.
- Wiesz w ogóle, o kim ja mówię? - warczy facet, chowa broń do kabury, i
wreszcie mam okazję mu się przyjrzeć. Rzeczywiście ma w sobie coś z De Vito -
płasko przylizane do tyłu głowy resztki włosów, szeroki nos, spłaszczoną głowę, która
naprawdę przypomina zeszłorocznego ziemniaka.
- Kurwa, jaki będę miał z tego materiał, dzięki, Krzysiek! Ja pierdolę - córka
królowej śledzi ucieka z narkomanami na rockowy festiwal! Kurwa, z tego będą trzy
okładki - z tyłu za nim pokrzykuje jakiś facet z kamerą, wyżelowany grubas w
ciuchach ze sklepu z modnymi ubraniami dla zupełnie niewyjściowych ludzi; zarost
tylko przydaje mu wyglądu karmionego sterydami niemowlaka.
Królowej śledzi?
Nie martw się o moich rodziców, powtórzyła, machając nogami, a mi znikąd w
gardle wzięła się wiśniówka z amfetaminą, ten niewysłowiony haj, który przytrafia ci
się w momencie, gdy wiesz, że robisz właśnie to, co należy.
Pod czaszką ktoś rozgrywa mi partię pinballa na sto tysięcy kulek; do tego
bandy wytwarzają pole antygrawitacyjne. Jedną z kulek jest ta piosenka:
With your feet in the air and your head on the ground
Try this trick and spin it, yeah
Your head will collapse
But there's nothing in it
And you'll ask yourself
Where is my mind.
Ta sytuacja jest dużo bardziej absurdalna, niż mógłbym się spodziewać. Bo
przed chwilą nie miałem okazji się jej niestety przyjrzeć. Nie miałem okazji nawet jej
poczuć. Próbuję zrekonstruować w głowie ostatnie kilka sekund, jakbym zlepiał ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl