[ Pobierz całość w formacie PDF ]

postawił sprawę jasno i powiedział, że nie chce się z nikim
wiązać, a dodatku mnie nawet nie pamięta? Po raz pierwszy
w życiu Melanie była - i jest - szczęśliwa. Miałam jej to
zepsuć?
Zacisnął wargi. Zbliżył się do niej.
- Miałem prawo wiedzieć, że będę miał dziecko.
Raina zamknęła oczy i kiwnęła głową.
- Przyznaję, że po tej rozmowie telefonicznej obieca-
łam sobie, że ci nic nie powiem, ale potem... - przerwała.
Starannie dobierała słowa: - Potem zrozumiałam, że musisz
się dowiedzieć. Ja nie mam żadnej rodziny. Gdyby coś mi
się stało, Emma zostałaby sama. Ta myśl po prostu mnie
przeraziła.
- Zamierzałaś mnie poinformować, bo muszę to wie-
dzieć, a nie dlatego, że bym chciał?
- Tamtej nocy powiedzieliśmy sobie jasno i wyraznie,
że żadne z nas nie szuka miłości ani trwałego związku -
57
S
R
ciągnęła ostrożnie. - Dlaczego miałabym sądzić, że zmie-
niłeś zdanie?
Być może taki był początek tej nocy, ale nie koniec.
Przynajmniej nie dla niej. Nad ranem marzyła już tylko o
tym, by koniec nie nastąpił nigdy. Zdążyła się w nim za-
kochać.
A potem on zniknął.
- Lucianie - westchnęła. - Odkąd się dowiedziałam
o ciąży, chciałam tego dziecka bardziej niż czegokolwiek
na świecie. Emma to całe moje życie.
Stał i patrzył na nią w milczeniu. Zmrużone oczy, za-
ciśnięte usta. Napięcie rosło, a on nadal nic nie mówił. W
końcu odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju.
Raina wypuściła długo wstrzymywany oddech, odcze-
kała chwilę i poszła za nim. Serce jej zamarto, gdy usłyszała
dzwięk zapalanego silnika samochodu Luciana.
Uporczywy płacz Emmy nie pozostawił jej wyboru.
Musiała iść do córeczki i stawić czoło rodzinie Luciana.
Wzięła głęboki wdech, uniosła głowę i weszła do jadal-
ni. Wszyscy poza Kevinem i Gabem nadal siedzieli przy
stole. Podnieśli głowy, gdy stanęła w progu.
- Przepraszam - zaczęła wyjaśniać, choć w gruncie rze-
czy nie miała pojęcia, co ma im powiedzieć. - Lucian i ja,
my...
- Raino, nic nie musisz mówić. - Melanie wstała od
stołu. Na rękach trzymała zmęczoną, marudną Emmę. - To
ja cię przepraszam. Wyłączyłam to, ale nie dość wcześnie.
Nie zanim...
Raina spojrzała w kierunku, który wskazywała jej Me-
lanie. Ku dębowemu kredensowi.
58
S
R
O, Boże.
Serce Rainy przestało na moment bić.
Nadajnik w pokoju dziecinnym!
Z rosnącym przerażeniem popatrzyła na innych. Nie
wiedziała, ile dokładnie usłyszeli, ale najwyrazniej wystar-
czająco dużo.
O, Boże!
Reese jako pierwszy przerwał to niezręczną, koszmarną
ciszę.
- A to mi dopiero przyjęcie-niespodzianka!
Lucian wyciągnął gwózdz z kieszonki przy pasie, usta-
wił go i uderzył młotkiem. Gwózdz wszedł w drewno gład-
ko. Lucian zaklął, wyjął kolejny gwózdz, uderzył młotkiem.
I zaklął.
Kolejny gwózdz, kolejne uderzenie, kolejne przekleń-
stwo.
Trwało to już prawie dwie godziny. Wbijanie gwozdzi,
przeklinanie. Myślenie.
Jestem ojcem.
Mam córkę.
Emma jest moim dzieckiem.
Ojciec. Córka. Dziecko.
Kosztowało go to dwie godziny, kilka tuzinów gwoz-
dzi oraz cztery stłuczone palce. W końcu stało się realne.
Był ojcem, ojcem Emmy.
Niezły prezent urodzinowy.
Westchnął ciężko, wrzucił młotek do kieszeni i otarł
twarz. Ledwie zdążył oswoić się z wczorajszą sensacją -o
nocy spędzonej z Rainą - a już wybuchła następna. Miał
59
S
R
dziecko. Od siedmiu miesięcy był ojcem i nic o tym nie
wiedział!
- Do diabła!
Kopnął kawałek drewna leżący na werandzie. Raina
powinna mu była powiedzieć. Miał prawo wiedzieć.
Wciąż o tym myślał, próbował to jakoś poukładać,
zrozumieć. Próbował postawić się na jej miejscu. Myśli, że
on dał nogę; dowiaduje się, że jest w ciąży; dzwoni do nie-
go; on jej nie pamięta; postanawia sama wychować dziecko
i o niczym mu nie mówić, bo uważa, iż on nie chce tego
dziecka.
Lecz zawsze wracał do punktu wyjścia: Emma jest
również jego dzieckiem.
Raina mogła uważać go za gnidę, ale nie powiedzieć
mu, że jest ojcem... Poczuł świeży przypływ gniewu. Ko-
pnął inny kawałek deski.
To niewybaczalne - bez względu na okoliczności.
Do licha! Gdyby tylko potrafił sobie przypomnieć
choć najmniejszy drobiazg z tamtej nocy.
Podobno rozmawiali. On powiedział jej, że nie intere-
suje go związek ani dzieci. To prawda. Nigdy nie spotkał
kobiety, przy której zacząłby się poważnie zastanawiać nad
małżeństwem.
Lecz nigdy wcześniej nie spotkał kobiety takiej jak Ra-
ina. I nie chodziło o piękną twarz czy zabójcze ciało. Ciąg-
nęło go do niej jak do żadnej innej.
A mimo to miał ochotę skręcić jej kark. Gdyby został
u Gabe'a choć chwilę dłużej, nie wiadomo, do czego mo-
głoby dojść.
Wiedział, że niedługo będzie musiał wszystko wyjaśnić
60
S
R
rodzinie. Na pewno mieli świadomość, że coś się dzieje i to
coś niebagatelnego. Ale najpierw musiał ochłonąć, upo-
rządkować uczucia i wszystko przemyśleć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl