[ Pobierz całość w formacie PDF ]

liku tacę z zimnymi napojami.
Lianne spojrzała na siostrę. Już zapomniała, co mówiła jej o Trayu.
- Od tak dawna pracujemy razem, że przede wszystkim jest dla mnie kolegą z
pracy. - Czy siostra jej uwierzy?
Wypiła łyk zimnej coli. Lepiej zmienić temat.
- Słyszałaś, że Sean spotyka się z lekarką weterynarii?
- Naprawdę? - Annalise się zdziwiła.
- Tak, specjalistką od dużych zwierząt. Wczoraj dzwoniła do mnie Bridget. -
Bridget była ich młodszą siostrą, która ostatnio odwiedziła rodziców i miała naj-
nowsze informacje na temat braci.
- Od dawna?
- Od paru tygodni. To pewnie nic poważnego, ale czy wyobrażasz sobie na-
szego wytwornego braciszka z kobietą, która odbiera porody cieląt?
Annalise roześmiała się, potrząsając głową. Spytała o coś jeszcze, i rozmowa
o dzieciach się skończyła.
Lianne spędziła miły wieczór u siostry i wróciła do domu w dobrym humorze.
S
R
Gdyby ona i Tray byli normalnym małżeństwem, często spędzaliby wieczory, od-
wiedzając rodzinę i rozmawiając i żartując z przyjaciółmi.
Czy Tray ma wielu przyjaciół? Słyszała tylko o Jasonie. Może woli chodzić
do klubów, niż odwiedzać przyjaciół w domu? Nie wiadomo, czy miałby ochotę
spędzać wieczory w rodzinnym gronie...
Pod koniec następnego tygodnia Lianne zaczęła się poważnie niepokoić. Emi-
ly jednak uspokajała ją, mówiąc, że Tray dzwonił kilka razy i nic złego się nie dzie-
je.
Tylko że Emily nie musi sprawdzać w kalendarzyku, kiedy się kończy jej
płodny okres. Dni mijały nieubłaganie. W czwartek po lunchu wreszcie zadzwonił
Tray.
- Gdzie jesteś? - spytała.
- W biurze. Przyjdz.
Kiedy weszła do jego gabinetu, Tray miał zmęczoną, lecz uradowaną minę.
- Witaj - powiedziała.
- Tak się cieszę, że wróciłem. - Chwycił ją w ramiona i całował tak długo,
jakby nigdy nie chciał przestać.
O Boże! Tak bardzo za nim tęskniła.
- Jestem wykończony. Za dwie godziny mam spotkanie w Białym Domu -
oznajmił, wpatrując się w jej twarz - ale musiałem się z tobą zobaczyć. Jak z cza-
sem?
- Dokładnie w połowie - odparła, tracąc oddech.
- W takim razie nie marnujmy ani chwili - szepnął, obsypując pocałunkami jej
twarz i szyję.
Zrzucił marynarkę, rozpiął jej bluzkę, a ona rozpięła jego koszulę. Potem jed-
nym ruchem dłoni zrzucił wszystkie rzeczy z biurka na podłogę.
S
R
- To nie jest łóżko, ale nie szkodzi - rzucił cicho.
Lianne wstrzymała oddech. Tray oszalał. Ona też.
Ubrała się w ciągu sekundy, unikając wzroku Traya. Zachowali się jak sza-
leńcy! Co by było, gdyby Emily weszła do pokoju? Albo gdyby ktoś inny zapukał i
wsadził głowę, by sprawdzić, czy Tray jest u siebie? Na pewno wiele osób w biurze
wiedziało już, że wrócił.
Pochyliła się, szukając butów. Pod biurkiem leżała sterta dokumentów, które
spadły z blatu razem z długopisami, flamastrami i telefonem.
- O Boże! Musimy to szybko sprzątnąć!
Tray wzruszył ramionami, zawiązując krawat.
- Emily to zrobi.
Lianne się wyprostowała.
- O nie! Nikt nie może dowiedzieć się, co się stało. Emily nie ma prawa zoba-
czyć tego bałaganu.
Tray przyglądał się z rozbawieniem, jak Lianne gorączkowo zbiera papiery z
podłogi.
- Te dokumenty wypadły z teczki Sorensona - powiedział.
- To je schowaj - rozkazała, ustawiając telefon na biurku w odpowiednim
miejscu.
Tray był nieco speszony, ale z przyjemnością oglądał to przedstawienie.
Lianne jest gotowa posprzątać cały gabinet, o ile w porę jej nie powstrzyma. Za
każdym razem, gdy się schylała, spódniczka opinała się na jej pośladkach, a poń-
czochy na nogach połyskiwały, odbijając światło. Jej włosy były potargane, a na
ustach nie miała już ani śladu szminki.
Nie mógł oderwać od niej oczu. W Europie nie pozwalał sobie na to, żeby o
niej myśleć. Musiał skoncentrować się na pracy. Za niespełna godzinę musi spotkać
się z prezydentem. Przedtem powinien jeszcze pojechać do domu, umyć się i prze-
brać. Mimo to nie mógł ruszyć się z miejsca.
S
R
Wpatrywał się w Lianne, która mamrocząc coś pod nosem, gorączkowo zbie-
rała dokumenty z podłogi i wpychała je do przypadkowych teczek. Będzie miał du-
żo roboty, by potem to wszystko uporządkować. Cóż mógł poradzić na to, że tak
niespodziewanie jej zapragnął?
Jeszcze nigdy tak się nie zachował. Nie miał zwyczaju kochać się na biurku.
Na swoje usprawiedliwienie miał tylko to, że przez wyjazd do Europy stracili mnó-
stwo cennego czasu i teraz muszą to nadrobić. O ile znał Lianne, podczas jego nie-
obecności na pewno nie przeprowadziła się do niego. Czy trzeba zaczynać wszyst-
ko od początku?
- Gdzie mieszkasz? - zapytał, sznurując but.
- W domu. A gdzie miałabym mieszkać?
- U mnie.
Lianne milczała.
- Myślałem, że się wprowadzisz - dodał.
- Zastanawiałam się nad tym długo, ale nie podoba mi się ten pomysł. Wolę,
żeby było tak jak dotąd.
- Dom nad oceanem albo biurko? - spytał z przekąsem.
- Dom nad oceanem. Biurko to był wyskok. Czy pomyślałeś o tym, że ktoś
mógłby nas zobaczyć?
Lianne była naprawdę przerażona. Zrobiło mu się przykro, że ją zdenerwo-
wał.
- Przepraszam cię, Lianne. Czy możemy porozmawiać pózniej, bo zaraz mam
spotkanie z prezydentem? - spytał, spoglądając z niepokojem na zegarek.
- Możemy wcale nie rozmawiać - odparła, ruszając w stronę drzwi.
Chwycił ją za rękę, odwracając twarzą do siebie.
- Mogłaś poprosić, żebym przestał - powiedział cicho.
- Nie chciałam - odparła z rozdrażnieniem.
Tray wybuchnął śmiechem, odrzucając głowę w tył. Potem pochylił się, mu-
S
R
skając ustami jej policzek.
- Zapamiętam to - oznajmił. - Zadzwonię do ciebie po rozmowie z prezyden-
tem.
- Nie musisz. Będę zajęta. - Wyrwała mu się i wypadła na korytarz.
Obserwował ją, dopóki nie weszła do damskiej toalety. Niezle, pomyślał,
przegarniając dłonią włosy. Zachował się jak narwany nastolatek. Nie miał nic na
swoje wytłumaczenie, ale Lianne także tego chciała. Pamiętał jej słodkie pocałunki
i pieszczoty.
Do diabła, zaraz ma spotkanie z prezydentem!
ROZDZIAA DZIEWITY
Lianne umyła twarz i wytarła ją papierowym ręcznikiem. Potem przeczesała
ręką włosy i przejrzała się w lustrze. Jeśli spotka kogoś na parkingu, to powie, że
ma gorączkę.
Starając się zachować spokój, weszła do swego pokoju po żakiet i torebkę. Na
korytarzu spotkała kilka osób, które były zbyt pochłonięte własnymi sprawami, że-
by ją zaczepiać.
Około trzeciej po południu była już w domu. Nigdy nie wyszła wcześniej z
pracy, jeśli nie była ciężko chora. Co teraz robić? Przypomniała sobie, jak Tray
jednym ruchem strącił wszystkie dokumenty z biurka na podłogę.
To było niesamowite. Nigdy nie przypuszczała, że ten opanowany i twardy
człowiek może się tak zachować. Ale ona też nie zachowała się normalnie. Jeszcze
nigdy nie uprawiała seksu na biurku w gabinecie.
Wzięła prysznic, przebrała się w ciepłe spodnie i sweter i zaczęła sprzątać po-
kój. To najlepsza terapia, a poza tym chciała, żeby było ładnie, gdy Tray przyjdzie
do niej po rozmowie z prezydentem.
O siódmej wiedziała już, że nie przyjdzie.
S
R
Po dziesiątej leżała w łóżku, gdy zadzwonił telefon.
- Halo?
- Dopiero wyszedłem. Jest za pózno, żeby do ciebie przyjechać. Czy chcesz
jechać w tym tygodniu nad ocean?
Słyszała uliczny gwar i klaksony aut.
- Bardzo długo tam byłeś - powiedziała.
- To nie jest w istocie nasza sprawa. Protection odgrywa w tym kryzysie dru-
gorzędną rolę. Ale kiedy prezydent dowiedział się o sytuacji, kazał zwołać eksper- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl