[ Pobierz całość w formacie PDF ]
faszerujemy małego techniką, ile się da. On i Peter dobrze się ze sobą zgadzają. CIEBIE
wybrałam do dalszego szkolenia, więc nie zrób na Drugiej jakiejś głupoty, dobra?
- Nie ma mowy! To marchewka, która będzie mi dyndać przed nosem przez sześć
długich miesięcy! - Lance wstał. - Jaka szkoda, że Dave Lehardt nie jest prawdziwym
Talentem. Cudownie sobie radzi z Finem i z tym obleśnym typkiem.
Rhyssa wzdrygnęła się na samo wspomnienie o księciu Phanibalu.
- Chyba niezbyt go lubisz?
- Oj tak!
- Zawsze wiedziałem, dziecinko, że masz dużo zdrowego rozsądku! - zachichotał
Lance.
16
Rhyssa i Dorotea martwiły się o Petera; obie taiły to przed chłopcem, którego
teleempatia rozwijała się na równi z kinezą. Nie tylko wyczuwał lub wysyłał emocje; stawał
się prawdziwym telepatą, zdolnym nadawać i przyjmować przekazy językowe i abstrakcyjne.
%7ładna z nich nie zwróciła uwagi na to, że niekiedy, w chwilach dużego wzburzenia, Peter nie
czerpał energii z generatora w trakcie kinetycznych ćwiczeń.
Dorotea uwielbiała gotować dla chłopca, który odzyskał apetyt; gdy tylko nauczył się
wykonywać zwykłe czynności, spożytkowała jego kinezę do przygotowywania posiłków.
Potrafił obierać jabłka i ziemniaki, skrobać marchew, krajać warzywa, łuskać fasolę -
wszystko kinetycznie. Pałaszował każdą potrawę i zaczął nabierać ciała; Rick nauczył go
ćwiczeń wzmacniających mięśnie, a godziny spędzone w ogrodzie Dorotei nadały cerze
Petera zdrowy wygląd. W niczym już nie przypominał zabiedzonego paralityka z zanikami
mięśni. Chłopiec musiał niezmiernie uważać przy wszystkich czynnościach: nadal nie miał
czucia w rękach i nogach oraz w dolnej części tułowia, więc łatwo mógłby się zaciąć,
skaleczyć lub poparzyć.
Kiedy Rick musiał wreszcie polecieć na Drugą, Peter chodził osowiały niemal przez
cały dzień.
- Rick wróci, Peter - pocieszała go Rhyssa podczas kolacji. - Nauczył cię już
wszystkiego, co sam umie. Teraz musisz poznać samego siebie. Nie będzie to łatwe...
- Sam się mam uczyć? - Chłopiec był tak wstrząśnięty, że zapomniał o dobrych
manierach i jego widelec zawisł nad talerzem.
Peter i Dorotea zawarli umowę: kiedy był sam, mógł przenosić pożywienie do ust w
dowolny sposób, lecz w towarzystwie musiał ściśle przestrzegać etykiety.
- Oczywiście - odparła Dorotea, jakby to była najnormalniejsza w świecie rzecz.
- Rick dał ci podstawy - dodała z ciepłym uśmiechem Rhyssa. - Teraz potrafisz sam o
siebie zadbać i pomóc w domu czy ogrodzie. Przyszła kolej na drugi krok - testowanie
samego siebie. Nie martw się. Rick zostawił ci dłuuugi spis tego, co masz zrobić podczas jego
pobytu na Stacji.
- Ale mi nie powiedział jak... - Peter wpadł w popłoch.
- Wiesz jak - odrzekła Rhyssa, udając zdziwienie reakcją chłopca; Dorotea poparła ją
zdecydowanym kiwnięciem głową. - Wszystkie paranormalne Talenty biorą swój początek na
poziomie instynktu. Wyostrz swoje instynkty. - Uśmiechnęła się doń i poklepała go po
ramieniu. - Instynkt przywiódł cię do Centrum, prawda? Nie kłopocz się jak ! Zawierz
instynktowi. Korzystaj zeń, wysyłając różne nieruchome obiekty do coraz dalszych i dalszych
miejsc. Zacznij od miejsc, które znasz. Potem przypomnij sobie obrazy Tri-D, a może i posłuż
się matematycznymi koordynatami. O, wezmy na przykład ten widelec z tłuczonymi
kartoflami. Dokąd byś je posłał?
Zawartość widelca zniknęła.
Sasza: Co się tam dzieje?
Rhyssa: Chodzi ci o tłuczone kartofle?
Sasza, nieco zdegustowany: Tak! **Obraz białej kuli na środku jego biurka.**
- Gdzie je wysłałeś, Peter? - spytała odpowiednim tonem Dorotea.
- Na biurko Saszy. Ale na drewno, nie na jakieś ważne papiery - zapewnił ją chłopiec.
- Nie każę ci tego zjeść, ale sprowadz to z powrotem!
Kartofle wróciły na widelec.
Sasza, sarkastycznie: Wielkie dzięki!
Peter: Nie ma za co!
I zachichotał jak każdy urwis, który wyciął kawał.
Sasza do Rhyssy i Dorotei: Dopiero co przyuczyliśmy Madlyn do właściwego
zachowania, a już nastał Peter! Czasami... No, ale skoro trzymają się go żarty, to zaczyna się
przyzwyczajać do wyjazdu Ricka.
I następnego dnia Peter ochoczo trenował - tym razem korzystał z generatora, żeby
rozsyłać po Centrum rozmaite obiekty. Na początek Dorotea dała mu niewielkie przedmioty,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]