[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wytoczył mu się chrapliwy ryk. Zresztą przypominało to raczej bek barana,
jakkolwiek głos był bardziej szorstki, donośny, a jednocześnie stłumiony, niby
płynący nie z piersi, tylko z dna brzucha. Zród ogromnej ciszy barren zabrzmiał
niby warczenie bębna.
Momentalnie zadudniły zaskoczone racice i oto kiedy mądrość natury
objawiła się w całej pełni. Barwa sierści wołów pi\mowych stanowiła dla nich
obecnie kwestię \ycia lub śmierci. Jakkolwiek obdarzony krótkim wzrokiem
ka\dy wół jasno odró\niał na białym śniegu ciemny kontur towarzysza. Nikt nie
rzucił się do ucieczki, wszystko zbiegało się do kupy. Powtórne gardłowe
beczenie Japao skierowało gromadę w kierunku wodza. Jednocześnie Japao sam
dą\ył im naprzeciw.
Jak pionierzy na stepie rozmieszczali wozy w ciasne koło dla osłony przed
napaścią Indian tak Japao i jego plemię, co prawda wolno i niezdarnie, lecz z
ludzką niemal precyzją uczynili krąg obronny. Zadami do środka, głowami
zwróceni na zewnątrz, trwali tak w sprawnym ordynku, jak gdyby ka\dy
poszczególny zwierz odbył specjalne przeszkolenie. Zni\ywszy łby, czekali.
O pięć metrów od ciemnego kręgu wielkich zwierząt Błyskawica i Mistyk
wynurzyli się z mroku. Wilk leśny był nieco speszony widokiem potę\nej
gromady nie znanych mu stworzeń, tote\ niepewnie czekał na inicjatywę
towarzysza.
Błyskawica trzykrotnie zatoczył koło w krąg nieruchomego stada, przy czym
za trzecim razem biegł nie dalej ni\ o cztery metry od zwieszonych nisko łbów.
Ciało jego sprę\yło się do skoku. Na początku czwartego koła zebrał się w sobie
i niby pocisk strzelił prosto ku gardłu Japao. Lecz Japao, choć krótkowidz,
dostrzegł go w porę i niby doświadczony szermierz zręcznie zasłonił się tarczą.
Błyskawica uderzył w nią z taką siłą, \e mimowolny skowyt wydarł mu się z
gardła, podczas gdy odbity gwałtownie padał daleko w śnieg.
W tej\e chwili nowy trzask zaświadczył, i\ Mistyk zawarł pierwszą bli\szą
znajomość z czaszką pi\mowego wołu. Błyskawica porwał się z ziemi warcząc
i bez zwłoki skoczył powtórnie, a wilk leśny, uczciwie, dotrzymywał mu kroku.
Ze dwie lub trzy minuty łoskot odbijanych ciał huczał nieustannie niby
werbel i gdyby Japao oraz jego gromada posiadali jako taki zmysł humoru,
mogliby się szczerze ubawić. Lecz ponure zwierzęta trwały w mrocznej
powadze niby grono rozmodlonych teologów.
Zdyszani, pobici, wywiesiwszy czerwone języki Błyskawica i Mistyk
cofnęli się wreszcie o parę kroków, by rozwa\yć sytuację. Potem zaczęli znów
krą\yć wokół gromady, ale \aden pancerny łeb nie zmienił ani na cal obronnej
swej pozycji. Wtenczas Błyskawica zrozumiał, \e w ten sposób nic nie wskóra.
Jak dotąd nie myślał wcale o swych białych pobratymcach, teraz odczuł raptem
nieodzowność pomocy stada. Stado było mu koniecznie potrzebne ta zajadła
horda, którą wiódł niegdyś na mord gromady karibu, a potem na rzez renów
Olee Johna. Wiedział, \e tylko w ten sposób poradzi sobie z nową zwierzyną.
Nie był to zresztą proces rozumowy. Nie ujawnił równie\ w tym wypadku
\adnej wyjątkowej inteligencji. Po prostu instynkt kazał mu zwołać co rychlej
falangę zbirów.
Odbiegłszy o sto jardów w bok na nagie pasmo barren, zawył co siły. Wył tak
donośnie i z takim przejęciem, jak nigdy dotąd. Tymczasem Mistyk, bystrym
instynktem oceniając manewr towarzysza, w dalszym ciągu trwał przy wołach.
Nawet gdy Błyskawica Odbiegł tak daleko, \e wycie jego stało się ledwie
uchwytne, Mistyk nie porzucił posterunku. A jak długo ten ogromny bury zwierz
cwałował wkoło warcząc i szczerząc zęby, tak długo Japao nie pomyślał nawet o
złamaniu linii bojowej.
O trzy czwarte mili na zachód pasmo barren, biegnące poprzez poszarpana
tundrę, zlewało się z rozległą pustynią śnie\ną. Błyskawica dą\ył tam właśnie,
przystając co paręset jardów, by podać głos. Du\o czasu ju\ minęło, odkąd
wilczy zew do mięsa! po raz ostatni rozebrzmiał w tych stronach, tote\ o
milę dalej biały kształt węszący zgłodniałe a daremnie zatrzymał się raptem
czujnie unosząc łeb. Z większej jeszcze odległości drugi wilk pochwycił sygnał,
ułowił go trzeci i czwarty. Jak daleko były uszy do słyszenia i pyski do wycia,
rozbrzmiewało znane hasło.
Za czasów obfitości karibu setka wilków stawiłaby się na apel, nocy
dzisiejszej rozproszone, nędzne szkielety o krwawych ślepiach, targane
strasznym głodem, przybyły zaledwie w liczbie dwunastu. Błyskawica bez
zwłoki powiódł je za sobą Na wąskim paśmie łąki ułowiły po raz pierwszy
woń zwierzyny. Mistyk gorliwie pilnował posterunku, a. woły tkwiły wcią\ w
miejscu, bez ruchu, gdy \arłoczna zgraja wypadła z ciemności.
Teraz dopiero pod gwiezdzistym stropem rozgorzała prawdziwa bitwa. Wilki
górowały liczbą, tote\ osaczone zwierzęta straciły pierwotny stoicyzm.
Czternaście warczących, skaczących, opętanych głodem bestii nacierało ze
wszech stron, przy czym najza\artsi byli Błyskawica i Mistyk.
Raz po raz, bez przerwy uderzano w opancerzone czoła wołów. Potem
zabrzmiał pierwszy warczący skowyt: zwierzęcy głos bólu. Jeden z białych
zbójców nadział się na ostry róg Japao. Lecz atak nie uległ chwilowej nawet
zwłoce. Zanim Japao zdołał otrząsnąć wilka z rogów, nowy zwierz zatopił kły w
jego nozdrzach i w tym\e mgnieniu, szybko a nieprzewidzianie rozwinął się
dalszy bieg wydarzeń prowadząc do całkowitej klęski.
Ogromny wilk, przesadziwszy z rozpędu schylony kark Japao, nadział się na
zakrzywiony róg jego towarzysza i na czas pewien zarówno sam Japao, jak i jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]