[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bliznięta, Julio? Nie? Mówię ci, odebranie jednego dziecka jest przeżyciem,
co dopiero mówić o dwojgu.
RS
29
Ryan podjechał pod wielki dom, ciemny, jeżeli nie liczyć paru
oświetlonych okien na każdym piętrze. Wysiadł i pomógł wysiąść Julii.
- Brakowało nam ciebie, Julio, kochanie - powiedział ze szczerością w
głosie. - Szpital bez ciebie nie jest już tym, czym był...
- Daj spokój, Ryan. Nick zasypia, a ja ledwo widzę na oczy - jęknęła
Meg. - Zachowaj resztę na jutro.
Młody lekarz westchnął.
- Mógłbym dać wam klucze - zasugerował. - Wrócilibyście z Nickiem do
Camps Bay, a ja poszedłbym z Julią na górę i tam ją uwiódł. Jak ci się
podoba ten pomysł, Julio?
- Niespecjalnie, Ryan - odparła ze śmiechem. - Po pierwsze nie sądzę,
żeby pielęgniarkom wolno było przyjmować mężczyzn w pokoju, a po
drugie nie mam ochoty zostać uwiedziona. Ale dziękuję za propozycję.
Może kiedyś skorzystam. I na litość boską, mów ciszej. Ludzie śpią.
Ryan przyłożył rękę do serca.
- Będę musiał się zadowolić marzeniem o przyszłości. Dobranoc, miłości
mego życia.
- Jedna z miłości twego życia - poprawiła Julia.
Ryan porwał ją w ramiona i pocałował gorąco w usta. Julia pomachała
im na pożegnanie, a kiedy się odwróciła, by wejść do budynku, ujrzała, jak
z ławki na werandzie podnosi się mężczyzna.
- Widzę, że miała siostra przyjemny wieczór - powiedział. Jak długo tam
siedzi?
Od dawna, pomyślała z przerażeniem. Słyszał jej głupią rozmowę z
Ryanem, widział, jak Ryan ją pocałował, i skoro jest Adamem Brentem,
potraktuje całą sprawę śmiertelnie poważnie. Potem uderzyła ją inna myśl.
- Co pan tu robi? - zapytała, zapominając o uprzejmości. - Kto pana
potrzebował o tej godzinie?
- O drugiej w nocy? Nikt z pacjentów siostry. To pani Johnson z
pierwszego piętra. Ma rozedmę płuc i dostała infekcji wirusowej. Wie
siostra, jak prędko w takich wypadkach następują zakłócenia oddychania.
Podaliśmy lek rozszerzający oskrzela. - Jego ton był szorstki. - Właśnie
wychodziłem, kiedy przyjechaliście. Nie chciałem przeszkadzać.
Julia otwierała już usta, żeby się usprawiedliwić, powiedzieć, że zna tych
ludzi od lat, jeszcze ze stażu, ale zrezygnowała. Nie ma powodu się z
niczego tłumaczyć.
- Dziękuję za troskę, doktorze - rzekła chłodno. - Dobranoc. Nie odsunął
się, żeby pozwolić jej przejść.
- Widzę, że chętnie się pani całuje - powiedział dość dziwnym tonem.
RS
30
- Chemie? - powtórzyła, osłupiała ze zdziwienia.
- Dobrze pani słyszała. A skoro tak...
Przytrzymał ją za ramiona, przyciągnął do siebie i poczuła na ustach jego
wargi.
Pocałunek był gwałtowny, namiętny, i po krótkim oporze stwierdziła, że
nie potrafi zagłuszyć reakcji własnego ciała. W jej umyśle nie było miejsca
na lęk, że ktoś ich zobaczy, nie było miejsca na nic z wyjątkiem tego
mężczyzny, jego ramion i warg.
Po chwili całował ją już inaczej: powoli, czule... Puścił ją nagle i
niespodziewanie. Przez nie kończącą się chwilę czuła na sobie jego wzrok,
choć sama widziała jak przez mgłę. Potem bez słowa odwrócił się i odszedł.
Powoli poszła do siebie, pocierając obolałe ramiona w miejscu, gdzie
Adam zacisnął palce.
W łazience przyjrzała się sobie w lustrze. Włosy miała w nieładzie,
brązowe oczy spoglądały pytająco. Policzki były zaczerwienione, jedno
ramiączko ześliznęło się, odsłaniając opaloną skórę.
Dlaczego to zrobił, zastanawiała się, zdumiona i wstrząśnięta. Dlaczego
mu na to pozwoliła? Odpowiedz nasuwała się sama. Pocałował ją, ponieważ
miał na to ochotę. A pozwoliła mu, ponieważ chciała, żeby ją pocałował.
Musi być z sobą szczera. Nie tylko pozwoliła mu się pocałować, ale
całowała go równie namiętnie, jak on ją. Pamiętała, że zarzuciła mu ręce na
szyję.
Czuła, że ma gorące policzki. Jak spojrzy mu w oczy w poniedziałek
rano? Och, nie po raz pierwszy pocałował ją lekarz, z którym pracowała, ale
żaden pocałunek nie zrobił na niej takiego wrażenia.
Długo przewracała się potem z boku na bok, a kiedy w końcu zasnęła,
nękały ją dziwaczne, poplątane sny, w których rzeczywistość mieszała się z
fantazją. Brent podaje jej czerwoną różę, a kiedy ona wyciąga rękę,
upuszcza kwiat na ziemię. Ryan śmieje się, odciągając ją od człowieka,
który stoi odwrócony do nich plecami. Ona wie, że to Adam Brent. Mark
Elliott, nieobecny w jej życiu od sześciu miesięcy, wyjaśnia bardzo
przekonująco, dlaczego nie wspomniał, że jest zaręczony. Kapitan O'Connor
mówi, że doktor jest samotnym człowiekiem, biedaczysko.
Obudziła się szczęśliwa, że ma jeszcze dwa dni, zanim ponownie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]