[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Musiał z powrotem jechać kawał drogi do West Malling w hrabstwie Kent, w słotny
grudniowy dzień.
Parker zadzwonił znowu, w niedzielę koło południa.
Hannah zabijał czas przy barze w "Ouarter Decku".
Tak odezwał się znu\onym tonem.
Strona 277
forsyth Fa szerz.txt
387 .
W porządku, szefie, załoga wypoczęła.
Mogą lecieć.
To świetnie odparł Hannah.
Popatrzył na zegarek.
Osiem godzin w powietrzu plus pięć ró\nicy czasu.
Je\eli lan Mitchell zgodzi się pracować w nocy, zdoła przekazać wynik na
Sunshine
w poniedziałek przed śniadaniem.
Więc zaraz startujecie?
spytał Hannah.
No...
niezupełnie przyznał Parker.
Widzi pan, gdybyśmy teraz lecieli, lądowanie na Heathrow odbyłoby się po
pierwszej w nocy.
To jest niedozwolone.
Cisza nocna, niestety.
To co, u diabła, zrobicie?
Ten normalny czas startu stąd to godzina osiemnasta z minuta mi,
lądowanie na Heathrow koło siódmej.
W takim układzie oni wracają do czasu z rozkładu.
Ale przecie\ wtedy dwa jumbo jęty startują naraz!
zdziwił się Hannah.
Tak, szefie.
Ale nie ma obawy.
Obydwa będą pełne i linie lotnicze nie poniosą strat.
To Bogu dzięki warknął Hannah i odło\ył słuchawkę.
Dwadzie ścia cztery godziny pomyślał.
Cała pieprzona doba.
W \yciu są trzy rzeczy, na które nie mo\na nic poradzić: śmierć, podatki i linie
lotnicze.
Po schodkach do hotelu szedł Dillon z dwoma młodymi, dobrze zbudo wanymi
mę\czyznami.
Pewnie są w jego guście pomyślał Hannah zło śliwie ministerialny bubek.
Nie był w zbyt dobrym nastroju.
Z drugiej strony placu po skończonej mszy wysypała się z kościoła
trzódka parafian pastora Quincea mę\czyzni w schludnych ciemnych garniturach,
kobiety wystrojone niczym ptaki o jaskrawym upierzeniu;
dłońmi w białych rękawiczkach ściskały ksią\eczki do nabo\eństwa, a na
słomkowych kapeluszach kołysały im się przybrania ze sztucznych kwia tów i
owoców.
Właściwie zwyczajna niedziela na Sunshine.
Na Wyspach Brytyjskich niedziela nie upłynęła tak spokojnie.
W Chequers, wiejskiej rezydencji premierów Wielkiej Brytanii, znajdującej się na
pofałdowanym obszarze tysiąca dwustu akrów w Buckinghamshire, pani Thatcher
wstała jak zwykle wcześnie i zdą\yła przekopać się przez cztery czerwone
skoroszyty dokumentów państwowych, zanim zasiadła z Denisem Thatcherem do
śniadania przy wesołym blasku kominka.
Kiedy skończyła posiłek, rozległo się pukanie do drzwi i wszedł jej
sekretarz prasowy, Bernard Ingham.
Trzymał w ręku "Sunday Express".
Sądziłem, \e to panią zainteresuje, pani premier.
388
Kto się tym razem na mnie uwziął?
zapytała pogodnie.
Nikt odparł sekretarz z nastroszonymi brwiami.
To o Ka raibach.
Przeczytała du\y tekst w środku numeru i zmarszczyła czoło.
Były tam zdjęcia: Marcus Johnson na wiecu w Port Plaisance, a obok widziany
przed paroma laty przez prześwit w firance.
Były te\ zdjęcia jego ośmiu ochroniarzy wszystkie robiono w piątek na Parliament
Square i obok ich odpowiedniki pochodzące z archiwum policji w Kingston.
Du\ą część komentarza zajmowały obszerne wypowiedzi "wysoko postawione go zródła
w DEA" oraz komisarza Fostera z jamajskiej policji.
Ale\ to zgroza powiedziała pani premier.
Muszę porozma wiać z Douglasem.
Udała się wprost do swego gabinetu i zadzwoniła do Douglasa.
Strona 278
forsyth Fa szerz.txt
Sekretarz Stanu Jej Królewskiej Mości do spraw zagranicznych, pan Douglas Hurd,
przebywał wraz z rodziną w swej oficjalnej wiejskiej rezy dencji, w pewnej
posiadłości zwanej Chevening, poło\onej w hrabstwie Kent.
Przejrzał ju\ "Sunday Times", "Observera" i "Sunday Telegraph", lecz nie sięgnął
jeszcze po "Sunday Express".
Nie, Margaret, jeszcze nie czytałem przyznał.
Ale mam tu pod ręką.
Zaczekam przy telefonie powiedziała pani premier.
Sekretarz do spraw zagranicznych, który przedtem zdobył rozgłos jako
pisarz, umiał docenić dobrze napisany artykuł.
Ten tekst był znakomicie
podbudowany faktami.
Tak, zgadzam się, to haniebne, jeśli jest prawdą.
Dobrze, Marga ret, jeszcze przed południem się za to wezmę, niech Departament
Kara ibów wszystko sprawdzi.
Lecz urzędnicy państwowi te\ są tylko ludzmi, choć społeczeństwo nie
zawsze o tym pamięta.
Mają \ony, dzieci, dom.
Na pięć dni przed świę tami parlament miał przerwę w obradach i nawet
ministerstwa pracowa ły przy niepełnej obsadzie stanowisk.
Jednak ktoś musiał tam dy\urować, \eby zająć się sprawą mianowania nowego
gubernatora na Nowy Rok.
Pani Thatcher z rodziną udała się na poranną mszę do Ellesborough i
wróciła po dwunastej.
O pierwszej zasiadła do obiadu w towarzystwie przyjaciół.
Był wśród nich Bernard Ingham.
Magazyn "Countdown" oglądał jej polityczny doradca Charles Powell.
Lubił ten program.
Dawali tam czasem dobre reporta\e z zagranicy, on zaś jako były dyplomata
specjalizował się w polityce zagranicznej.
Kiedy zobaczył tytuły i wzmiankę o skandalu na Karaibach, wcisnął guzik na
grywania w magnetowidzie pod telewizorem.
389 .
O drugiej pani Thatcher wstała od stołu nigdy nie lubiła siedzieć zbyt długo
przy jedzeniu, gdy\ zajmowało to niepotrzebnie czas i kie dy wychodziła z
jadalni, natknęła się na czekającego Charlesa Powella.
W swoim gabinecie wło\yła kasetę do odtwarzacza i puściła program.
Oglądała w milczeniu.
Potem zadzwoniła jeszcze raz do Chevening.
Pan Hurd, wzorowy ojciec rodziny, zabrał syna i córkę na mały spa cer
przez pola.
Wrócił właśnie z apetytem na wołową pieczeń, kiedy tele fon zadzwonił po raz
drugi.
Nie, tego te\ nie oglądałem, Margaret powiedział.
Mam kasetę dodała pani premier.
To dość przera\ające.
Ju\ ci wysyłam.
Jak dostaniesz, zaraz obejrzyj i do mnie zadzwoń.
Posłaniec na motocyklu popędził w przejmującym chłodzie grudnio wego
popołudnia, autostradą M25 ominął Londyn i o wpół do piątej dotarł do Chevening.
Sekretarz stanu zadzwonił do Chequers kwadrans po piątej i natychmiast go
połączono.
Zgadzam się, Margaret, to przera\ające przyznał Douglas Hurd.
Powinniśmy tam wysłać nowego gubernatora stwierdziła pani premier i to
nie w nowym roku, tylko ju\.
Musimy wykazać aktyw ność, Douglasie.
Wiesz, kto równie\ widział te reporta\e?
Sekretarz stanu świetnie zdawał sobie sprawę, \e Jej Królewska Mość
przebywa wraz z rodziną w Sandringham, lecz światowe wydarzenia śle dzi na
bie\ąco.
Z zapałem czytywała gazety i oglądała najnowsze donie sienia w telewizji.
Natychmiast podejmę odpowiednie kroki zapewnił.
Dotrzymał słowa.
Stały podsekretarz stanu został zgoniony z mięk kiego fotela w Sussex i zabrał
się do telefonowania.
O ósmej wieczo rem wybór padł na sir Crispiana Rattraya, emerytowanego dyploma
tę, uprzednio wysokiego komisarza na Barbados, który wyraził chęć wy jazdu.
Strona 279
forsyth Fa szerz.txt
Zgodził się rano stawić w Foreign Office, gdzie czekała go formalna
nominacja i gruntowne wprowadzenie w temat.
Miał odlecieć póznym rankiem w poniedziałek z Heathrow i wylądować w Nassau po
południu.
Tamtejsza Wysoka Komisja udzieli mu dalszych konsultacji i po przeno cowaniu
wyśle na Sunshine wyczarterowanym samolotem we wtorek rano, by na miejscu wziął
sprawy w swoje ręce.
To nie potrwa długo, moja droga pocieszał lady Rattray przy pakowaniu.
Nici z polowania na ba\anty, lecz có\ poradzić.
Wygląda na to, \e muszę uchylić kandydatury tych dwóch łotrów i dopilnować
wyborów z dwoma nowymi kandydatami.
Wtedy przyznamy niepodle390
głość, ja opuszczę flagę, Londyn przyśle wysokiego komisarza, wyspiarze
sami zaczną się rządzić i będę mógł wrócić do domu.
To potrwa miesiąc, dwa, nie więcej.
Tylko szkoda mi ba\antów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]