[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoich ramionach, zanurzając twarz w jej włosach.
Nie wiedziała, jak długo spali. Kiedy się obudziła, pełne światło dnia odbijało się
w morzu jak w lustrze.
Nie mogła już tamować swoich uczuć.
Xerxes widział ją w okropnym stanie... poznał ją z najgorszej strony. Odkrył jej
wstydliwy sekret.
A mimo to akceptował ją. Być może dlatego, że sam siebie akceptował. Wiedział,
że nie jest chodzącym ideałem, więc nie oczekiwał od Rose, że ona nim będzie. Oboje
deklarowali i demonstrowali swoje wady, ale i tak mogliby zostać... przyjaciółmi.
Przyjaciółmi?
Nie, to za mało. O wiele za mało.
To wszystko się niedługo brutalnie urwie, pomyślała ponuro. Wymieni ją za Laeti-
tię, która była... kim? Jego kuzynką? Córką przyjaciela? Ta zagadka ją trapiła, lecz nie
mogła siłą wyciągnąć z niego odpowiedzi. Z jej oczu popłynęły ciche łzy. Zakochała się
R
L
T
w Xerxesie Novrosie i wiedziała, że to się może skończyć tylko jednym - jej złamanym
sercem.
Ze snu wyrwało go irytujące brzęczenie. Rozkleił powieki i dostrzegł, że jego tele-
fon komórkowy wibruje w kieszeni szortów rzuconych na podłogę. Zerknął na Rose;
nadal spała. Wyglądała tak pięknie i młodo jak nastolatka. Ostrożne odsunął się od niej i
wstał z łóżka. Chwycił telefon, wyszedł na palcach z sypialni i bezgłośnie zamknął za
sobą drzwi.
- Novros.
- W końcu ją znalezliśmy, szefie - usłyszał głos szefa swojej ochrony. - Montez ma
stuprocentową pewność.
Xerxes w ekspresowym tempie ogolił się, wziął prysznic i ubrał. Wkroczył do sy-
pialni i potrząsnął Rose za ramię. Nadal nie wierzył, że jeszcze wczoraj ta zjawiskowa
kobieta była dziewicą. I że ze wszystkich mężczyzn na świecie wybrała akurat jego.
Przeszedł go przyjemny dreszcz na myśl o rozkoszy, której doświadczyli. Powinien być
już w pełni zaspokojony, lecz spoglądając teraz na nią, miał ochotę odgarnąć kołdrę i
znowu zasmakować nieziemskiej ekstazy. Pamiętał jak wczoraj, kiedy pierwszy raz się
kochali, jego umysł opanowała jedna myśl: pragnę mieć tę kobietę na zawsze.
Opamiętaj się! - usłyszał głos rozsądku. Nie mógł jej zatrzymać. Nie mógł być aż
takim egoistą. Wiedział, że będzie szczęśliwsza z kimś innym, lepszym. Jestem łajda-
kiem bez serca, przypomniał sobie.
- Obudz się. Musimy się stąd zbierać.
- Co? - Ziewnęła szeroko i rozciągnęła się w łóżku, odsłaniając nagie, pełne piersi.
- Dokąd?
Xerxes przełknął głośno, z trudem tłumiąc pokusę, by rzucić się na Rose i znowu
się nią nasycić.
- Do Meksyku.
- Po co?
- Ubieraj się. Moja asystentka pakuje twoje bikini i resztę garderoby.
- Jaką resztę? Mam tylko bikini i tuniki...
R
L
T
- Kazałem kupić dla ciebie więcej ubrań. Bardziej... zabudowanych.
- Kiedy?
- Kilka godzin po naszym przyjezdzie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - krzyknęła niemal z furią.
- Wypadło mi z głowy - odparł z szelmowskim uśmiechem.
- Ty podły...
Położył palec na jej ustach.
- Odlatujemy za dziesięć minut.
Kiedy tylko dolecieli do Cabo San Lucas, bez słowa wyjaśnienia zawiózł Rose do
luksusowej willi, sam natomiast pojechał samochodem terenowym wraz z ekipą swoich
ochroniarzy do małej wioski w Baja California.
Zapukał do drzwi zapyziałej chaty. Po chwili usłyszał jakieś ciche, kobiece zawo-
dzenie. Poczuł przypływ adrenaliny i nadziei. Wykrzykując imię Laetitii, kopniakiem
otworzył drzwi. W kącie na małym łóżku leżała jakaś kobieta z twarzą owiniętą banda-
żami. Xerxes uwierzył, że po tylu miesiącach intensywnych, rozpaczliwych poszukiwań
wreszcie ją odnalazł!
Nagle spostrzegł, że kobieta mówi coś w obcym języku... po niemiecku. Jak się
okazało, była to bogata bizneswoman z Berlina, która przyleciała tutaj, by w ciszy i spo-
koju dojść do siebie po liftingu twarzy. Xerxes przeprosił ją za wtargnięcie. Musiał ją
przekupić sporą sumą, aby nie powiadomiła policji.
Xerxes był wściekły na Monteza, swojego informatora, lecz w głębi duszy winą
obarczał wyłącznie siebie. Po raz kolejny zawiódł Laetitię, która gdzieś teraz umierała,
opuszczona, zapomniana...
Wrócił do willi. Pchnął wielkie skrzypiące drzwi i zanurzył się w mroku korytarza,
zgarbiony. Nagle usłyszał głos, który niczym balsam załagodził ból jego duszy.
- Tak się cieszę, że wróciłeś do domu!
Podniósł wzrok i ujrzał Rose na zalanej słońcem werandzie z widokiem na Pacyfik.
Miała na sobie różową sukienkę bez rękawów, w której wyglądała bardzo młodo i kwit-
R
L
T
nąco. Miał wrażenie, że wszystko co dobre na tym parszywym świecie zapakowane jest
w tej filigranowej, cudownej kobiecie.
Dostrzegła jego posępną minę, jej turkusowe oczy przepełniło współczucie. Nie
zadała żadnego pytania. Po prostu wyciągnęła ku niemu ramiona. Bez słowa objął ją i
niemal zaczął szlochać, czując jej ciepło, jej zapach, jej drobne ramiona oplecione wokół
jego szyi. Zdołał powstrzymać łzy, wszak prawdziwemu mężczyznie płacz nie przystoi.
Tego popołudnia kochali się dwa razy. Najpierw pod prysznicem, spowici obłokami pary
niczym gęstą mgłą, połączyli swoje ciała w gwałtownym wybuchu pożądania, jakby się
spotkali po wielu latach rozłąki wypełnionej rozpaczliwą tęsknotą. Następnie Xerxes za-
niósł Rose do sypialni, gdzie posiadł ją niespiesznie, łagodnie, z niebywałą czułością.
Kim jest ta kobieta? - zastanawiał się, trzymając ją w ramionach, kiedy oboje
miękko lądowali na ziemi, łapiąc oddech, odzyskując przytomność. Jak to możliwe, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl