[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdecydowanym, pozbawionym wszelkiego lęku głosem:
- Poradzisz sobie z tym, Mario Rygg - Razem sobie poradzimy. Oczy
kobiety wywróciły się tak, że widać było tylko białka. Jęknęła boleśnie.
Całe ciało się napięło. Nagle Reina uświadomiła sobie, że ta kobieta nie
prze, ale ze wszystkich sił stara się zatrzymać dziecko w sobie.
- Zaraz urodzisz. Wkrótce będzie po wszystkim. Nie stawiaj oporu.
W przeciwnym razie możecie zapłacić za to życiem, i ty, i dziecko.
- On... musi... umrzeć... - wykrztusiła kobieta. Reina wpatrywała się
w nią. Całe wychudłe ciało było napięte w walce ze skurczami
porodowymi.
- Nie możesz temu przeszkadzać - powtórzyła. - Pozwól, że ci
pomogę...
- Nie! Ja nie chcę! Ja nie chcę! Reina chwyciła ją za ramiona,
podciągnęła w górę. Teraz nogi rodzącej zwisały po obu stronach
wąskiego posłania, przez dziury w grubych wełnianych skarpetach
sterczały sine palce. Reina oparła ją mocno o ścianę.
- Wypuść dziecko! Słyszysz, kobieto, odbierzesz życie i jemu, i
sobie! Kobieta sprawiała wrażenie szalonej, gdy zacisnęła oczy i zawyła
niczym zwierzę. Po policzkach jednak spływały łzy.
- To jest kara! Muszę ponieść karę za swoje postępki! O, Boże na
niebie, pozwól mi umrzeć!
- Nie mów tak! Masz męża i troje dzieci! Oni ciebie potrzebują!
- Nieee... Wycie kobiety przerażało Reinę, pospiesznie spojrzała na
ukryte w mroku łóżko, gdzie przedtem widziała dzieci. %7ładna głowa się
teraz nie pokazała. Panowała tam też kompletna cisza. Wycie matki i jej
straszne słowa musiały śmiertelnie przerazić dzieci.
Reina rozpaczliwie pragnęła, żeby drzwi otworzyły się jak najprędzej
i żeby Bendik znowu tutaj był. To wszystko przerastało jej możliwości.
Kobieta jest szalona, a dziecko najwyrazniej się zaklinowało.
- Ja... pozwól, to zbadam, czy coś jest nie w porządku. Siedz przez
chwilę spokojnie, o, tak...
Kobieta opadła na posłanie, Reina przyłożyła ucho do jej brzucha.
Wstrzymała na chwilę oddech, ale w brzuchu kobiety coś się poruszyło,
Reina poczuła nawet lekkie stuknięcie w policzek.
- Dziecko żyje - powiedziała i uśmiechnęła się blado. Kobieta znowu
zawyła okropnie. Nagle wstrząsnął nią kolejny skurcz, który zdławił
wycie, rodząca mocno zagryzła wargi. Na brodę spływała strużka krwi.
Reina zmusiła ją, by otworzyła usta, i wsunęła jej między zęby
pośpiesznie zwiniętą szmatkę.
- Tak, dobrze, gryz to! Nie wypluwaj! Pozwól twojemu dziecku
wyjść, Maria, a wszystko będzie dobrze!
Wrzaski rodzącej przenikały ją do szpiku kości. Kobieta rzucała się,
jakby ją diabeł wziął w objęcia, w końcu jednak opadła z sił i ucichła.
Ciemnoczerwona krew spływała na posłanie. Reina z całej siły
rozchyliła zaciśnięte uda rodzącej, ułożyła ją na krawędzi posłania. Sama
uklękła na podłodze, podciągnęła koszulę położnicy.
Już było widać główkę.
Patrzyła zdumiona, dotykała palcami dziwacznego kształtu.
Wyglądało na to, że główka jest bardzo duża, gorsze było jednak to, że
taka zdeformowana, wcale nie przypominała kształtem dziecięcej głowy.
Lodowate szpony zaciskały się wokół serca Reiny. Z wielkim wysiłkiem
zdołała się jakoś od tego uwolnić i znowu zaczęła głęboko oddychać.
Kiedy jednak chciała poprosić kobietę, żeby parła, głos ją zawiódł.
Nagle dziecko wpadło w ramiona Reiny, urodziło się, ale ona nie
mogła uwierzyć temu, co widziała.
Pastor postękiwał, pisząc w dużej parafialnej księdze. Tutaj trzeba
było wszystkie takie sprawy notować, rejestrować urodzonych i zmarłych,
ochrzczonych i konfirmowanych, nawet takie straszne wydarzenia jak to.
Został wezwany w największym pośpiechu do domu pewnego komornika,
którego żona dzisiaj urodziła i dziecko należało jak najszybciej ochrzcić.
Oni sami zresztą może by się tak bardzo nie śpieszyli ze sprowadzeniem
pastora, ale kazała im to zrobić ta sama ładna panienka, która przed
paroma dniami siedziała u niego wyprostowana i mówiła, że chciałaby
pomagać biednym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]