[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak. Kto pana witał? Tutejszy lud? Nie! Francuzi i ich stronnicy. Wszystkie te okrzyki i oznaki radości,
to wszystko było sztuczne, opłacone. Czy jego cesarska mość myśli, że Francuzi zdołają się tu
utrzymać, że zrośli się już z tutejszym ludem? Niemożliwe. Czy udało się Napoleonowi zdobyć
Hiszpanię? W Meksyku będzie podobnie. Francuzi nie mają tu pewnego gruntu pod nogami. żyją na
wulkanie. Choćby Napoleon miliony swoich żołnierzy tu przysłał, jeden wybuch wulkanu zmiażdży ich
na proch!
- Zaiste piękna perspektywa! - zawołał cesarz.
- Ośmieliłem się przedstawić ją celem ostrzeżenia. Władca Meksyku nie może być zależny od
Napoleona. Swą moc i potęgę musi czerpać ze swojego kraju i ludu. Nie wolno mu innym zawierzać, nie
wolno mu marzyć i pobłażać. Do swego kraju musi wejść z mieczem w ręku, ale nie z łagodnymi
reformami.
Meksykanie to dziki, nieokiełznany żywioł, który igra z niebezpieczeństwem, Nie można okazywać im
łagodności, przeciwnie, należy mocno ująć ich w ryzy. Generał zapalił się, mówiąc prawdę zapomniał,
że ma przed sobą cesarza. Słowa te dyktowało mu jego szczere serce.
Cesarz szedł obok w milczeniu, ze spuszczoną głową i z troską na twarzy, nie dając niczym poznać, że
słowa generała dotknęły go.
- Meksykanie nienawidzą Francuzów - ciągnął dalej Mejia. - Nic więc dziwnego, że nie pokochali tego,
którego im Napoleon przeznaczył na władcę.
- Generale! - zawołał cesarz. - To chyba za wiele? Proszę ze mnie nie robić marionetki Francuzów.
- Wiem, że nie powinienem tak mówić, lecz przytaczam tu tylko zdanie innych. Czoło cesarza
zmarszczyło się nagle.
- Czyje?
- Przede wszystkim Meksykan.
- I kogo jeszcze?
- Samych Francuzów.
- To niemożliwe
Twarz cesarza zdradzała zwątpienie, lecz Mejia odparł:
- Słyszałem to ze sto razy i ręczę słowem honoru.
- Francuzi...
- Tak i to nawet wysoko postawieni oficerowie.
- Mój Boże.
Maksymilian załamał ręce i wzniósł oczy ku niebu. Mejia zauważył to. Brwi zmarszczył groznie, wargi
zacisnął i rzekł:
- Chciałbym, być cesarzem!
- A to dlaczego?
- Wówczas prosiłbym Mejię, by mi powiedział, co mam robić?
- Proszę więc, powiedz.
- Po pierwsze chwyciłbym za szpadę i wypędziłbym wszystkich Francuzów z Meksyku, bo zasłużyli na
to.
- Generale! Jako żołnierz wie pan najlepiej, że to niemożliwe.
- Przeciwnie. Niech tylko jego cesarska mość spróbuje, a pozna, że to bardzo łatwe.
- Zadziwiasz mnie pan!
- Proszę tylko odwołać się do mych rodaków, a staną za cesarzem, jak jeden mąż. Wówczas pozna lud,
że ma władcę, że ma cesarza, który umie w chwilach stanowczych chwycić za oręż. Wówczas dopiero
lud skłoni głowę przed majestatem cesarskim, szczerze, bo pozna swego pana. Maksymilian potrząsnął
głową z niedowierzaniem.
- Nie podzielam twego zapału, generale. Czy zapomniałeś o Juarezie, o Panterze Południa, o tych wielu
udzielnych książętach, którzy kopią doły pode mną, którzy czekają tylko na stosowną chwilę, by tron
zagarnąć w swoje ręce. A co robią Anglicy, Stany Zjednoczone, Hiszpania? Zresztą, zapomniał pan o
moich zobowiązaniach wobec Francji?
- Cóż! - przerwał mu generał. - Czyjego cesarska mość spodziewa się, że Francja dotrzyma układów?
Meksykiem można rządzić tylko z pozycji siły. Kto ma dosyć siły, by te pojedyncze bandy w jedno
zespolić, by bez pardonu obrożę im na karki włożyć, ten będzie władcą, przed którym schylą czoła.
Dopiero jego następcom wolno będzie miecz na palmę zamienić.
- Ale ja muszę liczyć się z opinią innych państw.
- A co mogą zrobić dyplomaci wobec faktów dokonanych?
- A Juarez, mój główny przeciwnik?
- To jeden z tych małych generałów, którzy strzygą owce dla wełny, podobnie jak na przykład ów
Kortejo...
- Aha! Ten, co się obecnie sprzymierzył z Panterą Południa?
- Tak, Pablo Kortejo, który rozsyła fotografie swej córki, by zyskać sprzymierzeńców.
- Czy widziałeś generale te fotografie, bo ja jeszcze nie - rzekł cesarz z uśmiechem.
- Nie? To się dobrze składa, gdyż mogę służyć jego cesarskiej mości - sięgnął ręką do kieszeni i
wyciągnął etui.
- Ma pan przy sobie tę fotografię? - spytał cesarz, i z uwagą obejrzał wręczoną podobiznę, a potem z
odcieniem smutku w głosie zauważył: - Biedna dziewczyna! Mejia znowu ścisnął brwi. Kochał cesarza,
ale jako człowiek czynu nie mógł znieść nadmiaru łaski, więc odrzekł z naciskiem:
- Biedna? Ja jej nie żałuję. Ta dama się ośmiesza. W gruncie rzeczy jest intrygantką, do tego
niebezpieczną. Trzeba koniecznie ją unieszkodliwić.
- Uważa pan, że jej ojciec jest niebezpieczny?
- Naturalnie.
- Jako pretendent do tronu?
- Nie, ale niebezpieczny jest każdy, czy to mężczyzna, czy to kobieta, gdy tylko występują przeciw
memu cesarzowi.
Chciał dalej mówić, ale usłyszeli za sobą szybkie kroki. Nadchodził kamerdyner cesarza, Grill, który w
Cuernavaco pełnił rolę ochmistrza. Cesarz ucieszył się jego widokiem, gdyż mógł przerwać tę gorzką
rozmowę.
- Co nowego? - zapytał cesarz.
- Proszę wybaczyć, cesarska mość! Przybył pan marszałek - zameldował Grill.
- Bazaine?
- Tak i prosi o audiencję.
- Zaraz przyjdę, czy mam cię pożegnać, generale? Dobrze wiedział, że ci dwaj byli zaciekłymi wrogami.
- Przeciwnie, ośmielam się prosić, by mi jego cesarska mość pozwoliła zostać, naturalnie jeżeli nie będą
poruszane sprawy państwowe.
Cesarz skinął głową.
- Dobrze. Myślę, że się coś ważnego musiało zdarzyć, że marszałek przyjechał aż do Cuernavaca, gdyż
nie lubi tego miejsca.
Bazaine w galowym mundurze na widok Maksymiliana złożył wprawdzie głęboki ukłon, lecz wprawne
oko mogło było poznać, że nie był to ukłon pełen szacunku. Na jego twarzy można było wyczytać zbyt
wiele pewności i poczucia własnej siły.
- Wasza cesarska mość, proszę o wybaczenie, że pozwalam sobie zakłócać jego spokój.
- Jest pan zawsze miłym gościem, kochany marszałku.
- Tym gorzej dla mnie, gdyż przynoszę nieprzyjemne nowiny.
- Muszę przyznać, że od pewnego czasu, tylko takie pan przynosi, więc mnie to zbytnio nie dziwi.
W słowach tych ukryta była ironia, lecz oblicze cesarza było tak pogodne, że marszałek, nie mógł się
obrazić, odpowiedział więc tylko:
- Czy cesarska mość każe mi natychmiast złożyć raport?
- Tak, proszę.
- W obecności generała?
To mówiąc spojrzał na Mejię nieprzychylnie. Jednak oddał mu sztywny ukłon. Pytanie było właściwie
nietaktem wobec władcy i generała, lecz żaden z nich nie dał poznać po sobie, że to zauważył.
- Czy chodzi o jakieś tajemnice? - zapytał cesarz.
- Przeciwnie, to całkiem jawne sprawy.
- To proszę zaczynać.
- Chodzi o tego Pablo Kortejo, o którym już kilka razy wspominałem.
- Tak, przypominam sobie.
- Ten człowiek był dotychczas tylko śmieszny, lecz obecnie zaczyna być niebezpieczny. Podburza...
- Tak, gdzie! - przerwał cesarz ze zdziwieniem.
- Nawet w samej stolicy jedna sobie ludzi, rozsyłając na wszystkie strony swoich agentów. Zawarł
sojusz z Panterą Południa.
- Wiem o tym.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]