[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Znalezliśmy to w dłoni zabitego. Stanowi to najoczywiściej rożek od całego arkusza. Ciekawa rzecz, że
godzina, oznaczona na tym świstku, odpowiada porze, o której popełniono zabójstwo.
Należy przypuszczać, że zabójca wyrwał z rąk ofiary resztę papieru lub że zabity oderwał ten strzępek
od całości, która była w ręku złoczyńcy. Z sensu można się domyślać jakiegoś wezwania na spotkanie.
Holmes wziął ów świstek do ręki i odczytał uważnie następujące słowa: za piętnaście pierwsza dowiesz
się czegoś ważnego.
- Jeżeli przypuścimy, że to wezwanie na schadzkę - mówił dalej inspektor - to z tego wyniknie, że
William Kirwan, chociaż cieszył się opinią uczciwego człowieka, był w zmowie ze złodziejem. Być może,
spotkali się w umówionym miejscu, razem wyłamali drzwi, a potem o coś się poróżnili.
- Bardzo ciekawy jest ten strzępek - zauważył Holmes, badając go z największą uwagą. - Rzecz
bardziej zawikłana, nizli przypuszczałem.
Oparł głowę na dłoniach, a inspektor patrzał na niego z uśmiechem, rad, że wypadek ten wzbudzał u
znakomitego londyńczyka tak silne zainteresowanie.
- Ostatnie pańskie przypuszczenie - rzekł Holmes po dłuższym milczeniu - co do współpracy stangreta
ze złodziejem jest bardzo prawdopodobne, chociaż z drugiej strony to pismo... I znowu się zadumał.
Gdy po chwili uniósł głowę, spostrzegłem zdziwiony, że jego oczy rozbłysły, policzki zarumieniły się, jak
to bywało nieraz przed chorobą. Porwał się na nogi z całą dawną energią.
- Oto, co panom powiem! - wykrzyknął raznie.- Pragnąłbym zbadać niektóre szczegóły tej sprawy;
intryguje mnie ona szczególnie. Jeżeli pan pozwoli, panie pułkowniku, opuszczę pana i Watsona na
jakieś pół godzinki i udam się z panem inspektorem, by sprawdzić niektóre przypuszczenia, które
zrodziły się w mojej głowie.
Minęło półtorej godziny, wreszcie powrócił tylko inspektor.
- Pan Holmes jest na łące; spaceruje tam i z powrotem - rzekł.
- %7łyczy sobie, byśmy wszyscy czterej udali się razem z nim.
- Do pana Cunninghama?
- Tak jest, sir.
- Po co?
Inspektor wzruszył ramionami.
- Nie wiem, sir. Mówiąc między nami, wydaje mi się, że pan Holmes nie bardzo jeszcze okrzepł po swej
chorobie. Zachowuje się tak dziwnie, przy tym cały jest jak naelektryzowany.
- Niepotrzebnie się pan niepokoi - uspokoiłem inspektora.
- Pan Holmes doskonale wie, co robi, mogę pana zapewnić.
- Prosił, byście się panowie pospieszyli - przerwał inspektor głosem z lekka obrażonym. Gdy wyszliśmy
z domu, zobaczyłem Holmesa, chodzącego tam i z powrotem, z głową opuszczoną, z rękami w
kieszeniach.
- Sprawa staje się coraz ciekawsza - rzekł do nas. - Tobie to zawdzięczam, Watsonie, że przybyłem tu
w porę. Cudownie spędziłem ten ranek.
- Był pan na miejscu zbrodni? - zapytał pułkownik.
- Tak jest. Zarządziliśmy z panem inspektorem małe śledztwo.
- Cóż? Pomyślnie?
- Jakby to panu powiedzieć? Widzieliśmy wiele ciekawych rzeczy. Opowiem panom w drodze. Najpierw
obejrzeliśmy ciało zabitego. Ani cienia wątpliwości, że zmarł od wystrzału prosto w piersi.
- Czy to nastręczało wątpliwości?
- Ho, ho! W naszym fachu trzeba wątpić we wszystko. Następnie widzieliśmy pana Cunninghama i jego
syna. Pokazali nam to miejsce, w którym zabójca przeskakiwał przez płot. To także było wielce
interesujące.
- Bez wątpienia.
- Potem udaliśmy się do matki biednego stangreta. Nic nie mogliśmy od niej wydobyć, taka stara i
chora.
- Jakiż rezultat pańskich poszukiwań?
- Doszliśmy do przekonania, że sprawa jest bardzo złożona. Być może obecna wizyta pomoże ją nam
nieco rozwikłać. Czyż nieprawda, panie inspektorze, że strzępek papieru, znaleziony w ręce zabitego, z
oznaczeniem godziny jego śmierci, jest dokumentem niezmiernej wagi?
- Winien on być kluczem, panie Holmes, do rozwiązania zagadki.
- Tak. Nie wątpię o tym. Ten, kto pisał tę kartkę, ściągnął Williama Kirwana na miejsce jego zguby. Ale
gdzie jest reszta tego pisma?
- Obszukałem całą okolicę krok za krokiem, spodziewając się, że ją znajdę - rzekł inspektor.
- Wyrwana została z dłoni zabitego. Lecz na co była potrzebna? Pozostawiona w jego ręku służyła jako
dowód przeciw zabójcy. Co z nią uczynił zabójca? Włożył ją do kieszeni, nie spostrzegłszy, że rożek
został w ręku zabitego. Gdyby udało nam się odnalezć pozostałość tego strzępka, posunęlibyśmy się
znacznie w naszych poszukiwaniach.
- Ale jak można sięgnąć do kieszeni zabójcy, skoro jeszcze go nawet nie znamy.
- Tak. Nad tym warto się zastanowić. Poza tym - rzecz oczywista: kartka została przesłana Williamowi.
Ten, kto ją pisał, nie dostarczał jej własnoręcznie, bo wtedy po prostu mógłby to powiedzieć. Któż więc
doręczył to pismo? A może przyszło pocztą?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]