[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i tłum ludu zalał dziedziniec więzienny. Tłum ów stłoczył się koło niewiast, skrył je przed wzrokiem
króla. Potem przyszedł duchowny, przecisnął się przez ciżbę i także w niej utonął. Edward posłyszał
głosy, jak gdyby pytał ktoś, a kto inny dawał odpowiedzi, atoli nie mógł wymiarkować, o czym mowa.
Następnie wiele było zamieszania, jakichś przygotowań i przepychania się rozmaitych urzędników przez
tę część tłumu, która kupiła się najbliżej kobiet. Zgromadzona ciżba milkła stopniowo. Wreszcie na
dziedzińcu zapanowała głęboka cisza.
Padł jakiś rozkaz. Tłum rozstąpił się, cofnął na dwie strony. Król ujrzał widok, który zmroził go do
szpiku kości. Wokół dwóch niewiast wznosił się stos wielkich bierwion, a klęczący mężczyzna stos ów
podpalał.
Ofiary pochyliły głowy, twarze zakryły rękoma. %7łółtawe języki ognia zaczęły wspinać się po suchych
trzeszczących bierwionach, smugi błękitnego dymu odpływały na skrzydłach wiatru. Duchowny wzniósł
ręce ku niebu i rozpoczął modły. W tej chwili dwie dzieweczki wbiegły główną bramą i z rozdzierającymi
jęki przypadły do niewiast na stosie. Pachołkowie odciągnęli je zaraz. Jedną utrzymali w żelaznym
uścisku, druga wszakże wyrwała się wołając, że umrze u boku matki, i nim zdołano ją pochwycić,
zarzuciła ramiona na szyję jednej z baptystek. Raz jeszcze odciągnięto szaloną dziewczynę, lecz
gorzały już na niej szaty. Kilku mężczyzn przytrzymało ją krzepko i zdarło płonącą suknię, która padła
na ziemię niby garść płomieni. Dziewczyna szarpała się, próbowała uwolnić, ustawicznie powtarzała, iż
zostanie sama na świecie, i błagała, aby wolno jej było zginąć wraz z matką. Obie dzieweczki zawodziły
i wyrywały się, wnet jednak rozdzierające jęki mąk śmiertelnych stłumiły cały ten zgiełk. Król oderwał
wzrok od szalejących dziewcząt i spojrzał na stos, potem zaś odwrócił się, przywarł spopielałą twarz do
muru i nie patrzył już na nic.
- To, co ujrzałem w tej jednej, krótkiej chwili - szepnął - nigdy nie ujdzie mi z pamięci, lecz trwać tam
będzie zawsze. Pokąd nie umrę, widzieć to będę za dnia i śnić o tym po nocy. Ach, czemuż Bóg nie dał
mi wprzódy oślepnąć!
Hendon obserwował króla i myślał z zadowoleniem:
"Obłęd jego przemija. Biedak odmienił się i dziwnie złagodniał. Gdyby posłuchał podszeptów chorej
woli, zgromiłby oprawców, obwieścił, iż jest królem, rozkazał puścić owe niewiasty wolno i bez
szwanku. Wnet złudy jego przeminą i pójdą w niepamięć, a biedny umysł wróci do normalnego stanu.
Boże, ześlij ów dzień jak najrychlej!" Tegoż wieczora sprowadzono na noc kilkunastu więzniów, których
pod strażą wiedziono do rozmaitych miast królestwa, gdzie mieli ponieść karę za popełnione brednie.
Król rozmawiał z nimi (od początku postanowił, iż będzie się sposobił do sprawowania władzy
monarszej rozpytując więzniów, ilekroć zdarzy się ku temu sposobność), a opowieść o ich niedolach
bólem ścisnęła mu serce. Wśród tych nieszczęsnych była pół-obłąkana kobieta, która ukradła tkaczowi
jeden czy dwa jardy sukna, za co miała być powieszona. Pewien mężczyzna był niegdyś obwiniony o
kradzież konia, lecz, jak opowiadał, nie dowiedziono mu winy, wobec czego uważał się za ocalonego od
stryczka. Stało się jednak inaczej. Rychło po uwolnieniu wezwano biedaka przed sąd za upolowanie
jelenia w królewskim parku. Tym razem dowody się znalazły i więzień wędrował teraz na szubienicę.
Sprawa pewnego terminatora kupieckiego szczególnie zabolała króla. Wyrostek ów powiedział, iż
chwycił był raz wieczorem sokoła (niewątpliwie ptak wymknął się właścicielowi) i zabrał go do domu
sądząc, że ma po temu prawo, lecz trybunał uznał chłopca winnym kradzieży i skazał na karę śmierci.
Te nieludzkie okrucieństwa do rozpaczy przywodziły króla. Nie posiadając się z gniewu żądał on, aby
Hendon wyłamał kraty i co rychlej pomknął z nim do Westminsteru, gdzie miłościwy pan zasiądzie na
tronie i zdąży jeszcze berłem uczynić znak łaski nad nieszczęsnymi, którym pragnął ocalić życie.
- Biedne dziecię - westchnął Miles.
- Ponure opowieści pozbawiły go znowu rozumu. Ach, gdyby nie ten nieszczęsny przypadek, rychło
zapewne wróciłby do zdrowia. Pośród więzniów był stary prawnik - mężczyzna o stanowczym,
energicznym wyrazie twarzy. Przed trzema laty napisał on pamflet przeciw Lordowi Kanclerzowi,
któremu zarzucił niesprawiedliwość. Ukarano go za to obcięciem uszu pod pręgierzem, banicją z
palestry, grzywną wynoszącą trzy tysiące funtów szterlingów i dożywotnim więzieniem. Ostatnimi czasy
prawnik ów popełnił to samo przestępstwo po raz wtóry i czekał teraz na wykonanie wyroku, którym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]