[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dwaj mę\czyzni zablokowali wyjście, pozostali usiłowali okrą\yć Conana. Barbarzyńca
wyszczerzył się zadowolony. To była walka, jaką lubił; tylko mięśnie i stal, bez u\ycia czarów.
Wybrał pierwszy cel mę\czyznę o wilczej twarzy uzbrojonego w krótki miecz. Bez chwili
wahania, z zabójczą gracją rzucił się na niego. Mę\czyzna o wilczej twarzy uniósł swój miecz,
ale było ju\ za pózno. Stal Conana rozpłatała mu gardło tak głęboko, \e przez moment w ranie
widać było biel kręgosłupa opryszka. Ten wydawszy nieartykułowany, bulgoczący dzwięk, runął
w tył.
Drugi napastnik zaatakował Cymmerianina od tyłu zadając cięcie znad głowy, które miało
gładko rozpłatać barbarzyńcę na dwoje. Conan odwrócił się i zablokował cios, napinając ścięgna
swego muskularnego ramienia. Stal pocałowała stal i dwa ostrza jęknęły melodyjnie. Ramię
Conana nawet nie drgnęło, natomiast napastnik stracił równowagę. Barbarzyńca zrobił wypad
wyrzucając miecz przed siebie. Czubek ostrza trafił pechowego najemnika poni\ej \eber i
przeszył na wylot. Conan uniósł stopę i brutalnym kopnięciem zsunął ciało z ostrza. Gdy się
odwrócił, miał ju\ przeciw sobie dwóch kolejnych przeciwników. Sprę\ył się do skoku. Lepiej
było zaatakować, zanim tamci zdołają dojść do siebie i obmyślą zmianę taktyki.
W tej samej chwili ober\a zadr\ała, jakby uderzyła w nią ręka olbrzyma.
Conanie! Diabelski wicher! to Kinna.
Au! Dostałem! krzyknął z bólu jeden z mę\czyzn pilnujących drzwi, odciągając uwagę
dwójki napastników, którzy mieli właśnie zająć się Conanem.
Cymmerianin zerknąwszy w tę stronę ujrzał Eldię siekącą opryszka swoim małym
mieczykiem. Była oszałamiająco szybka, a mę\czyzna uzbrojony tylko w długi sztylet, którym
bezskutecznie usiłował chronić nogi. Na oczach Conana dziewczynka ponownie skoczyła
naprzód i raz jeszcze zraniła najemnika w nogę.
Co za parszywa dziewucha! krzyknął mę\czyzna, ale cofnął się od drzwi, o mało nie
przewracając przy tym kompana. Conan zauwa\ył, \e Vitarius wypowiada jakieś zaklęcie. Nie
miało ono jednak \adnego wpływu na poczynania ogorzałego Cymmerianina. Ponownie odwrócił
się do dwóch mę\czyzn, którzy stali mu na drodze, i rzucił się na nich, a mordercza stal zakreśliła
w powietrzu skomplikowane wzory.
Aatka próbował obejść Conana, by znalezć się poza jego zasięgiem, ale Cymmerianin podą\ył
za nim, rezygnując chwilowo z drugiego z mę\czyzn, zbyt grubego aby mógł poruszać się
szybciej. Tłuścioch sapał głośno, usiłując zadać cięcie w bok barbarzyńcy.
Ober\a ponownie zatrzęsła się w posadach, a do dzwięków wichury i walki dołączyły jeszcze
wrzaski od strony schodów.
Conan z radosnym rykiem rzucił się na Aatkę.
Loganaro, ze stopami wrośniętymi w ziemię z przera\enia przyglądał się nadciągającej
Strona 29
Perry Steve - Conan nieustraszony
zagładzie. Nigdy dotąd podczas swych rozlicznych podró\y nie widział takiej burzy jak ta. Fakt,
i\ nie była ona dziełem natury, był a\ nazbyt oczywisty! Kto wysłał taką trąbę powietrzną i
dlaczego, zastanawiał się chwilę, ale myśl ta natychmiast poszła w zapomnienie, przegnana
lękiem, by nie zostać zatłuczonym na śmierć przez ten potworny grad. Jego najemnicy będą
musieli sami o siebie zadbać, a to, czy uda im się sprowadzić barbarzyńcę i czy będzie on \ywy
czy martwy, nie zale\ało w tej chwili od szpiega. Loganaro odwrócił się na pięcie i biegiem
począł oddalać się od nadciągającego tornada. Pózniej będzie łamał sobie głowę, co powiedzieć
Lempariusowi.
Djuwula była ju\ prawie w domu, kiedy ujrzała, jak czarodziejska trąba powietrzna, niczym
fretka ścigająca szczura, przedziera się przez Mornstandinos. Jej magiczne zmysły błyskawicznie
przejrzały tornado, rozpoznały jego twórcę oraz równie szybko pozwoliły domyślić się wiedzmie,
kto był obiektem poszukiwań czarnoksięskiego \ywiołu. Zawróciła pospiesznie i zaczęła biec ku
ober\y, rozbryzgując kału\e i strugi ulewnego deszczu. Jeśli obłaskawione tornado dopadnie
dziewczynkę, Djuwula straci szansę zrobienia znakomitego interesu. Co więcej, w grę wchodził
jeszcze barbarzyńca o mę\nym sercu. Naturalnie on był mniej wa\ny i Loganaro miał dla niej
innego kandydata, choć nie była pewna, czy powinna wierzyć jego słowom. Ka\dy mę\czyzna,
który potrafi odjąć dłoń demonowi i prze\yć, nie mógł być zwykłym śmiertelnikiem.
Najwa\niejsza była jednak dziewczynka.
W ślad za lejem trąby powietrznej podą\ała olbrzymia, niewidzialna postać. Była czerwona i
jednoręka. Idąc mruczała pod nosem, a dzwięki te tonęły pośród ryku burzy.
Mylisz się, magu, sądząc \e zdołasz mnie oszukać i pozbawić zemsty. Ten człowiek będzie
mój!
Zciany ober\y zaczęły skrzypieć, jakby podejrzewały, i\ czeka je rychły koniec. Drzwi
wyjściowe otwarły się gwałtownie na oście\, o mało nie wyrwane ze starych mosię\nych
zawiasów. Szyld gospody spadł na ziemię i został wmieciony przez próg do głównej izby. Wilk
wreszcie skoczył i koniec końców wylądował na blacie stołu.
Conan zagnał Jednookiego w kąt. Mę\czyzna wiedział ju\, \e stawką w tej walce jest jego
\ycie. Dwaj najemnicy strzegący drzwi, uzbrojeni w sztylety, musieli podać tyły pod wpływem
ciosów małego, lecz zabójczego mieczyka Eldii oraz broni jej siostry. Vitarius zdołał wreszcie
rzucić zaklęcie i gruby zabójca krzyknął, a jego czoło otoczyła nagle czerwona poświata i
mę\czyzna uniósł się pół łokcia nad podłogę.
Conanie! zawołał mag. Musimy uciekać! Ju\!
Cymmerianin nie odpowiedział, ale rzucił się jak dziki zwierz na Jednookiego. Mę\czyzna
zablokował cięcie, ale jednocześnie odsłonił głowę. Conan zacisnął palce prawej dłoni w potę\ny
kułak i rąbnął tamtego w szczękę. Trzasnęła kość \uchwy, a Aatka, przeleciawszy trzy łokcie w
powietrzu, uderzył plecami w mocno ju\ wibrującą ścianę. Nieprzytomny osunął się na podłogę.
Conan odwrócił się.
Szybko! Szybko! Na zewnątrz!
Vitarius wykonał polecenie pozostawiając tłuściocha unoszącego się w powietrzu i
wrzeszczącego wniebogłosy. Eldia i Kinna odstąpiły od dwóch opryszków, którzy nie przejawiali
jednak \adnej chęci, by przejść do kontrataku. Conan wybiegł z ober\y wymachując ociekającym
krwią mieczem.
Na zewnątrz wichura zaatakowała ich z taką siłą, \e przez chwilę nie byli w stanie ruszyć się z
miejsca. Jedynie Conan mógł pokonać siłę burzy, ale nawet on, pomimo niewiarygodnej krzepy,
nie zdołałby zaciągnąć w bezpieczne miejsce staruszka i dwóch dziewcząt.
Vitarius wymachiwał rękami jak oszalały. Zawierucha zupełnie zagłuszała jego słowa. Conan
zrozumiał jednak, o co tamtemu chodziło; muszą przesuwać się wzdłu\ budynku, wykorzystując
jego ścianę jako oparcie.
Czwórka ludzi wyglądała niczym muchy na ścianie, niemniej udało im się jakoś dotrzeć do
załomu budynku. Następnie Conan skręcił za róg ober\y, z całej siły trzymając za rękę Kinnę. Ta
z kolei ujmowała za rękę siostrę, a Eldia drobnymi palcami ściskała kościsty nadgarstek
Vitariusa. Wiatr cisnął ów ludzki łańcuch w głąb ulicy, jak zerwane z drzew liścia Biegli tak
szybko, \e Conan prawie nie dotykał stopami ziemi. Przypomniał sobie jednak wcześniejsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]