[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wysoko na grani le\ał ze strzałą w sercu stary Shupras. Amalryk klął, trzymając się za
przeszyte włócznią udo. Z jezdzców Conana ledwie półtorej setki pozostało w siodłach, lecz
horda została rozbita. Nomadzi i oszczepnicy poszli w rozsypkę, zmykając do obozu, gdzie
zostawili konie. Górale zbiegali z grani, dzgając w plecy uciekających i podrzynając gardła
rannym.
Z chaosu wyłoniła się olbrzymia postać, która skoczyła w kierunku Conana. To ksią\ę
Kutamun, odziany tylko w przepaskę biodrową i pogięty hełm, od stóp do głów zbryzgany
krwią, z przerazliwym okrzykiem cisnął Cymeryjczykowi w twarz rękojeść złamanego
miecza i doskoczywszy, złapał jego ogiera za uzdę. Oszołomiony barbarzyńca zachwiał się w
siodle, a czarnoskóry olbrzym z potworną siłą szarpnął koński łeb w górę i do tyłu. Rumak
stracił równowagę i kwicząc, runął na zalany krwią piasek.
Strona 34
Howard Robert E - Conan pirat
Conan zdołał zeskoczyć z walącego się na ziemię konia. Kutamun natychmiast rzucił się
nań, rycząc jak lew. Wśród bitewnego zamętu barbarzyńca nie wiedział nawet, jak udało mu
się zabić olbrzyma. Pamiętał tylko, \e Stygijczyk raz po raz uderzał trzymanym w ręku
kamieniem w jego hełm, a\ gwiazdy pokazały się Conanowi przed oczyma, i \e kilkakrotnie
wbijał sztylet w pierś księcia, co wydawało się nie robić na nim \adnego wra\enia. Conanowi
świat zaczął ju\ wirować przed oczami, gdy wreszcie czarnoskóry gigant zadygotał
konwulsyjnie, wyprę\ył się i runął bezwładnie na ziemię.
Chwiejąc się i ocierając krew płynącą spod okapu pogiętego hełmu, Conan spojrzał
zamglonym wzrokiem na dzieło zniszczenia.
Cała dolina była zasłana trupami, jakby rozwinięto w niej czerwony dywan. Zwały ciał
piętrzyły się niczym morskie fale, sięgając do przełęczy i wpełzając na zbocza. W dole, na
pustyni wcią\ toczyła się walka. Resztki hordy dotarły do koni i poczęły umykać na pustynię,
ścigane przez strudzonych zwycięzców. Conan ze zgrozą zauwa\ył, jak nieliczni byli
ścigający.
Nagle przez zgiełk przedarł się przerazliwy wrzask. Z doliny nadjechał czarny rydwan,
mia\d\ąc kołami sterty trupów. Nie ciągnęły go konie, lecz wielkie czarne stworzenie
podobne do wielbłąda. To jechał Natohk, w rozwianej todze i ze skuloną przy nim
człekokształtną poczwarą, przypominającą małpę. Stwór dzier\ył wodze i raz po raz smagał
batem ciągnące rydwan zwierzę.
Pojazd ze złowrogim świstem przemknął po usłanym trupami zboczu wprost do namiotu,
przy którym stała osamotniona Yasmela. Jej stra\ bowiem przyłączyła się do pościgu za
nomadami.
Conan zamarł, słysząc przerazliwy krzyk i widząc, jak Natohk swym długim ramieniem
wciąga księ\niczkę do rydwanu. Straszliwy rumak zawrócił i pognał z powrotem w dolinę.
śaden wojownik nie ośmielił się wymierzyć w niego strzały czy włóczni z obawy, \e mo\e
trafić wijącą się w jego uścisku Yasmelę.
Conan z dzikim okrzykiem podniósł miecz i skoczył do pędzącego rydwanu. W chwili gdy
wznosił orę\ czarna bestia uderzyła go przednią nogą w pierś, odrzucając na bok ogłuszonego
i potłuczonego. Z przeje\d\ającego pojazdu dobiegł go przeciągły, okropny krzyk Yasmeli.
Z ust barbarzyńcy wydobył się ryk wściekłości. Zerwały się na równe nogi i łapiąc wodze
przebiegającego obok bezpańskiego konia, wskoczył na siodło w pełnym galopie. Z
szaleńczym zapamiętaniem popędził za szybko oddalającym się rydwanem. W pędzie minął
obóz Shemitów i pognał na pustynię.
Raz po raz mijał gromady swoich wojowników i rozpaczliwie umykających nomadów.
Rydwan pędził dalej. Conan czuł, \e koń zaczyna pod nim słabnąć. Wokół rozpościerało
się nagie pustkowie, skąpane w posępnym blasku zachodzącego słońca. Nagle przed
pędzącymi wyrosły ruiny staro\ytnego miasta. Potworny woznica wyrzucił z rydwanu
Natohka i dziewczynę. Potoczyli się po piasku, a pojazd i ciągnący go stwór uległy
przeobra\eniu. Zupełnie ju\ niepodobny do wielbłąda, czarny potwór rozło\ył wielkie
skrzydła i śmignął w niebo, ciągnąc za sobą płomienisty kształt przypominający
chichoczącego małpoluda. Stwór zniknął tak szybko, \e zdał się być tylko wytworem
dręczonego koszmarnym snem umysłu.
Natohk zerwał się na nogi, rzucił szydercze spojrzenie swojemu prześladowcy, który nie
zatrzymał się, lecz gnał ku niemu z uniesionym mieczem. Czarnoksię\nik pochwycił omdlałą
dziewczynę i wbiegł z nią między ruiny.
Conan zeskoczył z konia i ruszył za nim. Po chwili znalazł się w komnacie jarzącej się
niesamowitą poświatą mimo szybko zapadających na zewnątrz ciemności. Yasmela le\ała na
czarnym, nefrytowym ołtarzu. Jej nagie ciało jaśniało w upiornym blasku jak kość słoniowa.
Zerwane w brutalnym pośpiechu odzienie walało się wokół. Nad nią stał Natohk nieludzko
wysoki i chudy, ubrany w błyszczącą togę z zielonego jedwabiu. Mag odsłonił twarz i
Cymeryjczyk ujrzał rysy, które widział na zugickich monetach.
Drzyj, psie! syknął czarnoksię\nik niczym rozzłoszczona \mija. Jam jest Thugra
Khotan! Długo spoczywałem w grobowcu, oczekując dnia przebudzenia i uwolnienia. Więził
mnie czar, który uratował mnie niegdyś przed barbarzyńcami. Wiedziałem, \e kiedyś jeden z
nich przybędzie& I przybył, by wypełnić swe przeznaczenie i umrzeć śmiercią, jaką od
trzech tysięcy lat nie umarł \aden człowiek! Ty głupcze, czy myślisz, \e przegrałem,
poniewa\ moja armia poszła w rozsypkę? Dlatego, \e demon, którego uczyniłem swym
niewolnikiem, zdradził mnie i opuścił? Jam jest Thugra Khotan, który będzie władał światem
na przekór waszym nędznym bogom! Pustynia roi się od moich ludzi, a demony nocy będą
spełniać moje rozkazy, tak samo jak gadzi lud. Po\ądanie osłabiło moją moc. Teraz ta kobieta
jest moja i sycąc się jej duszą, będę niezwycię\ony! Cofnij się, głupcze! Nie pokonałeś
Strona 35
Howard Robert E - Conan pirat
Thugry Khotana!
Z tymi słowy mag cisnął swoją laskę pod nogi Conana. Barbarzyńca cofnął się z
mimowolnym okrzykiem. Padając, laska uległa straszliwej przemianie: skręciła się i wygięła,
i oto przed zdumionym Cymeryjczykiem wznosiła łeb sycząca, królewska kobra. Z
gwałtownym przekleństwem Conan opuścił ostrze, przecinając ohydnego stwora na dwoje,
lecz wtedy u swych stóp ujrzał tylko przeciętą na dwie części hebanową laskę. Thugra Khotan
zaśmiał się głucho i pochyliwszy podniósł coś z zakurzonej podłogi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]