[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skarbowym, w zaborze pruskim gospodarowali i dorabiali się. Z punktu widzenia wszystkich tych ludzi
powstania były zbrodniczą głupotą, szkodzącą Polsce. Z punktu widzenia powstańców, wszyscy ci
ludzie byli zdrajcami.
Zdumiewa ten tak niefrasobliwy podział Polaków XIX-wiecznych na niewielu powstańców-psujów i na
organiczników, dzięki którym Polska przetrwała. Tekst Ziemkiewicza, skądinąd tak błyskotliwego
publicysty, najlepiej dowodzi, jak bardzo niektórzy ludzie, nawet wykształceni i oczytani, są na bakier z
narodową historią. Płacą po prostu koszty "dokształtu" w PRL-owskich szkołach, gdzie zbyt wiele
rzeczy było przemilczanych i zniekształcanych, a tych luk nie zawsze umiano pózniej wyrównać
odpowiednią lekturą. Przecież podział Polaków na powstańców i organiczników, tych, którzy chcieli
gospodarować i dorabiać się, jest z gruntu nieprawdziwy. I właśnie zabór pruski, na którego dzieje
powołuje się Rafał A. Ziemkiewicz, jest tego szczególnie jaskrawym przykładem. Tamtejsi
najwybitniejsi organicznicy gospodarowali i dorabiali się, ale robili to nie tylko w imię osobistego
wzbogacenia się, lecz w imię gorąco przeżywanego patriotyzmu, który raz wyrażali gospodarowaniem,
a kiedy indziej walką na polu bitew.
Tak jak to się stało z generałem Dezyderym Chłapowskim i wielu innymi bohaterami znakomitego
serialu Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy. A wezmy na przykład postać Karola Libelta. Uczeń
Hegla, Humboldta i Arago walczy w artylerii powstańczej w 1831 r. Potem staje na czele konspiracji
poznańskiej, przygotowuje nowe powstanie 1846 r., w którym ma uczestniczyć jako członek Rządu
Narodowego. Przez trzy lata siedzi w pruskim więzieniu, jest moment, kiedy mu grozi wyrok śmierci.
Pózniej przechodzi do pracy organicznej, jest przez wiele lat posłem do parlamentu, redaguje
"Dziennik Polski", jest prezesem Towarzystwa Przyjaciół Nauk, gospodaruje na roli. Nigdy jednak nie
wyrzekł się sympatii rewolucyjnych i powstańczych, dwaj jego synowie wzięli udział w Powstaniu
Styczniowym, jeden z nich poległ.
Warto w tym kontekście przypomnieć również interesujące refleksje K. Morawskiego we
Wspomnieniach z Turwi: Podział na organiczników i niepodległościowców jest historycznym fałszem.
Organicznicy również dążyli do niepodległości, tylko realnie oceniali możliwości i liczyli się z czasem.
Tym rozważniej czekać musimy i pracując możemy. Czasu nikt przewidzieć nie może, ale sądząc z
historii, tej wielkiej człowieka mistrzyni, możemy sobie obliczyć, że czas trwania naszej narodowości
jest dłuższy niżeli spokoju w Europie - pisał (Chłapowski - J.R.N. rozważając klęskę powstania.
Niepodległościowy program generała Chłapowskiego streścić można następująco: Należy czekać z
bronią u nogi, ale nie tajne związki, tylko uzbrojenie moralne i materialne mogą pomóc. Czekanie ma
wypełnić praca. W razie nadarzającej się okazji, ale tylko przy sprzyjających okolicznościach należy
wystąpić zbrojnie. Program ten wypełniał co do litery. Trzy razy w ciągu jego działalności w
Poznańskiem zdawało mu się, że nadeszła odpowiednia chwila do akcji zbrojnej, i decydował się
natychmiast do chwytania okazji.
Przeważająca część wybitnych Polaków XIX wieku rozumiała, że Polakom potrzebna jest synteza
realistycznej oceny możliwości istniejących w danej chwili i nie wyrzekaniem się planów
niepodległościowych na przyszłość syntezy racjonalizmu z żarliwością duchową i gotowością do
poświęceń rozwagi z temperamentem. Tak pojmowało swą działalność wielu czołowych wyznawców
programu pracy organicznej, uważając, że nie musi ona wcale stać w sprzeczności z romantyzmem
celów i wyobrażeń o przyszłej Polsce, a przeciwnie - może być przez nie wspierana. Rozumieli, że
żadna z postaw, czy to pozytywistyczna czy romantyczna, nie może być traktowana jako tamujący
wszelką swobodę ruchów ciasny gorset. Podobnie jak ci zwolennicy akcji zbrojnej, którzy potrafili
natychmiast po przegranym powstaniu umiejętnie wkładać całą swą energię w zupełnie inne typy
działań cichych prac dla utrzymania substancji narodowej.
Jawność i konspiracja splatały się nierozdzielnie
Wbrew próbom skrajnego przeciwstawiania postaw organicznikowskich i powstańczych do realiów XIX
wieku należało to, co tak dobitnie wyraził profesor Stefan Kieniewicz: Nie było u nas konspiracyjnego
polityka, który by w miarę możności nie korzystał również z dróg legalnego oddziaływania poprzez
pracę lub też działalność naukową. I na odwrót, nie było również w XIX wieku takiego polskiego
legalisty, najbardziej zaprzysięgłego wroga konspiracji, który by w swojej karierze nie uciekał się,
choćby przelotnie do załatwienia czegoś konspiracyjnie, jak byśmy dziś powiedzieli "na lewo".
Jawność i konspiracja splatały się nierozdzielnie... Czołowy polski konspiracyjny emisariusz
Dembowski miał swój udział w pracach organicznych, tak słynni rzecznicy pracy organicznej jak
Chłapowski czy Marcinkowski przedtem zdobyli Krzyże Virtuti Militari w Powstaniu Listopadowym, a
mieli również swój udział w pracach konspiracyjnych.
W cytowanym tekście na łamach "Gazety Polskiej" Rafał A. Ziemkiewicz pisze: z różnych względów,
narodowych mitów z poprzedniej epoki dotąd nie zweryfikowano: Polacy nadal uczą się o Traugucie
zamiast o Badenim. Irytuje mnie ten stan rzeczy. A mnie bardzo dziwi irytacja Ziemkiewicza,
wynikająca chyba z bardzo, ale to bardzo ułamkowej wiedzy o obu postaciach: Traugutcie i Badenim.
Traugutt to nie tylko symbol męstwa i poświęcenia w dobie powstańczej. To także wspaniały symbol
wytrwałości żelaznej woli konsekwencji i skuteczności, okazywanych w czasach najtrudniejszych. Jest
więc symbolem rzeczy, których jakże często tak wielu Polakom brakowało. Jego cechy charakteru,
jego wytrwałość, zdecydowanie, a nie mięczakowstwo, które obserwujemy u tylu dzisiejszych
polityków, to są właśnie cechy, które sprawiają, że mógłby być prawdziwym wzorcem dla polskich
pokoleń na dziś. I chodzi tu nie tylko o wzór przywódcy powstańczego, który znakomicie spełniał
swoje zdania, najlepiej z wszystkich naszych XIX-wiecznych liderów. Chodzi o niezbędne cechy
twardego charakteru, siły ducha, żelaznej konsekwencji jakże przeciwstawne tak typowej w Polsce
mentalności "słomianych ogni", "dojutrków", ludzi działających na zasadzie "jakoś to będzie". Nie
patrzmy więc na niego w uproszczony sposób wyłącznie jako na symbol heroicznej walki, gorącej
wiary i patriotycznego uniesienia, lecz umiejmy docenić w nim jakże ważne cechy działania, tak
potrzebne na dziś.
Antywzór Badeni
Natomiast tak zachwalany przez Ziemkiewicza Badeni jest w rzeczywistości antywzorem na
dziś przede wszystkim dlatego, że był diable miało skuteczny w tym wszystkim, co robił.
Osiągnął rzeczywiście szczyt kariery, jaka mogła spotkać Polaka w monarchii austro-węgierskiej -
przez ponad dwa lata był premierem gabinetu rządowego w Austrii, zanim ustąpił pod naciskiem
wielkich manifestacji wzburzonego tłumu Wiedeńczyków. Efekt jego premierostwa był żałosny. Jak
komentował, tak świetny znawca polskiej nowszej historii, profesor Henryk Wereszycki - Badeni w
czasie swego premierostwa doprowadził do zadrażnień tak głębokich, że właściwie od tego momentu
Austria znajdowała się w okresie permanentnego kryzysu politycznego (por. H. Wereszycki Pod
berłem Habsburgów, Kraków 1975, s. 194).
[ Pobierz całość w formacie PDF ]