[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ni\ myślał. Doprawdy? To jest powa\na sprawa, księ\niczko, bo, widzisz, jeśli człowiek
nie dopełni obietnicy danej bogom, mogą oni cofnąć swoje łaski. Ach, to takie łatwe. Ty mnie
zaopatrzysz, księ\niczko, w potę\ną galerę i dasz mi bogactwa, przy których pomocy
przemierzę wody Ho w twym imieniu i w imieniu Croma. W ten sposób wzrośnie twoja
zasługa, a ja spełnię moją obietnicę.
Przyjrzał jej się z uwagą. Wymyślił całkiem dobry pretekst. Księ\niczka zmarszczyła brwi.
Tak się stanie powiedziała ale wydaje mi się, \e za bardzo przejmujesz się tą
obietnicą. Nie wzięłabym cię za człowieka, który modli się do jakiegokolwiek boga!
Cymmeryjczyk podniósł potę\ne, prawe ramię i wskazał palcem w górę.
śaden człowiek nie mo\e \artować z bogami zagrzmiał i prawie przekonał sam
siebie.
Księ\niczka przestraszyła się z lekka.
Tak, myślę, \e nie mo\e, Conanie, a mo\e być, \e myliłam się co do ciebie.
Ludzie zaczynali tłumnie przybywać do świątyni, ustawiając się wzdłu\ ścian i wokół
kolumn, spoglądając na splamionych krwią mę\czyznę i kobietę stojących przed srebrzystą
zasłoną Agrimaha i otoczonych przez przedziwnych stra\ników, którzy zdawali się być za
mali na swoje zbroje; na małego człowieka odzianego we wspaniałą szatę ze złotej tkaniny i
usadowionego u stóp tych dwojga. Zobaczyli, jak wyciągnął dłoń i złapał płomienną tunikę
człowieka z włosami czarnymi jak smoła.
Panie szepnął Bourtai panie, ludzie przyszli.
Tak odpowiedział Conan. Księ\niczko, moje trzecie \yczenie& pochylił się
nad nią i jego oczy zabłysły moje trzecie \yczenie zaczeka, póki nie uporamy się z tą
sprawą.
Księ\niczka zaczerwieniła się.
Czy tak musi być? mruknęła. Dobrze. Zwróciła się w stronę zebranych tłumów i
nim jeszcze wypowiedziała słowo, wiadome było, \e ona tu rządzi, bo na sam widok dumy w
jej twarzy, ludzie padli na kolana.
To dobrze powiedziała zimno księ\niczka \e uznajecie mnie za swoją
władczynię. Dlatego te\, na ten czas, będę litościwa. Zapomnę, \e pozwoliliście mi gnić w
wie\y pod zaklęciem przez siedemnaście lat, póki nie nadszedł obcy człowiek, by mnie
wyzwolić. Jeśli chcecie zobaczyć, co stanie się z tymi, dla których nie ma mojej litości,
spójrzcie na Dziedziniec Magicznej Fontanny.
Zamilkła, a z klęczącego tłumu doszedł pomruk:
Ty jesteś władczynią.
Głos ten zabrzmiał dla Conana bardzo monotonnie. Niezgrabnie poruszył się na nogach i
zobaczył przed sobą błagalny wzrok Bourtai. Bourtai stanął na palce, by szepnąć:
Ona jest wspaniała, panie, i jest wymarzonym partnerem dla ciebie.
Conan skrzywił się i nie odpowiedział. Czuł pociąg do osobowości dziewczyny i do jej
pięknego ciała. Mo\e ona miała być częścią królestwa, jakie wyrzezbić miał na tym
bajecznym, bogatym Wschodzie. To mo\liwe&
Powstańcie, poddani powiedziała księ\niczka teraz pokłonicie się nowemu
bogowi, Cromowi, który uwolnił mnie ręką swego ucznia, Conana, Cymmeryjczyka.
Ludzie usłuchali, a księ\niczka zwróciła się niecierpliwie do Conana.
Có\, pięćdziesiąt tysięcy pokłoniło się Cromowi lub zrobią to zanim z nimi skończę.
Jutro pokłoni się kolejne pięćdziesiąt tysięcy&
Nie! ryknął Cymmeryjczyk. To nie wystarczy. Mam twoje słowo, księ\niczko.
Tak oczy księ\niczki były zimne. Tak, jest jeszcze to trzecie \yczenie.
Owszem, jest przyznał Conan. Księ\niczka zwróciła się do zgromadzonych ludzi.
Niech pozostanie pięćdziesięciu ludzi powiedziała rozkazującym tonem. Ci,
którzy są właścicielami galer i niewolników. Nie usiłujcie ukryć się przede mną, bo moi
czarnoksię\nicy znają was wszystkich.
Część ludzi wystąpiła do przodu, a księ\niczka zmierzyła ich władczym wzrokiem.
Największa galera w porcie zostanie przygotowana dla Cymmeryjczyka, który jest
moim głównym doradcą i komendantem, mej armii i floty. Skompletujecie załogę z
niewolników i \ołnierzy. Wyślijcie pięćdziesięciu niewolników, by zanieśli bogactwa na tę
Strona 54
Howard Robert E - Conan. Ognisty wicher
galerę. To wszystko, mo\ecie odejść.
Odwróciła się do Conana, a w jej głosie było zarówno pytanie, jak i ostrze\enie:
Widzisz, Conanie, dotrzymuję słowa.
Cymmeryjczyk stał nad nią, a kąciki jego ust zacisnęły się mocno. Jedna część jego duszy
pragnęła jednej rzeczy, a druga znów innej. Ale jego rozsądek dostrzegł błąd.
Księ\niczko powiedział, a w jego głosie była szorstkość jestem wolnym
człowiekiem i moja dusza, podobnie jak twoja, jest wolna. Obydwoje jesteśmy silnymi
ludzmi.
Jesteśmy dwojgiem silnych ludzi przyznała księ\niczka, ale w jej głosie zabrzmiało
pytanie.
W takim razie, czy ugięłabyś przede mną swoje kolano? zapytał ostro
Cymmeryjczyk.
O, z przyjemnością, Conanie!
Na jak długo?
Bourtai szarpał go za rękaw, a uszu jego dobiegł jego słaby szept.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]