[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziękuję.
Cała przyjemność po mojej stronie odrzekł cicho. Pociągnęła nosem.
Umieram z głodu. Nie wiem, co przyniosłeś, ale pachnie bardzo dobrze.
Chińskie dania. Wstąpiłem do pierwszej restauracji, na jaką natrafiłem.
Spojrzała na adres na torbie.
To bardzo dobra restauracja orzekła. Najlepsza chińska restauracja w mieście
dodała. Nie powiedziała, że chadza tam z rodzicami tylko w dni świąteczne. Gdybym
wiedziała, że stamtąd przyniesiesz jedzenie, nakryłabym ładnie stół i zapaliła świece.
Brzmi to bardzo romantycznie. Nagle Annie się zmieszała.
Powiedziałam, że zrobiłabym to, gdybym wiedziała. Nie wiedziałam, więc zjemy na
kanapie, trzymając talerze na kolanach. Przetarła talerze ściereczką, wyjęła sztućce z
szuflady i przeszli do salonu.
Max postawił torbę na stoliku przed kanapą i zaczaj wyjmować pudełka.
Co za pyszności jęknęła. %7łeberka, kurczak w sosie cytrynowym. I kluski
singapurskie! Jak to zjem, będę gruba.
Nie sądzę. Zresztą dobrze by ci zrobiło, gdybyś przybrała trochę na wadze. Przez
ostatni rok bardzo schudłaś.
I nic dziwnego. Gdybyś musiał codziennie uwijać się wokół Alice, też byłbyś chudy.
Max tylko potrząsnął głową i nałożył jej jedzenie.
Proszę bardzo. Pierwsze danie.
Roześmiała się. Jego słowa wcale jej nie uraziły. Zresztą miał rację, wobec czego dzisiaj
zamierzała najeść się do syta.
Patrzył z przyjemnością, jak Annie pochłania Wielkie ilości jedzenia. Już się nie obawiał,
że przyniósł za dużo. Zauważył, że w mieszkaniu ma własną niewielką kuchnię i zastanawiał
się, czy gotuje sama, czy stołuje się u rodziców.
Jeśli gotuje sama, to wiele tłumaczy, ponieważ zapewne nie chce jej się tego robić zbyt
często, zwłaszcza kiedy wraca pózno z pracy. Postanowił, że częściej będzie jej przynosił coś
do jedzenia.
Annie w końcu się nasyciła. Odstawiła talerz i usiadła na kanapie.
Od lat nie jadłam nic tak pysznego stwierdziła. Za ten makaron po singapurski! będę
cię kochać do końca życia.
Spojrzał na nią w szczególny sposób i uśmiechnął się lekko.
Dobrze, trzymam cię za słowo powiedział cicho i musnął wargami jej usta.
Oczywiście powiedziała to tylko tak sobie, mogłaby w ten sposób zwrócić się do
każdego, ale Max zamienił jej słowa w poważną deklarację, a ona wcale nie miała ochoty
protestować.
Nie chciała też dłużej o tym rozmawiać.
Kawa? zapytała, wstając.
Z przyjemnością. Ja tymczasem pozmywam. Uśmiechnęła się łobuzersko.
Ojej, i w dodatku jesteś nauczony czystości zażartowała.
Nie gryzę też mebli dodał ze śmiertelną powagą i zaczął zbierać talerze i puste
pudełka.
Zadziwiające. I do tego taki przystojny rzuciła przez ramię, wychodząc z pokoju.
Max poszedł za nią do kuchni, odstawił talerze, wyrzucił pudełka, wziął ją za ramiona i
odwrócił ku sobie.
A teraz cię pocałuję zapowiedział spokojnie. Wsunął jej palce we włosy, a ona nawet
nie próbowała się opierać. Objęła go w pasie i z chęcią odpowiedziała na jego pocałunki. Była
już bliska całkowitego zapomnienia o rzeczywistości, kiedy przez mgłę namiętności usłyszała
żałosny płacz dziecka. Natychmiast oprzytomniała.
To Alice. Do diabła.
Nie przejmuj się. Idz do niej, a ja tymczasem pozmywam. Cmoknął ją lekko w czoło i
czule klepnął w pośladek.
Nie miała wyboru. Alice rozpłakała się na dobre i musiała do niej zajrzeć. Annie była tak
zmęczona, że miała ochotę położyć się do łóżeczka obok córki, ale wzięła małą na ręce i
zaczęła delikatnie ją kołysać.
Mamusia jest przy tobie. Już wszystko dobrze uspokajała.
Po pewnym czasie córka przestała płakać, więc Annie posmarowała jej obolałe dziąsła
żelem. Podejrzewała, że dziecko jest głodne, ale ze względu na Maxa nie chciała jej zanosić
do kuchni. W pewnej chwili Max wsunął głowę przez uchylone drzwi.
Będę już uciekał oznajmił. Uściskaj ode mnie Alice. I nie przychodz jutro do pracy,
bo i tak odeślę cię do domu.
Jesteś pewien? Będę się czuła winna...
Nigdy nie czuj się winna, kiedy postanawiasz zostać z dzieckiem. Zresztą to ja czułbym
się winny, wiedząc, że w domu płacze twoje dziecko, a ty się o nie zamartwiasz w pracy.
Zagryzła wargi, kołysząc na rękach córkę.
Dobrze, skoro nalegasz, ale jeśli będę potrzebna, zadzwoń.
Nie będę...
Obiecaj, bo inaczej się nie zgodzę zagroziła stanowczo.
Dobrze, poddaję się. Zadzwonię. Miłego dnia. Pomachał jej jeszcze ręką i zniknął.
Odetchnęła z ulgą. Nie tylko miała jutrzejszy dzień wolny, ale Max odszedł, zobaczywszy
tylko tył głowy Alice.
Poszła do kuchni, zrobiła małej coś do jedzenia i karmiąc ją, zastanawiała się, kiedy
powie Maxowi o córce. Zdawała sobie sprawę, że gra na zwłokę, ale to wszystko było takie
trudne.
Jak ma mu to powiedzieć? Nie ma na to łatwego sposobu. A będzie musiała mu to
wyjawić już wkrótce, bo inaczej sam się dowie, a to by oznaczało katastrofę.
Bardzo miło z jego strony, że dał jej wolny dzień.
Była mu za to wdzięczna. Zasłużył sobie tym na kilka dodatkowych punktów.
Uśmiechnęła się do siebie.
Dużo punktów natomiast zyskał dzięki pocałunkom. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie,
że znów jest w jego ramionach...
Obudził się na dzwięk budzika. Spojrzał zdziwiony na tarczę zegarka, ale zaraz sobie
przypomniał, dlaczego wstaje tak rano. Chyba zwariował. No tak, w niebie dostanie za to
nagrodę. Wstał niechętnie, wziął prysznic i szybko się ubrał. Może dzisiejszy dzień
przebiegnie spokojnie?
Niestety, szybko się okazało, że nic z tego. Na autostradzie A14 zdarzył się potężny
karambol i na oddział ratownictwa medycznego przywieziono mnóstwo rannych. Brakowało
łóżek i personelu.
Choć nie chciał tego robić, był zmuszony zadzwonić do Annie.
Jak się miewa Alice? zapytał wprost.
Dużo lepiej. Czuję się jak oszustka. Max roześmiał się ponuro.
Cóż, jeśli rzeczywiście z małą wszystko w porządku, to przyda się nam twoja pomoc.
Zdarzył się okropny wypadek i każda para rąk jest bardzo cenna.
Nie wahała się ani chwili.
Oczywiście, już jadę. Mama zajmie się Alice. I tak jest w domu. Jeśli nie zmieniła
planów i się zgodzi, to powinnam być w pracy za kwadrans.
Max odłożył słuchawkę i westchnął z ulgą. Dokładnie po szesnastu minutach Annie
pojawiła się na oddziale.
Gdzie jestem potrzebna? zapytała.
Wszędzie. Mamy tu pięciu członków tej samej rodziny, którzy jechali jednym
pojazdem. Co najmniej troje z nich musi się szybko znalezć na stole operacyjnym. No i
jeszcze jest kilku innych rannych.
Oczy jej się rozszerzyły.
Jak my sobie damy radę we dwoje?
Przyszedł David Armstrong i Nick Sarazin. Widziałem też Owena Douglasa, Możesz
zacząć od tego pacjenta na wózku. Kilka minut temu go zbadałem i nie wyglądało to zle, ale
teraz widzę, że stan się pogorszył.
Annie ruszyła do wskazanego pacjenta, potrząsając głową.
Gdzie oni się wszyscy pomieszczą? mruknęła pod nosem.
Przynajmniej się przekonałaś, że nie wezwałem cię tu na darmo powiedział Max z
wisielczym humorem.
Uśmiechnęła się do niego przez ramię.
Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Nie widzieli się przez piętnaście minut, a potem Annie zawiadomiła Maxa:
Trzeba go szybko operować. Wygląda mi to na otorbiony krwotok, zbliżający się do
punktu krytycznego. Jeśli się pośpieszymy, może uda nam się go powstrzymać. W innym
wypadku szanse pacjenta są bardzo słabe. Jest w głębokim wstrząsie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]