[ Pobierz całość w formacie PDF ]

słynnych projektantów. Karolina powinna kiedyś zająć taką pozycję
społeczną, jaka jest dla niej właściwa ze względu na urodzenie. Myślę, że
jestem to winna temu biednemu dziecku i Walterowi.
Lisa patrzyła na piękną młodą kobietę nieobecnym spojrzeniem. Tak samo
jak Viviane myślała przed laty matka Lisy. Jej jedyna córka miała osiągnąć w
swoim życiu wszystko to, co jej samej się nie udało.  Otrzymasz najlepsze
wykształcenie, moje dziecko, kupię ci najelegantszą garderobę. Przewyższysz
wszystkie inne dziewczynki, kochanie"
- zabrzmiały jej nagle w uszach słowa matki.  Najbogatsi młodzi
mężczyzni z towarzystwa będą szaleć za tobą i żaden ci się nie oprze. Ty,
Liso, będziesz prowadzić takie życie, o jakim ja tylko mogłam marzyć!"
Matka Lisy postępowała dokładnie tak samo, jak zamierzała Viviane.
Chciała zapewnić swojemu dziecku życie w luksusie i beztrosce, otworzyć
wszystkie drzwi i usunąć z drogi wszystkie trudności. Ale czy Lisa była
dzięki temu szczęśliwa?
RS
51
- Liso? Słucha mnie pani?
Lisa oderwała się od wspomnień. - Och, przepraszam, Viviane, zamyśliłam
się na moment. Proszę mówić dalej.
- Co mam jeszcze powiedzieć? Kochałam mojego męża i w godzinie jego
śmierci obiecałam mu... - Usta Viviane zadrżały. Odwróciła twarz.
- Dałam Walterowi słowo, że będę dbać o Karolinę. I dotrzymam swojej
obietnicy. Mój pozbawiony serca szwagier nie dostanie dziecka! Nie
dopuszczę do tego! Nigdy! - Viviane rozszlochała się.
Lisa zamknęła notatnik. Ze współczuciem patrzyła na swoją rozmówczynię.
- Czy chciałaby pani zostać na chwilę sama? - spytała cicho.
Viviane potrząsnęła głową. - Nie. Już w porządku.
- Na dziś nie mam już więcej pytań, Viviane. Dziękuję pani za gotowość do
współpracy. - Lisa uśmiechnęła się.
Viviane wstała. - A ja dziękuję pani za zrozumienie, Liso. Do widzenia.
- Do widzenia, Viviane.
W sobotni wieczór Lisa usłyszała pukanie do drzwi swojej mansardy.
- Proszę.
Drzwi lekko się uchyliły i Karolina wsunęła głowę do środka. W rękach
trzymała pandę z pluszu.
- Wezmiesz mnie na zebranie kościelne, Liso?
- Nie wychodzisz dzisiaj z Viviane i wujkiem, Karolino?
Za dziewczynką pojawił się Jeremy. - Wszystko w porządku, Liso -
powiedział. - Karolina cały czas wspomina bał przebierańców, więc
pomyślałem, że mogłaby ją pani dzisiaj znowu wziąć ze sobą. Naturalnie jeśli
to pani nie sprawia kłopotu.
- Przeciwnie. - Lisa uśmiechnęła się. - Cieszę się. Ale nie wrócę przed
wieczorem. Pomagam przy przygotowaniach do obiadu, który wydajemy raz
w tygodniu bezpłatnie dla naszych potrzebujących członków gminy. To się
prawdopodobnie skończy dość pózno...
- Czy to znaczy, że nie mogę iść, wujku Jeremy? - spytała Karolina
nieśmiało.
- Nie bój się, Karolino. Możesz pójść z Lisą. Może nawet przydasz jej się
do pomocy. A teraz opowiedz jej, dlaczego przyniosłaś ze sobą misia.
- Chcę go podarować Marii. Bo ona nie ma żadnej zabawki, która
należałaby tylko do niej. Chciałabym, żeby Maria została moją przyjaciółką.
- Karolino, nie musisz jej dawać prezentów, żeby cię lubiła. Podobasz jej
się taka, jaka jesteś. Wiesz, mam lepszy pomysł. Maria nie jest jedynym
RS
52
biednym dzieckiem, które nie ma własnych zabawek. A gdybyś tak po prostu
posadziła misia w świetlicy, gdzie wszystkie dzieci mogłyby się nim bawić?
Karolina skinęła zachwycona. - Zwietnie!
- Ale musimy go tam przenieść w tajemnicy. Jeśli dzieci dowiedzą się, że
przyniosłaś im prezent, też zechcą ci coś dać, a nie mają żadnych rzeczy,
które mogłyby oddać. Wtedy byłoby im przykro.
- Nie, do tego nie możemy dopuścić. Nikt nie może się dowiedzieć, że to
ode mnie.
- Masz dobre serce, Karolinko. - W głosie Jeremy'ego słychać było
wzruszenie. Objął dziewczynkę czule i pocałował ją w policzek. - %7łyczę ci
miłego dnia, kochanie. Sprawuj się dobrze i słuchaj Lisy!
- Słowo honoru, wujku Jeremy. - Dziewczynka zaśmiała się. - Ty też
sprawuj się dobrze, gdy nas nie będzie!
- Nie ma obawy, wszystko będzie w porządku. A teraz wez kurtkę i idz na
dół. Chcę jeszcze porozmawiać z Lisą na osobności.
Lisa wręczyła Karolinie kluczyki do samochodu. - Schowaj misia na
tylnym siedzeniu i usiądz w samochodzie. Tylko nie zapomnij zapiąć pasów.
- Jasne! Zaczekam w samochodzie. Cześć, wujku Jeremy.
Od przyjazdu Viviane Lisa i Jeremy zamienili ze sobą ledwie kilka słów.
Teraz Lisa spojrzała na niego badawczo. Jego twarz była napięta i zmęczona,
a spokój i pogoda ducha wydawały się tylko grą pozorów.
- Rozmawiała pani z Viviane w swoim biurze, prawda? Lisa skinęła i
skrzyżowała ręce na piersiach. - Tak.
- Przypuszczam, że była pewna siebie, urocza i opanowana i przedstawiła
pani w różowych barwach przyszłość Karoliny u swego boku... Sama przed
sobą udaje kochającą macochę.
- Jeremy, nie mogę i nie chcę udzielać żadnych informacji na temat mojej
rozmowy z Viviane. Musi pan to zrozumieć.
- Ta żmija już i panią owinęła sobie wokół palca. Każdego potrafi oszukać
co do swoich prawdziwych motywów. Mój biedny, łatwowierny brat też stał
się jedną z jej ofiar.
- Proszę, Jeremy, nie chcę tego słuchać. - Lisa wyprostowała się. - Pańska
bratowa przedstawiła mi swoją sytuację finansową, niczego nie upiększając. I
myślę, że myli się pan sądząc, iż Viviane jest pozbawioną serca,
wyrachowaną kobietą. Gdy wspomniałam o jej zmarłym mężu, wybuchnęła
płaczem. Zakończyłam naszą rozmowę, żeby jej niepotrzebnie nie dręczyć.
RS
53
Jeremy milczął przez chwilę. - Może jestem wobec niej niesprawiedliwy -
mruknął potem. - Sądzę, że nawet Viviane nie jest w stanie produkować łez
na zamówienie.
Może nie powinien pan podchodzić do swojej bratowej z taką nieufnością,
Jeremy. Trochę mniej napięcia w waszych wzajemnych stosunkach nie
byłoby też bez znaczenia dla Karoliny. Dziecko bardzo dobrze wyczuwa tę
wrogość, która między wami panuje. Dlaczego nie spróbuje pan cierpliwie
poczekać na rozwój wypadków, opanować się i ukryć swój strach?
Jeremy podszedł bliżej. - Czy w taki sposób pani postępuje z nie-
przyjemnymi sprawami? Nigdy nie próbowała pani walczyć z losem? Czy
rzeczywiście sądzi pani, że dobrze byłoby schować głowę w piasek i po
prostu odczekać? Uważam to za głupotę i tchórzostwo.
Lisa drgnęła, słysząc jego słowa. Poczuła, jak rumieniec wypływa jej na
policzki. Co mu przyszło do głowy, żeby tak z nią rozmawiać? I kto dał mu
prawo podejść do niej tak blisko, że czuła jego oddech na swojej twarzy? Kto
mu dał prawo wzbudzać w niej takie podniecenie? Ta ostatnia myśl przeraziła
ją tak bardzo, że serce zaczęło jej bić szybciej.
- Liso... - Brzmienie głosu Jeremy'ego przywróciło ją do rzeczywistości. -
Liso, przepraszam panią. Nie chciałem tego powiedzieć. Jestem rozdrażniony
i straciłem panowanie nad sobą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl