[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zobaczyła jego prawdziwą twarz, którą na co dzień ukrywał. Została sama na wielkim, ponurym
strychu. Dokoła panowała absolutna cisza. Ben przykucnął gdzieś w kącie. Wiedziała, \e jej nie
skrzywdzi, a mimo to poczuła parali\ujący strach.
- Ben - powiedziała dr\ącym głosem. Miała wra\enie, \e na tym ciemnym strychu jej syn
powrócił do odległej przeszłości, przeniósł się w czasy, kiedy nie było jeszcze istot ludzkich. -
Ben... - powtórzyła.
śadnej odpowiedzi. Cisza. Pasek cienia przeciął brudny prostokąt światła: to ptak
przeleciał z jednego drzewa na drugie.
Harriet zeszła na dół, do kuchni. Samotna i zmarznięta, siadła na krześle i wypiła ciepłą
herbatę.
Zanim Ben rozpoczął naukę w lokalnym gimnazjum (tylko jedna szkoła zgodziła się go
przyjąć), nadeszły letnie wakacje, które nie ró\niły się prawie niczym od poprzednich. Krewni
pisali do siebie listy i dzwonili.  Oni są tacy biedni, pojedzmy tam chocia\ na tydzień... .
Uwa\ali, \e to Dawid zasługuje na współczucie - Harriet o tym wiedziała. Rzadko mówili:
 biedna Harriet , częściej:  nieodpowiedzialna, samolubna, szalona Harriet... .
A wszystko dlatego, \e nie pozwoliłam zamordować Bena, myślała Harriet. Ale nie była
w stanie im tego powiedzieć. Postąpiła zgodnie z nakazami moralnymi ludzi ze swojego
środowiska. Nie mogła zostawić Bena w zakładzie. Uratowała go przed śmiercią, ale zniszczyła
rodzinę. Zniszczyła własne \ycie... \ycie Dawida... Aukasza, Heleny, Janeczki... i Pawła. Paweł
był najbardziej pokrzywdzony.
Myśli Harriet powracały uporczywie.
Dawid powtarzał, \eby nie jechała do zakładu... Ale jak będąc sobą mogła nie pojechać?
Harriet była pewna, \e gdyby nie sprowadziła Bena do domu, zrobiłby to Dawid.
Kozioł ofiarny. Była kozłem ofiarnym - Harriet, burzycielka rodziny.
Istniała jednak i głębsza warstwa myśli czy odczuć.
- Zostaliśmy ukarani - powiedziała Dawidowi.
- Za co? - spytał zirytowany. Nie lubił, kiedy Harriet mówiła takim tonem.
- Za to, \e zakładaliśmy, i\ będziemy szczęśliwi. Szczęśliwi dlatego, \e to myśmy tak
postanowili.
- Bzdura. - Dawid był zły. Harriet wyprowadziła go z równowagi. - To przypadek. Ben
mógł urodzić się w ka\dej rodzinie. To kwestia genów.
- Nie sądzę. - W jej głosie zabrzmiał upór. - Uwa\aliśmy, \e nam się to nale\y! Inni
ludzie mogą się męczyć, ale my postanowiliśmy być szczęśliwi. A teraz musimy zapłacić.
- Przestań, Harriet! Niedługo zaczniesz mówić o pogromach, paleniu czarownic na stosie
i wściekłości bogów!
- krzyknął Dawid.
- I kozłach ofiarnych - powiedziała Harriet. - Zapomniałeś o kozłach ofiarnych.
- Mściwi bogowie sprzed tysięcy lat - mówił dalej Dawid. Harriet wiedziała, \e jest
poruszony do głębi.
- Bogowie, którzy karzą ludzi za nieposłuszeństwo...
- Dlaczego uwa\aliśmy, \e mamy prawo decydować?
- Dlaczego? Wzięliśmy odpowiedzialność za to, w co wierzyliśmy. Mieliśmy pecha, nic
więcej. Równie dobrze mogło nam się udać. Mogliśmy zrealizować nasze cele, mieć ośmioro
dzieci i dom. Mogliśmy być szczęśliwi... w granicach mo\liwości.
- Ale kto za to płacił? James. I Dorota - w inny sposób... Nie, po prostu stwierdzam fakty.
Nie krytykuję cię, Dawidzie.
Ale Dawid ju\ od dawna nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia.
- James i Jessica mają tyle pieniędzy, \e mogliby nam dać trzy razy więcej - powiedział. -
Cieszyli się, \e mogą nam pomóc. Dorota narzekała, \e jest zmęczona, ale odkąd przestała z nami
mieszkać, opiekuje się Amy.
- Chcieliśmy być lepsi ni\ inni. Wydawało nam się, \e jesteśmy lepsi.
- To nieprawda. Po prostu chcieliśmy być sobą.
- Tak, rzeczywiście, to wszystko - powiedziała Harriet cynicznie.
- Właśnie tego chcieliśmy. Harriet, przestań... Nie zamierzam w tym uczestniczyć. Nie
\yjemy w średniowieczu.
- Czy\by?
Odwiedzili ich Molly i Fryderyk, przywiezli Helenę. Harriet wiedziała, \e nigdy jej nie
wybaczą, ale przyjechali ze względu na wnuczkę. Helena wyrosła na niezale\ną, atrakcyjną
szesnastolatkę; odnosiła sukcesy w nauce. Wydawała się chłodna i zdystansowana.
James przyjechał z Aukaszem, przystojnym, spokojnym i godnym zaufania
osiemnastolatkiem. Aukasz chciał budować łodzie, tak jak dziadek. Był obserwatorem,
odziedziczył to po ojcu.
Dorota przywiozła czternastoletnią Janeczkę. Dziewczyna nie uczyła się dobrze, ale
Dorota jej broniła.
- Na szkole świat się nie kończy - mówiła. - Ja zawalałam wszystkie egzaminy.
A przecie\ jesteś taka inteligentna, dodawała w myśli Harriet, uśmiechając się ironicznie.
Matka nie kipiała ju\ energią jak dawniej. Schudła i wolała siedzieć na krześle, ni\ się ruszać.
Jedenastoletni Paweł miał zmienne nastroje. Od czasu do czasu wpadał w histerię, wymagał
nieustannej uwagi. Mówił w kółko o swojej nowej szkole, której nienawidził. Oznajmił, \e
chciałby chodzić do szkoły z internatem, jak bracia i siostra. Dawid spojrzał na Jamesa i
oświadczył z dumą, \e zapłaci za szkołę syna.
- Najwy\szy czas, \ebyście sprzedali ten dom - zauwa\yła Molly. Tak naprawdę miała
ochotę skrytykować Harriet i powiedzieć:  Nie mo\esz wymagać od mojego syna, \eby harował
jak niewolnik .
Dawid zaczął bronić \ony.
- Nie chcemy jeszcze sprzedawać domu - powiedział.
- Liczycie na jakąś zmianę? - spytała Molly chłodno. - Ben się nie zmieni.
W głębi ducha Dawid był zdania, \e trzeba sprzedać dom.
- Chcesz, \ebyśmy zamieszkali z Benem w jakimś małym domku? - mówiła Harriet.
- Niekoniecznie małym, ale czy musi być wielkości hotelu?
Dawid wiedział, \e Harriet wcią\ marzy o powrocie dawnych czasów.
Wakacje dobiegły końca. Wszyscy się bardzo starali. Wszyscy poza Molly. Harriet i
Dawida ogarnął smutek. Siedzieli przy stole, słuchając opowieści o ludziach, których nie znali.
Aukasz i Helena odwiedzili swoich przyjaciół ze szkoły. Harriet wiedziała, \e wstydziliby się ich
zaprosić do siebie.
We wrześniu Ben skończył jedenaście lat i rozpoczął naukę w gimnazjum. Był rok 1986.
Harriet spodziewała się telefonu od dyrektora. Miała pewność, \e ju\ w pierwszym
semestrze zdarzy się coś nieprzyjemnego. Dyrektorka byłej szkoły Bena posłała opinię na jego
temat do gimnazjum.  Ben Lovatt nie jest dobrym uczniem, ale... Ale co?  Bardzo się stara...
Czy rzeczywiście? Ben nie potrafił niczego się nauczyć. Nie opanował sztuki pisania i czytania.
Potrafił jedynie napisać swoje imię. Próbował za to naśladować innych.
Nie było telefonu ani listu. Ka\dego popołudnia Harriet sprawdzała, czy Ben jest
podrapany albo posiniaczony. Chłopiec z łatwością przystosował się do brutalnego świata
gimnazjum.
- Lubisz tę szkołę, Ben?
- Tak.
- Bardziej ni\ poprzednią?
- Tak.
Jak wiadomo, w ka\dej szkole znajduje się grupa tępych uczniów, którzy przechodzą z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl