[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ju lasu. Wyjrzał ostrożnie z zarośli. Poza rozciągającym się przed nim wielkim, pustym polem
widać było budynki. Wycofał się w głąb lasu i ukrył w zaroślach. O zmierzchu ruszył dalej.
Po trzech dniach błądzenia, półprzytomny z głodu i zmęczenia, dowlókł się pózną nocą
do pierwszych domów swego rodzinnego miasta i zapukał w okna mieszkania jednego z
kolegów.
 Szukają cię wszędzie!  usłyszał na powitanie.  Na razie musisz się tu ukryć, a
pózniej pomyślimy o jakimś bezpieczniejszym schronieniu.
 To na dziś i na jutro, ale co będzie dalej? Bo do więzienia nie wrócę. Wolę raczej
zginąć.
 Nie martw się. Ucieczką swoją uratowałeś życie siedmiu naszych towarzyszy.
Dlatego wyprawimy cię stąd. Chcesz jechać do Hiszpanii?
 Czy ja wiem?  odrzekł Vayq ponuro.  A może ja, po tym pobycie w więzieniu,
już jestem do niczego?
Kolega zaśmiał się i przyjacielsko klepnął go po ramieniu.
Następnego dnia, wieczorem, Vayq przebrał się w ubranie kolegi i opuścił mieszkanie.
Przygodną ciężarówką pojechał do śródmieścia. Tam, w umówionym sklepiku otrzymał
kartkę z adresem. Przeczytał ją i zniszczył, a potem ruszył dalej mijając grupy przechodniów,
przystających przed jasno oświetlonymi wystawami sklepów.
Nagle drgnął, czując, że ktoś uporczywie wpatruje się w niego. Przystanął przed szybą
wystawową i spojrzał za siebie. Parę kroków za nim szedł jakiś podejrzany osobnik w cywil-
nym ubraniu.
 Agent !  przemknęło przez głowę Vayqa i na moment stracił panowanie nad sobą.
Otrząsnął się po chwili i ruszył dalej. Szedł spokojnym krokiem i nagle, chcąc zgubić śledzą-
cego go człowieka, skręcił w boczną ulicę.
Przebiegając przez jezdnię dostrzegł, że śledzący go agent podbiega do przechodzącego
ulicą policjanta. Widząc to wbiegł do pierwszej z brzegu bramy. Powietrzem zatargały
przerazliwe gwizdki.
Uciekinier przebiegł przez podwórze, przesadził parkan i znalazł się w jakiejś nieznanej
mu uliczce. Rozejrzał się i mimo woli zatrzymał wzrok na świeżo naklejonym plakacie. Był
to list gończy z jego fotografią.
Oddalił się szybko z tego miejsca, lecz zanim dotarł do skrzyżowania ulic, dostrzegł
silny patrol idący w jego stronę. Cofnął się i wszedł w słabo oświetlony zaułek, po którym
snuły się jak cienie dziewczęta uliczne.
 A może zaczepić którą i przemknąć się przez obławę udając zakochaną parkę? 
pomyślał.
Po chwili podszedł do szczupłej, na uboczu stojącej dziewczyny. Słysząc za sobą szelest
kroków dziewczyna obejrzała się. Migotliwy blask latarni oświetlił jej twarz i Vayq zadrżał.
Przed nim stała Reri. Jego pierwsza miłość, jedyna dziewczyna, którą kochał. Reri, o
której nic nie wiedział od chwili aresztowania i o której myślał w długie, bezsenne noce.
 Reri! Ty jesteś Reri?  wyszeptał po chwili, nie wierząc własnym oczom.
 Vayq! %7łyjesz?!  zdumiała się dziewczyna i chwyciwszy jego dłonie zaczęła je
całować.
A Vayq stał oniemiały z bólu, nie wiedząc co powiedzieć. Wreszcie wykrztusił z
trudem:
 Nie trzeba, Reri... Nie trzeba. Rozumiem, wszystko rozumiem. Biedna moja Reri!
Nawet nie słyszał jej rozpaczliwych wyjaśnień.
 Przebacz mi, Vayq!... Ja musiałam. Gdy ciebie uwięziono, wezwał mnie do siebie
dyrektor fabryki... A potem...
Reszta słów zaginęła w przejmującym szlochu.
Zresztą słowa były zbyteczne. Osunął się na latarnię, a przed zamglonymi bólem oczy-
ma przesunęła się jak filmowa taśma wizja dalekich wspomnień. Ujrzał w nich ją i siebie, ich
pierwsze spotkanie, spacery pod fabryką...
Zagubił się w wspomnieniach, a gdy oprzytomniał, ból ustąpił miejsca napływowi
rozpaczliwej wściekłości. Zacisnął dłoń na chłodnej kolbie rewolweru i wyszarpnąwszy go z
kieszeni odwrócił się w stronę stojącego na skrzyżowaniu policjanta.
 Opamiętaj się!
Odwrócił się i spojrzawszy w jej oczy szepnął:
 Reri! My tutaj, na tym świecie, nie znajdziemy szczęścia. I lepiej będzie, jeżeli
zginiemy oboje!
Cofnęła się wybuchając płaczem.
 Ja nie mogę! Bo widzisz, Vayq, ja mam dziecko, które poza mną nie ma nikogo na
świecie...
Dłoń Vayqa kurczowo ściskająca kolbę rewolweru opadła bezwładnie.
 My oboje jesteśmy  mówiła  jesteśmy skazani na życie... %7łegnaj, Vayq, modląc
się będę myślała o tobie!
 %7łegnaj  powtórzył.
I w tej właśnie chwili zrozumieli całą głębię najstraszliwszego słowa w ludzkiej mowie.
Krótkiego słowa   nigdy .
Bowiem nigdy już nie mieli się spotkać.
* * *
Smukła sylwetka Reri zniknęła w mroku ulicy.
Vayq chciał zawołać:  Nie odchodz, zostań, Reri!  stłumił ten okrzyk rozumiejąc,
że przecież jego wołanie nic już zmienić nie może.
 Skończone, wszystko skończone  szepnął.
%7łołnierze, którzy go otoczyli, stanęli zdziwieni widokiem dorosłego mężczyzny, który
płakał jak dziecko.
 Ale się spiło bydlę  mruknął dowódca patrolu.
Poszli dalej.
Vayq został sam i stał jeszcze długo na pustej, mrocznej ulicy.
SPIS TREZCI
Biały jacht (Antoni Marczyński) 02
Atomowa śmierć Atlantydy (Jan Jerzy Groński) 07
Kto i dlaczego? (Andrzej Zan) 18
Ulica (Władysław Kisielewski) 39 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl