[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czać, że w teatrze akurat zdarzy się taka okropność? Więc kiedy przyszedł So-
ames, poznał pewnie, że spałem, ale nie zdziwił się, bo wszyscy wiedzieli o tym,
że mi się syn urodził. Nawet pieniędzy trochę w prezencie dla niego złożył mi cały
zespół. . . To bardzo przyjemny teatr, proszę pana, i stosunki tu naprawdę piękne
i koleżeńskie. Nikt nie zwraca uwagi, czy ktoś jest pracownikiem fizycznym, czy
artystą. Atmosfera jest dobra, można powiedzieć, a nikt z nas się nie spoufala,
bo wiemy, że co reżyser albo aktor, to nie portier. Ale każdy jest grzeczny dla
każdego. Może jeden pan Vincy był. . . Ale o nieboszczyku nie należy zle mówić.
Umarł i co kto do niego miał, musi mu teraz każdy wybaczyć, prawda, proszę
pana?
 Na pewno  Parker skinął głową.  Idzcie do domu, Gullins, i wyśpijcie
się. Może uda mi się nie zawiadomić pana dyrektora Davidsona o tym, że spaliście
na służbie, kiedy to się wydarzyło. Ale pamiętajcie, że następnym razem możecie
mieć ogromne kłopoty. Ojciec trojga dzieci musi być bardziej obowiązkowy.
 Dziękuję panu, proszę pana  głos Gullinsa znowu zadrżał niebezpiecznie
 właśnie tak ogromnie się martwiłem, że. . .
 W porządku. Idzcie już. . .
 Dobranoc panom. . .
 Dobranoc, dobranoc. . .  Parker dał znak dyżurującemu, który wypuścił
Gullinsa drżącego, ale uśmiechniętego niepewnie.
 Co teraz?  zapytał Joe.  Czy pojedziemy do pana Charlesa Cresswella,
narzeczonego Anny Dodd? Myślę, że tak.
37
 I ja tak myślę.  Parker wychylił się i wydał zarządzenia. Po chwili sie-
dzieli już w samochodzie, który ruszył ostro i wpadł w długą, prostą ulicę prowa-
dzącą wśród dwóch szeregów wysokich, starych kamienic. Potem auto skręciło
i minąwszy dwie czy trzy węższe ulice, przedostało się do dzielnicy willowej.
Po chwili zatrzymało się przed tonącym w ciemnościach domem, na pół ukry-
tym za wysokimi drzewami ogrodu. Furtka była zamknięta. Parker wysiadł i na-
cisnął dzwonek. Przez chwilę dom nadal był ciemny. Inspektor znowu nacisnął
guzik dzwonka, ale równocześnie na parterze domu zapaliło się światło w jednym
z okien. Potem w pewnej odległości skrzypnęły lekko drzwi.
 Kto tam?  zapytał jakiś ochrypły, starczy głos.
 Czy zastałem pana Charlesa Cresswella?  zapytał równie głośno Parker.
 Co takiego?  rozległo się powolne człapanie i po chwili na ścieżce roz-
jaśnionej padającym z okna blaskiem i światłem niedalekiej latarni ukazała się
przygarbiona postać w ciemnym, długim szlafroku.  Kto to taki?
Alex zauważył, że na piętrze zapłonęło drugie światło.
 Policja  powiedział Parker, kiedy stary człowiek zbliżył się dostatecznie,
aby nie trzeba było do niego zbyt głośno wołać.  Chcemy zobaczyć się z panem
Charlesem Cresswellem, jeżeli jest w domu.
 Policja. . .  Stary człowiek podszedł jeszcze bliżej. Przyjrzał się im uważ-
nie.
 Oto moja legitymacja  Parker wysunął ku niemu przez żelazne sztachety
małą, ciemną kartę. Stary człowiek wziął ją do ręki i odczytał jej treść w świetle
latarki, którą wysupłał z kieszeni szlafroka.
 Tak. . .  zawahał się  jak to policja?. . .  mruknął do siebie jakby
z niedowierzaniem.  Nigdy tu jeszcze nie było żadnego policjanta. . .
Ale na ścieżce rozległy się inne kroki, szybsze i bardziej zdecydowane.
 Co się tam dzieje, John?  zapytał miody męski głos.
 Jestem inspektorem Scotland Yardu  powiedział ostro Parker  i zwra-
cam panu uwagę, że pełnię w tej chwili moje obowiązki służbowe. Chcę widzieć
Charlesa Cresswella, jeżeli jest w domu. Jeżeli go nie ma, proszę nam wyjaśnić. . .
 To ja  powiedział młody człowiek i zbliżył się.  Otwórz, Johnie.
Stary człowiek sięgnął po klucz i otworzył furtkę. Przechodząc Parker wyjął
mu z ręki swoją legitymację.
 Przepraszam, że musimy pana niepokoić o tej porze nocy  powiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl