[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmęczony, wygłodzony, prawdopodobnie miał
gorączkę. To musi być złudzenie. Majaczenia
konającego; miraże umierającego z głodu.
Przymknął oczy i znów zasnął, jednak kiedy je
ponownie otworzył, światło było nadal. Co to
może oznaczać?...
"Powinienem chyba coś z tym zrobić" -
zdecydował i włączył latarkę. W jaśniejszym
świetle poświata zniknęła. Postawił latarkę na
Planeta Zmierci III
- 198 -
piasku, tak by świeciła w górę i wyjął nóż.
Nadal był ostry. Przycisnął go do
przedramienia i lekko pociągnął...
W płytkim nacięciu pojawiły się kropelki krwi.
- To boli - powiedział. - Tym lepiej.
Nagły ból wyrwał go z letargu, zwiększając
poziom adrenaliny we krwi. Wywołało to
niezwykłe ożywienie. "Jeśli w dole jest
światło, to musi być jakieś wyjście -
pomyślał. Powinno być! A jeśli tak, może to
być jedyna szansa, by wydostać się z tej
pułapki. Teraz. Dopóki wydaje mi się, że dam
radę."
Zaczął głęboko oddychać, raz za razem
wypełniając płuca ożywczym powietrzem, aż od
nadmiaru tlenu zakręciło mu się w głowie.
W końcu, wraz z ostatnim wdechem ustawił
latarkę na pełną jasność, włożył ją do ust, by
móc obracając głową kierować strumieniem
światła.
Wpadając w wodę odczuł szok termiczny, ale
spodziewał się tego. Zanurkował głęboko i tak
szybko, jak tylko był w stanie, płynął w
stronę miejsca, gdzie przedtem widział
światło. Woda była cudownie przejrzysta.
Skała, po prostu lita skała... Może więc
niżej... Ubranie nasiąknęło wodą, co pomogło
mu zejść niżej, prawie do dna, gdzie jezioro
przecinał skalny nawis. Poniżej tego progu
nurt przyspieszał, by wydostać się na
zewnątrz. Głową naprzód, odpychając się od
wiszącej nad nim skały, przepchnął się przez
krótki tunel. Jasność. Ale wysoko, bardzo
wysoko.. Latarka wypadła mu z ust i zniknęła.
Wyżej! Wyżej! Mimo, iż płynął w stronę
światła, zdawało mu się, że jest coraz
ciemniej. W panice machał rękami. Zdawało mu
się, że płynie w rtęci lub czymś znacznie
bardziej gęstym, niż woda. Ręka uderzyła w coś
Planeta Zmierci III
- 199 -
twardego, obłego. Uchwycił się tego i jednym
rzutem ciała wydostał na powierzchnię.
Przez pierwszą minutę jedyne, co był w stanie
robić, to oddychać. Głęboko oddychać. Gdy
rozjaśniło mu się nieco w głowie, spostrzegł,
że znajduje się przy brzegu małego stawu,
prawie całego otoczonego drzewami i krzakami.
Z tyłu jeziorko kończyło się u podnóża klifu,
który wznosił się prostopadle, by w końcu
zniknąć w chmurach. To był wylot podziemnego
strumienia, płynącego w płaskowyżu. Był na
nizinach.
Z ogromnym wysiłkiem wciągnął się na brzeg.
Leżał potem na trawie odpoczywając, aż wróciło
mu trochę sił. Widok jagód na pobliskich
krzakach w końcu skłonił go do ruchu. Nie było
ich wiele, co prawdopodobnie wyszło mu na
dobre, bo nawet te, które pożarł, wywołały
ostry ból brzucha. Ułożył się w trawie, z
twarzą poplamioną sokiem i zastanawiał, co
robić dalej.
Zasnął, nie wiedząc kiedy, a gdy się obudził,
umysł miał jasny.
"Obrona! - pomyślał. - Człowiek człowiekowi
wilkiem.
Pierwszy tubylec, którego spotkam,
prawdopodobnie będzie próbował rozwalić mi
łeb, choćby po to, by zdobyć te przedpotopowe
futra. Obrona!" Nóż przepadł razem z latarką,
więc musiał mu wystarczyć ostry odłamek skały.
Za pomocą tego prymitywnego narzędzia ściął
młode drzewko. Odłamanie gałęzi było już
łatwiejsze i w ciągu godziny miał już prosty,
ale przydatny kij. Na początek posłużył jako
laska. Wspierając się na nim, Jason pokuśtykał
na wschód leśną ścieżką.
Pod wieczór, kiedy znów zaczęło mu się kręcić
w głowie, napotkał człowieka. Wysoki, postawny
mężczyzna w pół-wojskowym mundurze był
Planeta Zmierci III
- 200 -
uzbrojony w łuk i groznie wyglądającą
halabardę. Ostrym tonem zadał Jasonowi parę
pytań w nieznanym języku. Jason w odpowiedzi
wzruszył ramionami i coś wymamrotał. Chciał
pokazać, że jest słaby i bezbronny, co nie
było trudne. Wychudzony, ze zmierzwioną brodą,
w brudnych futrach nie mógł wyglądać groznie.
Obcy też tak chyba pomyślał, bo nie
wykorzystał łuku; podszedł, jedynie
symbolicznie zasłaniając się halabardą. Jason
wiedział, że stać go tylko na jeden, jedyny
cios. Jeśli nie trafi, ten młody osiłek zje go
żywcem.
- Umble, kumble - wymamrotał Jason, cofając
się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]