[ Pobierz całość w formacie PDF ]
woli. Nie, nie będzie bronić Spencera. Już nie.
- Boże - szepnęła. - Masz rację.
Przyznała to głośno po raz pierwszy. Może chwila
mi tak myślała, ale nigdy przedtem nie była tak nie
lojalna, żeby to głośno powiedzieć. W ciągu ostatnich
dwóch tygodni zmieniło się nie tylko jej życie uczu
ciowe.
Uśmiechnęła się do siebie, gdy zdała sobie spra
wę, że przestała szukać akceptacji ojca. Może wresz
cie zrozumiała, że nigdy się jej nie doczeka. A może
jeszcze coś...
ja wiedziałam od lat, że temu człowiekowi nie można
Chyba zrozumiała też, że ważniejsze od zdobycia
akceptacji ojca jest zaakceptowanie samej siebie. Wy
prostowała się w fotelu i pomyślała o tym przez mo
ment. Odczuła drobną satysfakcję i uśmiechnęła się.
Charlotte spojrzała na nią znad filiżanki i jej ciem
nobrązowe oczy zalśniły w świetle popołudniowego
słońca.
- Wszystko będzie dobrze z tobą, prawda?
- Wiesz - powiedziała powoli Megan. - Zaczynam
myśleć, że tak.
- Cieszę się.
- Dzięki.
- Mam też własny powód do radości, bo teraz, kie
dy przyjęłaś wreszcie prawdę o swoim ojcu, mogę ci
coś powiedzieć.
Mówiła to bardzo poważnie, ze skupioną twarzą,
i Megan odruchowo nachyliła się w jej stronę.
- Co takiego? Czy coś się stało?
- Nie. Po prostu...
- Charlotte...
Wzięła głęboki oddech, wypiła łyk herbaty, chcąc
nabrać siły do tego, co chciała powiedzieć.
- Wiesz, że twój ojciec zawsze twierdził, że moja
matka umarła?
- Tak.
Rodzicami Charlotte byli David, młodszy brat
Spencera, i Mary Mały Gołąbek Ashton pochodząca
z plemienia Siuksów. Gdy David i Mary zmarli, Spen
cer przywiózł ich dzieci, Walkera i Charlotte, do swo
jej posiadłości, by z nimi zamieszkały.
- Ja w to nie wierzę - powiedziała Charlotte cichutko.
- Uważasz, że twoja matka żyje?
- Muszę to sprawdzić. Muszę wiedzieć na pewno.
Walker uważa, że zwariowałam, ale coś mi w środku
mówi, żeby nie wierzyć w wersję twojego ojca.
Czy ojciec naprawdę mógłby skłamać na temat
śmierci Mary Mały Gołąbek? - zaczęła się zastanawiać
Megan. Po chwili doszła do wniosku, że tak, o ile taka
wersja była mu do czegoś potrzebna.
Wyciągnęła rękę do kuzynki poprzez stolik. Schwy
ciła ją mocno.
- Dowiedz się, Charlotte. A jeśli będziesz potrzebo
wała pomocy, daj mi znać.
Phoebe Pearce uśmiechnęła się do swojej synowej
i wstała na powitanie, gdy ta przeciskała się przez za
tłoczoną restaurację.
Megan była bardzo spięta, ale Ashtonowie od ma
łego byli uczeni, jak trzymać nerwy na wodzy. Z przy
klejonym do twarzy uśmiechem nachyliła się, by po
całować tę drobną kobietę w policzek.
- Bardzo miło z twojej strony, że zaprosiłaś mnie na
kolację.
- Nonsens. - Teściowa machnęła ręką, po czym usiad-
ła z powrotem i ułożyła popielatoperłową serwetkę na
kolanach, chroniąc garniturek z zielonego jedwabiu. -
Kiedy się dowiedziałam, że Simon będzie dziś do późna
pracował, stwierdziłam, że to świetna okazja, żebyśmy
się spotkały we dwie na babskie pogaduszki.
Babskie pogaduszki, pomyślała Megan. Czy będzie
się mnie czepiała?
Phoebe wydawała się całkiem miła, ale Megan odczu
wała wyrzuty sumienia, że poślubiła jej syna z nieuza
sadnionych powodów. Wiedziała jednak, że Simon do
trzymał słowa i wyjaśnił mamie prawdziwą sytuację.
- Napijesz się czegoś, kochanie?
- Wina, bardzo chętnie - odpowiedziała grzecznie
Megan.
- Oczywiście. - Phoebe znów się uśmiechnęła i ski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]