[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wolałabym zostać tutaj, jeśli nie masz nic przeciwko.
Zaburczałem pod nosem i pomaszerowałem do sypialni. Grube
zasłony nie były zasunięte, ale w środku było i tak ciemno, a drzwi do
łazienki ginęły w mroku. W głowie słyszałem ścieżkę dzwiękową i
właśnie rozbrzmiała złowieszcza nuta, jak gdyby ostrzegając, żebym nie
podchodził do drzwi. W przeciwieństwie do nastoletnich gwiazdek
większości horrorów nie potrzebowałem przypomnienia. Okolice łazienki
nie budziły bynajmniej mojego entuzjazmu i z radością bym się stąd
zabrał, gdybym tylko mógł.
Z tą myślą otworzyłem drzwi do szafy i przykucnąłem przy sejfie.
Wyciągnąłem latarkę z kieszeni i przy oślepiającym świetle
wystukałem kod, z którego byłem taki dumny - 50-50 - a na
elektronicznym ekranie pojawił się napis OTWARTE. Portfel Mastersa
leżał tam, gdzie go zostawiłem, podobnie jak karta do pokoju.
Wepchnąłem portfel do kieszeni i pośpiesznie wróciłem do drzwi, żeby
wsunąć kartę do włącznika na ścianie. Pomieszczenie zalało światło.
- Och! Robi wrażenie - powiedziała Victoria.
- Dzięki.
- Miałam na myśli apartament. - Przepchnęła się obok, podeszła do
czarnej skórzanej kanapy i przejechała ręką w rękawiczce po obiciu. -
Ogromny.
- Widziałem większe.
- Co? W tym hotelu?
Stuknąłem się dłonią w czoło.
- Jak myślisz, do ilu pokoi zdążyłem się tutaj włamać?
Victoria zbliżyła się do okna i spojrzała na widoczne w oddali
góry. Zadrżała.
- Naprawdę myślisz, że Josh tu był? - spytała.
- Tak się zdaje. Gdyby wrócił na górę zaraz po tym, jak zniknął,
miałby nad nami przewagę. A jeśli zamierzał uciec, powinien zabrać jakieś
rzeczy. Co ważniejsze, nie wiedział, że wziąłem żetony z sejfu. To za dużo
pieniędzy, żeby je ot tak zostawić.
Odwróciła się i rozejrzała wokół.
- Zauważyłeś, żeby coś zniknęło? Taki tu porządek. Chyba nie miał
zbyt wielu rzeczy. Albo wcześniej wyglądało to inaczej.
- Wyglądało tak samo.
Popatrzyła na mnie z powątpiewaniem.
- No to nie ma zbyt wiele do przeglądania.
- Mimo to warto sprawdzić.
- A niby jak mamy się do tego zabrać?
- Nie istnieje żadna szczególna metoda, Vic. Po prostu bądz
systematyczna i porządna. Nie może wyglądać, jakby ktoś splądrował
apartament.
- Rozumiem. Skąd mam wiedzieć, co jest ważne?
- Będziesz wiedziała.
Wciąż zwlekała, zaciskając ręce.
- Mogę sprawdzić tutaj?
- Jasne.
- Niepewnie bym się czuła w pobliżu łazienki.
- Ja się tym zajmę.
- Myślisz, że ktoś się pojawi?
- Mam nadzieję, że nie.
- A co zrobimy, jeśli się pojawi?
Starałem się, żeby w moim głosie nie było słychać zbytniego
poirytowania.
- Nie polecałbym ucieczki przez okno. Jesteśmy na czterdziestym
piętrze.
- Mówię serio.
- Ja też. To byłby bolesny upadek.
- Charlie!
- Po prostu zajmij się szukaniem - powiedziałem. - Jeśli będziesz się
tak wszystkim przejmować, oszalejesz.
- Już oszalałam. Nie jestem w tym dobra.
- To twój pierwszy raz, Vic, daj sobie trochę luzu. Ja na swoim
pierwszym włamie byłem wrakiem człowieka.
- Nie planowałam kariery w tym zawodzie.
- Zabawne. Sam to sobie powtarzam.
Zostawiłem ją z otwartymi ustami, a siebie podstępem nakłoniłem do
powrotu do sypialni. Aazienka wciąż były zamknięta, a drzwi do szafy i
sejfu otwarte tak, jak ostatnio. Victoria miała rację. Poza starannie
ułożonymi ubraniami Masters miał naprawdę niewiele rzeczy.
Pomyślałem, że może miał jeszcze mieszkanie w mieście i apartament w
hotelu był dla niego tylko bazą między występami. Z pewnością warto
było wziąć to pod uwagę.
Zacząłem od szafy - przeszukałem wszystkie szuflady, zajrzałem pod
każdą koszulkę, skarpetkę i każdą parę majtek. Obmacałem wszystkie
kieszenie w spodniach i skórzanych kurtkach na wieszaku, ale znalazłem
tylko stęchłe powietrze. Tak samo w szafce koło łóżka. Budzik, notatnik i
długopis, szklanka z wodą i książka w miękkiej oprawie nie poruszyły się
ani o włos, a kiedy otworzyłem szufladę, znalazłem tylko czerwoną Biblię
Gideona. W Biblii zaś było tylko Pismo Zwięte.
Popełzłem przez łóżko i otworzyłem szufladę szafki po drugiej stronie.
Najpierw znalazłem niewielkie drewniane pudełeczko ze staroświeckim
zegarkiem na rękę. Zegarek miał skórzany brązowy pasek, pozłacaną
kopertę i biały analogowy cyferblat. Szkiełko było porysowane i tak
poocierane, że miejscami niemal nieprzezroczyste, a złota koperta z
wiekiem straciła blask. Wskazówki się nie poruszały. Nakręciłem maleńki
mechanizm i patrzyłem, jak sekundnik drga i budzi się do życia. W sumie
nie sądziłem, żeby zegarek był wart tyle, żebyśmy mogli pozbyć się
blizniaków Fisher, ale nie miałem co kręcić nosem. Zerknąłem przez
ramię, żeby się upewnić, że Victoria nie patrzy, i założyłem go na prawy
nadgarstek. Był dużo cięższy niż tani cyfrowy zegarek, który nosiłem na
lewej ręce, ale uznałem, że się przyzwyczaję.
W szufladzie znalazłem też mnóstwo różnych wizytówek. Były tam karty
szefów telewizji, agentów i łowców talentów, prawników specjalizujących
się w przemyśle rozrywkowym, adwokatów i doradców podatkowych,
kierowców limuzyn, dziewczyn na telefon i właścicieli kasyn. Ale nie
mogłem stwierdzić, czy któraś z nich ma znaczenie.
Pod wizytówkami była nieduża aksamitna torebka pełna piłeczek z gąbki,
które magicy zwykle wyczarowują z powietrza. Znalazłem też tubkę kleju
superglue, ściśniętą pośrodku, i zestaw malarski zawierający kilka bardzo
zgrabnych pędzli oraz całą paletę 1'arb akrylowych.
Zsunąłem się z łóżka i zajrzałem pod spód. Nic z tego. Już miałem wstać z
kolan i sprawdzić, jak sobie radzi Victoria, kiedy usłyszałem, jak uginają
się sprężyny materaca, i zorientowałem się, że moja przyjaciółka usiadła
obok szafki z Biblią.
- Znalazłeś coś? - spytała.
- Na razie nie. A ty?
Pokazała mi dłoń w rękawiczce i zaczęła odliczać na palcach.
- Jeden hotelowy zestaw przyborów do pisania: nic niezwykłego.
Jeden informator hotelowy dla gości, żadnych notatek. Jedna
automatyczna sekretarka, żadnych wiadomości. Jeden faks z drukarką, nic.
Dwie talie kart z tutejszego kasyna, obie kompletne i w porządku. Jedna
talia z MGM Grand Casino: tak samo.
- Policzyłaś karty w talii?
- Byłam skrupulatna.
- Bez dwóch zdań. Kontynuuj, proszę.
Zaczerpnęła głośno powietrza.
- W szafkach i szufladach w kuchni są tylko zwykłe naczynia i
sztućce. W lodówce to samo co u nas w minibarze. Wszystko się zgadza ze
spisem, brakuje tylko sześciu butelek mountain dew i wszystkich kapsli.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]