[ Pobierz całość w formacie PDF ]

udał się do salonu. Mieli tam spać. Rex siedział na schodach
z twarzą ukrytą w dłoniach. Serce waliło mu mocno.
Fae usiadÅ‚a obok niego i objęła go swoimi dzieciÄ™cymi ra­
mionami. Przytuliła policzek do twarzy brata i pocałowała go.
Rex był jej za to bardzo wdzięczny.
Mary Garland uklękła i modliła się za syna i jego niemądrą
żonÄ™. WierzyÅ‚a, że Pan pomoże przezwyciężyć trudnoÅ›ci. Za­
snęła i śniła o tych wszystkich szczęśliwych chwilach, które
dane jej byÅ‚o przeżyć w Boże Narodzenie. StaraÅ‚a siÄ™ zapom­
nieć o tragicznym końcu tegorocznego święta. Jutro przyjdzie
nowy dzień, a po nim nastąpią kolejne. Co przyniesie
przyszłość?
NastaÅ‚y ciche dni. CiszÄ™ przerywaÅ‚y tylko krzyki do­
chodzÄ…ce z pokoju chorej. Zniszczone okna zaklejono foliÄ….
Pokój gościnny opustoszał. Dom był cichy i spokojny, ale Flo-
rimel nie chciała tego docenić. Wciąż obwiniała wszystkich za
to, co się stało.
Florimel miaÅ‚a doskonaÅ‚Ä… opiekÄ™ medycznÄ…: dwie pielÄ™gnia­
rki doglÄ…daÅ‚y jej na zmianÄ™, otrzymaÅ‚a wszystkie dostÄ™pne Å›ro­
dki łagodzące ból. Po kilku dniach, gdy ból zelżał i zaczęła
dochodzić do siebie, raczej bawiła się obecnością pielęgniarek.
Nikomu z rodziny nie pozwoliła się doglądać, nawet Rexowi.
 Moja pielÄ™gniarka to zrobi" - mówiÅ‚a, jakby sama je zatrud­
niała. %7łądała wyszukanych potraw. Niektóre z nich były trudne
do przyrządzenia zimą. Gdy nie spełniano jej żądań, wpadała
w histerię. Skarżyła się pielęgniarkom na skąpstwo Garlandow
i brak dobrej woli z ich strony. Jedna z pielÄ™gniarek, dÅ‚ugolet­
nia przyjaciółka Mary Garland, była cierpliwa przez długi czas,
ale gdy podopieczna poczuła się lepiej, kazała się jej uciszyć.
- Traktowano paniÄ… jak mÅ‚odÄ… królowÄ… - powiedziaÅ‚a suro­
wo - a pani zachowuje siÄ™ jak dzikuska. Znam Garlandow od
dawna. To wspaniali ludzie. Każdy ich szanuje. Jada pani dużo
i obawiam się, że nawet więcej niż to konieczne. Jest pani
rozpieszczona i zle wychowana. Powinna się pani wstydzić.
ProszÄ™ zjeść Å›niadanie i zachowywać siÄ™ przyzwoicie, bo ina­
czej powiem lekarzowi, jak siÄ™ pani sprawuje. Nie wyzdrowie­
je pani szybko, jeśli będzie się pani tak zachowywała.
W odpowiedzi Florimel oblała pielęgniarkę gorącą kawą
138
i zaczęła krzyczeć. Gdy nadeszła Mary Garland, Florimel
zażądała zwolnienia pielęgniarki i zatrudnienia nowej.
- Kochanie - powiedziała delikatnie Mary Garland - to jest
pielęgniarka, którą wyznaczył lekarz. Nie możemy jej zwolnić.
Ona zna siÄ™ bardzo dobrze na poparzeniach i wie, jak zapobiec
bliznom i pózniejszym komplikacjom.
Florimel nie chciaÅ‚a nikogo sÅ‚uchać i zażądaÅ‚a natychmias­
towej rozmowy z Rexem.
Rex szukał pracy. Na jego wymizerowanej twarzy widoczne
były ślady ostatnich przeżyć. Florimel ciągle obwiniała go
o spowodowanie pożaru. Nocami Å›niÅ‚y mu siÄ™ jej krzyki. Kie­
dyś zapytał ją, czy jest na świecie ktoś, kto mógłby ją pocieszyć
i pomóc jej. To pytanie wywołało tylko wybuch płaczu.
- Nie kochasz mnie. Chcesz się mnie pozbyć - narzekała
tak głośno, że było ją słychać na ulicy.
Rex powiedział wtedy zdesperowanym głosem:
- Czy sÄ…dzisz, że mogÄ™ kochać osobÄ™, która tak siÄ™ zacho­
wuje?
Tego dnia Rex wrócił do domu po bezskutecznej próbie
znalezienia pracy. Natychmiast poszedł do pokoju Florimel.
- To niemożliwe - rzekł, gdy usłyszał o jej żądaniu. - Nie
wolno nam myÅ›leć o zwolnieniu panny Taylor. Ona jest najlep­
sza. Nie dorówna jej żadna inna pielęgniarka. Opiekuje się tobą
od początku i dokładnie wie, co robić. Moja mama nie może
opiekować się tobą. Nie zrezygnujemy z pielęgniarek.
- Na pewno - warknęła Florimel. - Nie chcę, by twoja matka
przy mnie skakała i zamęczała mnie tym swoim  moja kochana''.
Rex odwrócił się od swojej żony.
- Wystarczy - powiedział z gniewem i wyszedł. Zamknął
siÄ™ w swoim pokoju.
%7Å‚ycie toczyÅ‚o siÄ™ dalej. Rance, Sylwia, Paul, Marcia, a cza­
sami i Natalie ślizgali się na zamarzniętej sadzawce. Na
szczęście byÅ‚o to daleko od domu i do uszu chorej nie docho­
dziło echo ich wesołego śmiechu. Wybrali się razem na kilka
koncertów, spacerowali dużo, a raz nawet urzÄ…dzili sobie zimo­
wy piknik. Byli przekonani, że chorej należy się spokój. Gdy
wracali do domu, czytali i dyskutowali. Rex nie brał w tym
udziału. Zapraszany, zawsze odmawiał.
- Nie wolno mi - mówił.
Florimel czuła się coraz lepiej. Ciągle jednak żądała pomocy
pielęgniarki, gdyż bardzo jej zależało, żeby na ciele nie było
widać żadnych blizn. Gdy już mogÅ‚a trzymać lusterko, godzi­
nami przyglądała się sobie.
Pozwolono jej czytać, ale czytanie jej nie interesowało.
Przeglądała jedynie pisma o modzie, ale i te nie zabierały jej
dużo czasu. Niekiedy odwiedzała ją młodzież, ale Florimel nie
przepadała za tymi wizytami.
- Przypuszczam, że roztkliwiacie siÄ™ nade mnÄ… - po­
wiedziaÅ‚a któregoÅ› dnia do Sylwii. - Jestem tu zamkniÄ™ta ra­
zem ze starą pielęgniarką i nie mam nic do roboty. Wy za to
mile spędzacie czas. Jest przy tobie twój chłopak, masz też do
wyłącznej dyspozycji mojego męża. Musisz być bardzo
szczęśliwa. Są przy tobie bracia i nie ma osoby, za którą trzeba
byłoby się wstydzić.,
Sylwia spojrzała poważnie na Florimel.
- Rex nie przebywa w naszym towarzystwie - powiedziała
i westchnęła. - Rzadko go widujemy.
- Czyżby? Chyba nie sądzisz, że w to uwierzę. Nie wiem,
gdzie jest; nie siedzi przy mnie i nie umila mi czasu. Musi mi
wystarczyć ta stara, wstrętna pielęgniarka.
- Sądzę, że Rex szuka pracy. Poświęca na to dużo czasu,
wraca pózno w nocy.
- Biedne maleństwo - zakpiła żona Rexa. - Tak bardzo
pragnie znalezć pracę? A twojej matce to nie przeszkadza?
Przecież Rex ma dość pieniędzy, żeby nie pracować.
- ProszÄ™ tak nie mówić o mojej mamie - powiedziaÅ‚a deli­
katnie Sylwia. Starała się ukryć złość, która ją ogarniała.
- Gdybyś wiedziała, ile mama robi dla ciebie, nie mówiłabyś
tak o niej.
- Czyżby? ByÅ‚oby znacznie lepiej, gdyby zamiast oka­
zywać współczucie, dała nam pieniądze.
- Mylisz się - zapalczywie powiedziała Sylwia. - Kiedy
wyzdrowiejesz, mama zabierze ciÄ™ do prawnika i on ci prze­
czyta testament. Wtedy wszystko zrozumiesz.
Florimel uÅ›miechnęła siÄ™ kpiÄ…co i daÅ‚a Sylwii do zrozumie­
nia, że nie chce dłużej z nią rozmawiać.
140
Tego dnia Rance Nelius zaprosił Sylwię na ślizgawkę.
Niebo było bezchmurne, a chłodny zimowy wiatr smagał ich
policzki. Starali się dotrzymywać kroku innym łyżwiarzom
i cieszyli siÄ™ z każdej chwili spÄ™dzonej na lodowisku. Ich przy­
jazń pogłębiała się coraz bardziej.
- Nie wiem, co sądzić o Florimel - powiedziała Sylwia.
- Czasami myślę, że przełamiemy lody i ona któregoś dnia nas [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl