[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mamo, nie powinnaś czuć się winna. Szkoda wysiłku.
Przestań zaprzątać sobie tym głowę - poradził, obejmując
tę filigranową kobietę. - Jeśli Harrison Montgomery chce
nawiązać ze m n ą kontakt, wie, gdzie mnie szukać. Zawsze
był tego świadomy.
Beth sączyła wodę mineralną, zerkając co chwila na
zegarek, chociaż Eugene Sprague miał zadzwonić dopiero
za trzy godziny. Czas okropnie jej się dłużył. Usiadła wy
godnie na plastikowym krześle i nawinęła na palec kosmyk
jasnych włosów. Zerkała z ciekawością na parę siedzącą
przy sąsiednim stoliku. Rozpoznała młodego arystokratę,
o którym czytała w kronice towarzyskiej magazynów dla
pań, oraz modelkę widywaną często na barwnych okład
kach.
- Piękna para - szepnęła, tęsknie spoglądając na roze
śmianego księcia i jego urodziwą towarzyszkę. Obciągnęła
spódnicę, wsunęła za ucho niesforny kosmyk włosów
i westchnęła po raz dziesiąty w ciągu paru minut. Niechęt
nie przyznała w duchu, że czuje się bardzo samotna. Z dru
giej strony fakt, że Reese Marchand nieustannie stawał jej
przed oczyma, wcale nie oznaczał, jakoby się w nim zadu
rzyła. Gotowa była przyznać, że to czarujący, przemi
ły i uwodzicielski mężczyzna. O jego przymiotach mogła
by dyskutować w nieskończoność, ale to wcale nie ozna
czało, że się w nim zakochała. To wyjątkowe uczucie rodzi
się powoli, wymaga prawdziwego oddania i całkowitej
szczerości. Znajomość z Reese'em nie spełniła żadnego
z owych warunków.
To oczywiste, że pragnęła znowu spotkać się z Mar
chandem, by jak najszybciej wypełnić misję i wrócić do
Stanów. Dziwna melancholia, w którą popadła kilka dni
temu, to po prostu nostalgia. Beth tęskniła za krajem.
Bez pośpiechu upiła łyk wody mineralnej. Machinalnie
dotknęła spotniałego szkła. Wilgotnym palcem kreśliła na
stoliku zawiłe wzory. Dobiegał końca tydzień spędzony
samotnie w złotej klatce. Siedem słonecznych dni i siedem
pachnących morzem nocy bez dźwięcznego śmiechu
Reese'a, radosnego spojrzenia, czułego dotknięcia. Beth
nie czuła się winna z powodu owej tęsknoty. Nikt się nigdy
nie dowie, co czuje. To przecież całkiem niewinne zauro
czenie. Wylała trochę wody na rękę i przytknęła dłoń do
zarumienionego policzka.
Przestań się oszukiwać, pomyślała z irytacją. Wcale nie
jesteś takim niewiniątkiem. Tęsknisz za nim jak szalona.
Cierpisz niczym potępieniec! Nie waż się temu zaprzeczyć!
Reese dowiedział się od pokojówki, że panna Langdon
pojechała do Monako. Natknął się na Beth przed gmachem
słynnego Muzeum Oceanograficznego. Obserwował ją
z daleka. To bezkarne podglądanie sprawiło mu wielką
przyjemność. Nie zamierzał śledzić dziewczyny zbyt dłu
go, ale pokusa, by patrzeć na nią samemu, nie będąc wi
dzianym, okazała się wyjątkowo silna. Nie uszła jego uwa
gi żadna mina Beth, spojrzenie, uśmiech ani gest.
Krótka turkusowa spódniczka wirowała wokół opalo
nych ud niczym morska fala. Gdy Beth mijała akwarium
z tropikalnymi rybami, wyglądała jak syrena o bujnych
jasnych włosach, sunąca przez morski błękit.
Beth bez pośpiechu mijała sklepowe wystawy, spoglą
dając na nie z roztargnieniem. Nagle zatrzymała się i przez
kilka minut stała z nosem przylepionym do szyby. Reese
wyciągnął szyję, zastanawiając się, co ją tak zainteresowa
ło. W zamyśleniu pocierał dłonią policzek. Nie poznawał
samego siebie. Do tej pory witryny sklepowe i robienie
zakupów mierziły go w tym samym stopniu co niespodzie
wana grypa. Kto by pomyślał, że Reese Marchand będzie
drżał z niecierpliwości przed drzwiami sklepu z konfekcją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]