[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozujesz, uwa\aj, \ebyś nie napytała sobie biedy - ostrzegł.
Patrzyła mu w oczy, nie bardzo rozumiejąc, co chciał jej powiedzieć. W miarę jak
powoli docierał do niej sens jego słów, robiło jej się coraz bardziej gorąco.
- Grozisz mi? - wyjąkała.
- Zgadłaś, Amando - wycedził przez zęby, po raz pierwszy u\ywając jej imienia. -
Uwa\aj, \ebyś wbrew własnej woli nie musiała dokończyć zabawy, którą zaczęłaś.
Uprzedzam, \e nie pomo\e ci wtedy nawet to, \e w pobli\u będą Harry i Elliot.
Nerwowo zagryzła wargi. Takiego finału nie wzięła pod uwagę. Zrozumiała, \e Quinn
nie \artuje. Nigdy dotąd nie wydawał się jej tak powa\ny i niebezpieczny. W jego oczach
dostrzegła ogień, który w nim buzował.
- Zrozumiałam - powiedziała po chwili. Puścił ją i bez słowa podał jej butelki z karmą.
Przez cały czas nie spuszczał z niej wzroku.
- Obiecuję, \e nie rzucę się na ciebie od tyłu - szepnęła mocno za\enowana. -
Nieczęsto zdarza mi się gwałcić mę\czyzn.
Uniósł brwi, ale na jego twarzy nie pojawił się nawet cień uśmiechu.
- Szurnięta erotomanka - mruknął pod nosem.
- Pan Akuratny! - odcięła się.
Tym razem kąciki jego warg lekko się uniosły.
- Trafiłaś w dziesiątkę - przyznał. - Nie oddalaj się od domu, bo się nam zgubisz w tej
śnie\ycy. A tego byśmy sobie nie \yczyli.
- Akurat ci wierzę! - Gdy się odwrócił, pokazała mu język.
Poruszona niedawną konfrontacją, przyklękła i zaczęła karmić zwierzęta. Quinn
Sutton to zagadka. Miała wra\enie, \e pod koniec tego spotkania pozwolił sobie za\artować.
Lecz przeczyła temu jego pokerowa twarz. Nie był człowiekiem skłonnym do \artów.
Pomimo jej usilnych starań cielak nie chciał ssać. Poło\yła go więc delikatnie na
sianie i zasmucona wróciła do domu. Przez resztę wieczoru siedziała cicho, a kiedy Quinn
wyłączył o dziewiątej telewizję, bez słowa protestu poszła na górę. Jej zachowanie było na
tyle dziwne, \e Quinn i Elliot wymienili za jej plecami pytające spojrzenia.
ROZDZIAA CZWARTY
Następnego ranka przy śniadaniu Amanda była cicha i milcząca, Quinn zaś
bezustannie rzucał jej oskar\ycielskie spojrzenia. Ona szczerze \ałowała swojego
nierozsądnego postępowania i gotowa była zrobić wszystko, byle tylko nie pogarszać ich
wzajemnych relacji, on natomiast wietrzył nowy podstęp.
Nieszczęście polegało na tym, \e Quinn coraz bardziej pociągał ją i fascynował. Im
dłu\ej go znała, tym bardziej wydawał się jej atrakcyjny. Bardzo się ró\nił od
powierzchownych i egoistycznych materialistów, których spotykała na ka\dym kroku w
kręgach show - biznesu. Był okropnie uparty i zaciekle bronił swoich poglądów. Kierował się
w \yciu prawdziwymi wartościami i nie wstydził się do tego przyznać. Dla niego słowo honor
wcale nie było pustym dzwiękiem. Lecz pod szorstką powierzchownością biło wra\liwe i
czułe serce. Tym bardziej więc nie mogła sobie darować, \e to przez nią jej znajomość z
Quinnem miała tak niefortunny początek.
Wymyśliła nawet, \e zacznie zachowywać się zgodnie ze swoją prawdziwą naturą.
Nadal więc była uprzejma, uczynna i troskliwa. Prała, prasowała i przygotowywała posiłki,
lecz jej wysiłki przynosiły odwrotny skutek. Nawet Harry był zaskoczony grubiańskim
zachowaniem swego chlebodawcy.
Domyślała się, co jest przyczyną rozdra\nienia Quinna. Uznała, \e chocia\ kiedyś był
\onaty, zachowuje się jak ktoś, komu brakuje doświadczenia z kobietami. Mogłaby to
napięcie między nimi rozładować, prowokując go, by się nieco przed nią otworzył.
Kiedy Elliot wrócił ze szkoły, uprzedziła go, \e jeśli ma ochotę na lekcję muzyki,
najpierw musi odrobić lekcje. Chłopiec był wyraznie rozczarowany, lecz nie próbował
dyskutować. Zerknął tylko domyślnie w stronę ojca, zabrał zeszyty i posłusznie poszedł na
górę.
Quinn i Amanda zostali sami w salonie, by obejrzeć wieczorne wiadomości, które jak
zwykle przynosiły informacje o samych nieszczęściach i tragediach.
- Tęsknisz za miastem? - zapytał niespodziewanie.
- Tak. Zwłaszcza za przyjaciółmi. Ale tutaj te\ mi się podoba - powiedziała,
podchodząc ostro\nie do jego fotela. Zastanawiała się nad następnym posunięciem. - Mam
nadzieję, \e jakoś ze mną wytrzymujesz? - zapytała w końcu.
- Przyzwyczajam się - odparł chłodno. - Ale to nie znaczy, \e mo\esz się tu zasiedzieć.
- Wolałbyś, \eby mnie tu nie było?
- Mówiłem ju\, \e nie lubię kobiet - mruknął z irytacją.
- Dlaczego? - Przysiadła na poręczy fotela.
Zastygł w bezruchu, zaniepokojony jej bliskością. Po pierwsze, dopuścił ją zbyt blisko
siebie. Po drugie, była zbyt kobieca. Po trzecie, dra\nił go jej słodki zapach.
- Mam swoje powody. Usiądz gdzie indziej.
Rozdra\nienie w jego głosie sprawiło jej satysfakcję. Nie jest mu obojętna!
- Na pewno chcesz, \ebym usiadła gdzie indziej? - Uśmiechnęła się zalotnie,
pochylając się nad nim. Powoli zsunęła się z poręczy na jego kolana i zaczęła go całować.
Zesztywniał. Potem chwycił ją kurczowo za ramiona. Nie odepchnął jej jednak i przez
jedną słodką chwilę z cichym jękiem odwzajemnił pocałunek, o którym marzył od tak dawna.
Ułamek sekundy pózniej oszołomienie ustąpiło miejsca oburzeniu i złości. Quinn zerwał się z
fotela i odepchnął ją z taką siłą, \e straciła równowagę i zataczając się, opadła na sofę.
- Ty dziwko! - Kipiał gniewem.
- To nieprawda - szepnęła roztrzęsiona.
- Tak cię przypiliło, \e za wszelką cenę chcesz mnie zawlec do łó\ka? - Obrzucił ją
pogardliwym spojrzeniem. - Nic z tego. Ju\ mówiłem, \e nie interesuje mnie to, co dajesz
ka\demu! Nie chcę twojego zbrukanego ciała!
Podniosła się. Czuła, \e kolana ma jak z waty. Nie mogła wydobyć z siebie ani słowa.
Od\yło koszmarne wspomnienie ojca, który w pijackim szale zachowywał się i wyglądał tak
samo jak Quinn. Miał jak on kredowobiałą twarz, obłęd w oczach, na czoło wystąpił mu
zimny pot. Gdy tracił nad sobą kontrolę, zaczynał ją bić.
Kiedy Quinn zrobił krok w jej stronę, obróciła się i w panice wybiegła z pokoju.
Nie ruszył za nią. Była przera\ona. Dlaczego? Powiedział jej tylko szczerą prawdę, a
ta, jak wiadomo, w oczy kole. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, \e mógł się pomylić,
nazywając ją dziwką.
Usiadł w fotelu i bezmyślnie zapatrzył się w telewizor. Był tak zajęty swoimi
myślami, \e nie zauwa\ył, gdy do pokoju wszedł Elliot.
- Tato, dokąd Amanda poszła?
- Co takiego?
- Pytam, dokąd poszła Amanda. Widziałem przez okno, jak wybiegała przed dom.
Chyba zapomniała, co jej mówiłeś o sidłach McNabera, bo poleciała w tamtą stronę. Tato,
dokąd idziesz?!
Quinn jednym skokiem dopadł sieni i chwycił ko\uch.
- Płakała - powiedział półgłosem Harry. - Nie wiem, co jej powiedziałeś, ale...
- Zamknij się! - zgromił go Quinn, po czym wybiegł z domu. Szedł po śladach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]