[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łem po pieniądze, lecz kobieta błyskawicznie zapłaciła. Salo
mon poszedł po drobne, żeby wydać resztę, ale przywołałem
go z powrotem i wręczyłem własny banknot. Kobieta ciskała
się i protestowała, tupała obcasami i waliła pięściami w stół.
Salomon uniósł dłonie w geście bezradności i przyjął od niej
pieniądze. Kiedy odwrócił się do nas plecami, powiedziałem:
111
- %7łyczę dobrej zabawy, miła damo, ja muszę już lecieć.
Wtedy przyciągnęła mnie do siebie i objęła kurczowo, si
łowaliśmy się przez chwilę, lecz zaraz dałem za wygraną, bo
sytuacja była dość groteskowa. Musiałem wymyślić inny
sposób ucieczki.
Salomon przyniósł resztę. Wziąłem z niej pięciocentówkę
i powiedziałem kobiecie, że chcę zagrać na fliperze. Kiedy
wstałem, żeby podejść do flipera, przepuściła mnie bez sło
wa. Potem patrzyła na mnie jak na ulubionego pupila, a Sa
lomon patrzył na nią jak na kryminalistkę. Poszło mi nie naj
gorzej. Zawołałem do Salomona, żeby rzucił okiem na wynik,
który uzyskałem.
Pózniej szepnąłem:
- Co to za kobieta, Salomonie?
Nie wiedział. Była w jego barze wcześniej tamtego wie
czoru i piła na umór. Powiedziałem mu, że chcę się wydostać
tylnym wyjściem.
- Drzwi na prawo - rzekł.
Po wypiciu whisky zaczęła walić w stół pustą szklanką.
Podszedłem, wypiłem łyk piwa i oznajmiłem mojej towa
rzyszce, że muszę ją na chwilę opuścić. Machnąłem kciu
kiem w stronę męskiej toalety. Poklepała mnie po ręce. Salo
mon patrzył, jak otwierałem drzwi naprzeciwko męskiej
toalety. Prowadziły do niewielkiego magazynu, w którym by
ło tylne wyjście. Kiedy mgła otuliła moją twarz, od razu po
czułem się lepiej. Pragnąłem uciec jak najdalej. Chociaż nie
byÅ‚em gÅ‚odny, poszedÅ‚em do budki z hot dogami przy Ósmej
Ulicy i dla zabicia czasu wypiłem kawę. Wiedziałem, że gdy
ta kobieta zrozumie, co się stało, wróci do mojego pokoju.
112
Coś mi mówiło, że to osoba chora na umyśle. Mogło też być
tak, że po prostu za dużo wypiła. W każdym razie nie chcia
łem jej więcej widzieć.
Wróciłem do swojego pokoju o drugiej w nocy. Osobowość
tej kobiety i tajemniczy zapach starości zawładnęły nim na
dobre, to już nie był mój pokój. Po raz pierwszy skalano mo
ją samotnię, odkryto wszelkie jej sekrety. Otworzyłem oba
okna i patrzyłem, jak mgła wpełza posępnie do środka. Kie
dy w pokoju zrobiło się zimno, zamknąłem je. Mimo że pokój
był teraz wilgotny od mgły, a kartki papieru i książki pokry
wała cienka warstewka rosy, charakterystyczny zapach pozo
stał. Miałem pod poduszką beret Camilli. On też wydawał
się przesiąknięty tym zapachem i kiedy przycisnąłem go do
ust, poczułem się tak, jakbym wtulił twarz w czarne włosy tej
kobiety. Usiadłem przy maszynie do pisania i zacząłem stu
kać leniwie w klawisze.
Wkrótce potem usłyszałem kroki na korytarzu. Wiedzia
łem, że to ona. Szybko zgasiłem światło, ale było już za póz
no - pewnie zauważyła wąską smużkę światła pod drzwiami.
Zapukała, nie odezwałem się. Zapukała drugi raz, lecz ja spo
kojnie paliłem papierosa. Potem walnęła pięściami w drzwi
i ostrzegła, że zaraz zacznie w nie kopać i będzie to robić
przez całą noc, jeśli nie otworzę. I rzeczywiście zaczęła ko
pać. Hałas był tak wielki, że hotel trząsł się w posadach. Rzu
ciłem się do drzwi i otworzyłem je.
- Najdroższy! - zawołała, wyciągając do mnie ręce.
- O Boże! - jęknąłem. - Nie uważasz, że to zaszło za da
leko? Nie widzisz, że mam tego dosyć?
113
- Dlaczego zostawiłeś mnie tam samą? Czemu to zrobiłeś?
- Miałem inne sprawy.
- Najdroższy, jak możesz tak mnie okłamywać?
- Jasny gwint!
Przeszła przez pokój i znów wyciągnęła kartkę z maszyny
do pisania. Nie było na niej nic sensownego - jakieś pojedyn
cze frazy, moje nazwisko napisane wiele razy, fragmenty wier
szy. Teraz jednak na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Jakież to cudowne! - zachwyciła się. - Jesteś geniu
szem! Mój najdroższy jest taki utalentowany!
- Mam mnóstwo roboty - powiedziałem. - Mogłabyś
już iść?
Puściła moje słowa mimo uszu. Usiadła na łóżku, rozpię
ła guziki płaszcza i zaczęła machać nogami.
- Kocham cię - wyznała. - Jesteś moją miłością i będziesz
się ze mną kochał.
- Innym razem - powiedziałem. - Nie tej nocy. Jestem
zmęczony.
Słodkawy zapach dosięgną! moich nozdrzy.
- Mówię poważnie - dodałem. - Lepiej już idz. Nie zmu
szaj mnie, żebym cię wyrzucił.
- Jestem taka samotna.
Powiedziała to serio. Coś było nie tak, miała problemy.
Zrobiło mi się wstyd z powodu własnego zachowania.
- No dobrze - powiedziałem. - Posiedzimy sobie trochę
i porozmawiamy.
Podsunąłem bliżej krzesło, usiadłem okrakiem i wparłem
podbródek na oparciu. Kobieta poprawiła się na łóżku. Nie
była tak pijana, jak sądziłem. Działo się z nią coś niedobrego,
114
ale nie z powodu alkoholu. Chciałem się dowiedzieć, o co
właściwie chodzi.
Mówiła bez ładu i składu. Powiedziała, że ma na imię Vera.
Przez jakiś czas pracowała jako gosposia u zamożnej żydow
skiej rodziny w Long Beach. Miała już dość tej pracy. Przyje
chała z Pensylwanii, uciekła od męża, który ją zdradzał. Tego
dnia przybyła do Los Angeles z Long Beach. Zobaczyła mnie
w restauracji na rogu Olive i Drugiej. Poszła za mną do hotelu,
bo moje oczy przeszyły jej duszę". Nie pamiętałem jednak, że
bym ją tam dostrzegł. Byłem przekonany, że nigdy wcześniej jej
nie widziałem. Kiedy już wiedziała, gdzie mieszkam, udała się
do Baru u Salomona. Piła tam przez cały dzień, ale tylko po to,
by dodać sobie odwagi przed pójściem do mojego pokoju.
- Wiem, że budzę w tobie odrazę - powiedziała. - Ty wiesz
0 moich okropnych bliznach ukrytych pod ubraniem. Ale spró
buj zapomnieć o moim szpetnym ciele, bo mam dobre serce
1 zasługuję na coś lepszego niż twoje obrzydzenie.
Milczałem.
- Wybacz mojemu ciału! - wykrzyknęła, wyciągając ku
mnie ręce i zalewając się łzami. - Pomyśl o mojej duszy! Mo
ja dusza jest piękna i może tak wiele ci ofiarować. Ciało jest
szpetne, ale nie dusza!
Płakała histerycznie, z twarzą przytuloną do łóżka, z ręka
mi we włosach, a ja byłem bezradny, nie miałem pojęcia,
o czym ona mówi; och, miła damo, nie płacz, nie rób tego.
Ująłem jej gorącą dłoń i próbowałem jej powiedzieć, że nie
wypowiada się jasno i że to takie niemądre, cała ta paplani
na, że sama się nad sobą znęca, a tak nie wolno, mówiłem
w ten sposób, gestykulując, błagając ją o opamiętanie.
115
- Jesteś atrakcyjną kobietą, masz piękne ciało, a twoje
słowa to skutek obsesji, lęków z dzieciństwa, dawnej traumy
wywołanej ospą. Nie martw się, nie płacz, uporasz się z tym.
Jestem tego pewien.
Byłem nieporadny i tylko potęgowałem jej cierpienie, bo
ta nieszczęsna kobieta przebywała w piekle, które sama so
bie stworzyła, gdzieś daleko ode mnie, i dzwięk mojego gło
su jedynie powiększał przepaść między nami. Potem posta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]