[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przygniatającego jej konary, nadwątlona zgnilizną, trawiącą od środka
potężny pień, i poddana gwałtownym porywom zimowego wichru.
Jednak nawet w godzinie śmierci okoliczne drzewa próbowały ją
podtrzymywać, nie dopuszczając, by zhańbiła się upadkiem na ziemię.
Pozostała więc, spoczywając ukośnie w ich splątanych ramionach,
zawieszona między niebem a ziemią.
Halt leżał na szorstkiej korze wciąż jeszcze okrywającej martwy
pień i spoglądał ku dolinie, którą wędrowała kolumna temudżeińskich
wojsk.
- Niespieszno im - zauważył Erak, który leżał obok. Zwiadowca
odwrócił się, uniósłszy jedną brew.
- Tak, niespieszno - przyznał. - Minie trochę czasu, nim
przeprowadzą wszystkie wozy przez przełęcze. Ich konie nie lubią
zamkniętych przestrzeni. Są przyzwyczajone raczej do szerokich
równin i stepów.
Nieprzerwany strumień konnych wojowników powoli pełzł
naprzód. Uwagę Halta zwrócił fakt, że w ich marszu trudno byłoby
dopatrzyć się jakiejś dyscypliny. Nie wystawiono na przykład
bocznych straży, czuwających nad bezpieczeństwem ogromnej masy
ludzi, koni oraz wozów zmierzających w stronę Hallasholm. Stolica
Skandii leżała jakieś dziewięćdziesiąt kilometrów na północ od tego
miejsca.
Halt, Erak i niewielki oddział Skandian wyruszyli na
południowy wschód, przez góry. Chcąc bez przeszkód obserwować
poczynania wroga, poruszali się stromymi ścieżkami, trudno
dostępnymi dla temudżeińskiej konnicy.
- Przemieszczają się wolno, fakt - stwierdził półgłosem
zwiadowca. - Chyba udałoby się zresztą sprawić, żeby wędrowali
jeszcze wolniej.
Erak wzruszył niecierpliwie ramionami.
- Po co zawracać sobie głowę? - spytał. - Im prędzej się z nimi
zmierzymy, tym prędzej załatwimy sprawę.
- Im dłużej będą się przemieszczać, tym więcej zyskamy czasu,
żeby się przygotować - wyjaśnił Halt. - A poza tym drażni mnie, że
tak sobie beztrosko wędrują, bez podejmowania jakichkolwiek
środków ostrożności, nie utrzymując szyku. Okropny przejaw
arogancji z ich strony, nie sądzisz?
- Wydawało mi się, że uważasz ich za wielce przebiegłych i
roztropnych?
- Cóż, najzwyczajniej w świecie, spodziewają się, że gdy
przyjdzie do bitwy - ale nie prędzej - nastąpi frontalny atak, nic
ponadto. Teraz czują się bezpieczni, przynajmniej dopóty, dopóki od
Hallasholm dzieli ich jeszcze spora odległość.
Skandyjski wódz wyglądał na urażonego.
- Sądzą, że nie stać nas na obmyślenie przebieglejszej strategii?
Halt skrył uśmiech.
- No, a jak byś zaplanował bitwę?
Nastąpiła chwila milczenia, po której Erak odezwał się z
wahaniem:
- Hm... chyba odczekałbym, aż dotrą do naszych pozycji, a
potem... dał rozkaz do ataku.
Popatrzył na swego towarzysza, by sprawdzić, jakie wrażenie
wywarły jego słowa, ale Halt najwyrazniej nie zamierzał się na ten
temat więcej rozwodzić. Zatem, po chwili, Erak dodał, naburmuszony:
- Wiem, tego właśnie się spodziewają. Ale to jeszcze nie powód,
żeby czuli się tacy okropnie pewni siebie.
- No, właśnie - podjął Halt - może nadpsulibyśmy nieco ich
dobre samopoczucie? Wyprowadzilibyśmy Temudżeinów trochę z
równowagi i zasiali w ich umysłach odrobinę zwątpienia.
- Czy to aby właściwa strategia? - upewniał się Erak, na co
zwiadowca odpowiedział uśmiechem.
- Właściwa o tyle, że poprawi nam nastrój - odpowiedział. - No i
nieprzyjaciel, którego dręczą wątpliwości, rzadziej dokonuje
śmiałych, zaskakujących posunięć. A im mniej będą skłonni do reakcji
nieoczekiwanych, których skutki trudno przewidzieć, tym lepiej dla
nas. Erak uznał wyjaśnienie za logiczne.
- Co więc chcesz zrobić? - spytał.
Halt obejrzał się. Za nim czekało w gotowości dwudziestu
wojowników, których zabrali ze sobą.
- Powiedz mi coś więcej o Olgaku. - Tak miał na imię młody
dowódca oddziału. - Mamy do czynienia z kimś, kto byłby zdolny
słuchać rozkazów i wykonywać je, czy też z typowym skandyjskim
berserkerem?
Erak zacisnął usta.
- Wszyscy Skandianie stają się berserkerami, jeśli tylko sprzyjają
temu okoliczności - odpowiedział. - Olgak wykona każdy rozkaz, jeśli
ja mu go wydam.
Halt skinął głową na znak, że rozumie.
- W takim razie musimy sobie z nim razem pogadać.
Zeszli z drzewa. Erak skinął na barczystego młodego
wojownika. Olgak, osłaniający wielkim okrągłym puklerzem ramię, z
bojowym toporem dzierżonym krzepko w dłoni, zbliżył się do obu
wodzów. Spojrzał pytająco na Eraka, ale jarl wyjaśnił:
- Posłuchaj, co ma do powiedzenia zwiadowca. - Wzrok
młodzieńca skierował się na Halta. Spojrzenie błękitnych oczu było
szczere i bezpośrednie. Krył się w nim też błysk inteligencji. Halt
ruchem ręki wskazał młodemu Skandianinowi dolinę, którą
maszerowały wrogie wojska.
- Widzisz tę zbieraninę tam, w dole? - zapytał, a gdy
młodzieniec przytaknął, wyjaśniał dalej: - Nie utrzymują żadnego
szyku, nie wystawili bocznych straży, różne formacje wędrują
zmieszane ze sobą, wojownicy i ciury obozowe pospołu. To
nietypowe, zazwyczaj przemarsz wojsk Temudżeinów wygląda
całkiem inaczej. A czy wiesz, dlaczego teraz pozwolili sobie na tak
karygodne rozluznienie dyscypliny?
Olgak zastanowił się, potem zaś potrząsnął głową. Nie tylko nie
znał odpowiedzi na pytania Harta, ale też nie miał pojęcia, dlaczego
kogokolwiek mogłoby to obchodzić.
- Czynią tak dlatego, bo czują się bezpieczni - wytłumaczył Halt. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl