[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Planowałem dotychczas tylko uzyskanie twojej odpowiedzi.
- I masz ją. - Uśmiechnęła się radośnie. - Z rozkoszą to zrobię. Cudownie, że po-
myślałeś o mnie.
- Należysz do Hammondów i jesteś bardzo utalentowaną projektantką. Idealny wy-
bór.
Przez godzinę jeszcze rozmawiali o handlu biżuterią, małym Blake'u i niedawnych
zaręczynach Jarroda z Brianą. Dani podejrzewała, że Mattowi małżeństwo brata z siostrą
jego zmarłej żony może się wydawać dziwne, ale wyznał, że zawsze lubił przyszłą szwa-
gierkę. Wspomniała plotki sugerujące, że to Jarrod jest zaginionym dziedzicem Black-
stone'ów. Matt nie poczuł się urażony wymienieniem tego nazwiska.
- Biologiczna matka Jarroda miałaby coś do powiedzenia na ten temat - rzucił. Da-
ni była zaskoczona. W prasie nie pojawiła się żadna wzmianka o niej. - Dość często wy-
ciąga pieniądze od brata i zaraz znika.
Jarrod. Nieziemsko przystojny, wzięty prawnik, piękna narzeczona, ale pod tą fa-
sadą krył się osobisty dramat. Przynajmniej znał swoją matkę... Matt zmienił temat.
- Briana zaciągnęła go na jedną z tych swoich zamorskich sesji zdjęciowych. Bie-
daczysko... Kiedy wrócą, możemy urządzić rodzinne spotkanie.
- Z Blake'em? - spytała. - I moją matką?
- Czemu nie?
We troje zjedli znakomity obiad w ogródku słynnej restauracji, pośrodku kępy
wielkich palm. Usłyszawszy o zamówieniu na Różę Panny Młodej, Quinn wzniósł toast,
mówiąc, że zapewni jej to trwałą pozycję w świecie projektantów. Potem zwrócił się do
Matta.
- Zdawało mi się, że trafiłem na trop piątego kamienia, ale okazał się zupełnie zim-
ny. Będę cię powiadamiał na bieżąco.
Kuzyn był wyraźnie zawiedziony, lecz uniósł szklaneczkę.
- Doceniam to, Quinn. Ktoś musi coś wiedzieć. Danielle, z niecierpliwością będę
czekał na podjęcie przez ciebie pracy nad naszyjnikiem. Z kompletem kamieni, mam na-
dzieję.
Niewątpliwie był to jeden z najlepszych dni w jej życiu. Jej matka chyba ze skóry
wyskoczy, gdy usłyszy, że Matt nawiązał z nią kontakt. A okazja wpisania się w historię
Serca Interioru to dopiero radość! Idealne zakończenie idealnego dnia.
Było takie do chwili, gdy nieco później, wracając z łazienki, usłyszała ich rozmo-
wę. Nie podsłuchiwała, ale wszystkie palmy wyglądały tak samo, a ona podeszła z zu-
pełnie innej strony. Matt przesiadł się na jej miejsce i pochylił się ku Quinnowi. Coś za-
trzymało ją za najbliższym pniem i nagle usłyszała nazwisko Blackstone.
- Rozmawiałem już z trzema pomniejszymi akcjonariuszami - powiedział Matt. -
Gdybyś nas poparł...
- Jeśli myślisz o tym serio - usłyszała głos Quinna - potrzebujesz Jake'a Vance'a w
swoim obozie, nie mnie. Ja mam tylko garstkę akcji.
- Spotykam się z nim w przyszłym tygodniu, ale grunt jest niepewny. Po śmierci
Howarda imperium Blackstone'ów się kruszy. Perrini i Ryan skaczą sobie do oczu, a
Kim musi ich bez przerwy uspokajać. Ja tylko chcę utrzymać nacisk.
Miły nastrój Dani ulatniał się szybko, pozostawiając paskudne uczucie, że jej ku-
zyn nie gra fair.
- Nie interesuje mnie żadna szarpanina, Matt. Moje akcje mają się świetnie.
- Znając twoją przeszłość, myślałem, że skorzystasz z okazji, by dokopać Bl-
ackstone'om.
- Moja niechęć dotyczyła Howarda, nie Blackstone Diamonds.
- Albo - rzucił Matt nonszalancko - mieszasz interesy z przyjemnością.
Zobaczyła, jak oczy Quinna błysnęły groźnie. Zabrakło jej tchu.
- Dani to prywatna sprawa - rzekł po chwili lodowato.
Mimo łomotania serca, dosłyszała przeprosiny kuzyna.
- Lecz jeżeli przeciągnę Vance'a na swoją stronę, dołączysz do nas?
- Jeśli Jake sprzeda, ja też.
Została jeszcze za drzewem przez kilka sekund, usiłując uspokoić emocje. Czuła
miłe oszołomienie tym, że Quinn nie zaprzeczył, że coś jest między nimi, przeplatające
się z mocnym rozczarowaniem Mattem Hammondem.
Oraz niepokojem, że sama zadaje się z wrogiem. Być może z dwoma.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Quinn, słyszałeś pogłoski o korporacyjnym przejęciu Blackstone Diamonds?
Gwałtownie otworzył oczy. To był niespodziewany cios.
Leżał w łóżku, leniwie rozmyślając, że do tej pory jego sporadyczne seksualne
kontakty rzadko obejmowały poranne igraszki, zwłaszcza tak fantastyczne i to z tą samą
kobietą. Zawsze spiesznie zrywał się na spotkanie czy lot. Może tego mu przez te lata
brakowało?
- Przed minutą przestałaś głośno wyrażać rozkosz i już chcesz rozmawiać o intere-
sach?
Leżała z głową na jego piersi. Spojrzał na zegar. Siódma trzydzieści, czas wstawać.
- Tak, coś słyszałem. Chcesz kawy czy zostajesz w łóżku?
Nie dała się zbyć.
- Uważasz, że Matt jest w to zamieszany?
Czyżby wczoraj wieczorem coś usłyszała? Prośba Matta o sprzedanie akcji lub
przychylność dla przejęcia nie zaskoczyła go. Kuzyn Dani nagabywał wszystkich akcjo-
nariuszy Blackstone o poparcie. I dostawał je.
Lecz od niego nie, przynajmniej na razie.
- Co to za śledztwo przed poranną kawą?
- Słyszałam ciebie - powiedziała cicho. - Wczoraj wieczorem. Mówiłeś o sprzeda-
niu swoich akcji Blackstone.
Quinn przymrużył oczy. Diabli wzięli wszystkie miłe myśli o budzeniu się przy tej
samej kobiecie. Ale co ona sobie wyobraża, że kim jest? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl