[ Pobierz całość w formacie PDF ]
człowieczeństwa Jezusa odciśnięte na tej zadziwiającej relikwii. Widzieć i także dotknąć: jak
już mówiliśmy, opierając się na historycznych zródłach, templariusze mieli zwyczaj
oddawania czci całunowi w ramach liturgii, która przewidywała całowanie ran stóp.
W świetle tych rozważań nie wydaje się już dziwne, że śledczy prowadzący
przesłuchania w Langwedocj i kładli tak wielki nacisk na sprawy herezji i czarów, akcentując
te kwestie w sposób nienaturalnie przesadny w porównaniu z innymi regionami. Nie jest
wykluczone, że w przeszłości właśnie na tych terenach było głośno o jakimś skandalu, były
pewne pogłoski albo przynajmniej wiadomo było o mało ortodoksyjnych sposobach
postępowania, które wzbudziły cień podejrzenia. Może był to tylko jeden przypadek albo
dwa, ale w tych okolicach nawet jeden albo dwa przypadki były więcej niż wystarczające.
Jest rzeczą znamienną, że wielu współczesnych chrześcijan ma tendencję do patrzenia
na Całun Turyński jako na dowód tego, że Jezus prawdziwie zmartwychwstał. Natomiast
templariusze - o ile przyjmiemy, że strzegli całunu, jak wszystko na to wskazuje - szukali w
nim prawdy całkowicie odmiennego rodzaju. Co do tego, że Jezus zmartwychwstał, nie mieli
wątpliwości; im było potrzebne, aby zobaczyć, że Chrystus naprawdę umarł. Decyzja
przywódców templariuszy, aby zachować w tajemnicy przechowywanie całunu i jego kult w
zakonie, z czasem okazała się tragicznym w skutkach błędem. Zasadniczo nie jest rzeczą
właściwą pisanie o historii, gdy jest się mądrym poniewczasie, a następnie snucie
przypuszczeń na temat tego, co mogłoby się wydarzyć: istniejące fakty są jednak oczywiste.
Tożsamość całunu oraz jego charyzmat były niewątpliwie w stanie uchronić zakon
templariuszy od jakiejkolwiek próby oskarżenia o przestępstwa przeciw religii. Jeśli cały
świat chrześcijański wiedziałby na pewno, kim jest naprawdę tajemniczy bożek
templariuszy, jeśli mógłby go zobaczyć i widzieć, jaką czcią otaczają tę relikwię przywódcy
zakonu, to czarna legenda Bafometa nie narodziłaby się nigdy, a wszystkie inne oskarżenia
wysunięte przez Filipa Pięknego sprowadziłyby się do garści dworskich plotek.
Na podstawie zródeł będących w naszym posiadaniu nie jesteśmy w stanie
powiedzieć, kiedy dokładnie całun stał się własnością Zwiątyni i kiedy nią przestał być,
przechodząc w ręce innych strażników. Jedyną rzeczą, którą wiemy, jest fakt, że całun
pozostał w zakonie przez pewien czas i pozostawił po sobie niezatarte ślady w jego
duchowości. Niektórzy autorzy - jak Dubarle, Zaccone, Raffard de Brienne i Alessandro
Piana - uważają, że całun po splądrowaniu Konstantynopola dostał się bezpośrednio w ręce
rodziny La Roche. Osobiście podzielam także ten pogląd w oparciu o dostępne zródła
historyczne. Historyk Willy Muller utrzymuje natomiast, że przez pewien czas całun był
przechowywany w Niemczech i miał powiązania z postacią cesarza Fryderyka II. Należy
zauważyć, że za tą tezą przemawia okoliczność, iż oblicze wyciśnięte na całunie pozostawiło
bardzo wyrazne ślady w tradycji templariuszy niemieckich, które wyraziły się w
przedstawieniu tego oblicza na odwrocie pieczęci preceptorów Niemiec. Wszystkie te
rekonstrukcje nie są ze sobą sprzeczne. Są one tylko różnymi etapami długiej podróży, o
której w gruncie rzeczy wiemy jeszcze niewiele.
Jest faktem, że historia całunu pozostaje otwarta na hipotezy aż do połowy XIV
wieku, kiedy to staje się on przedmiotem tak wielu pism, że nie sposób już żywić poważnych
wątpliwości na temat jego losów. W kwestii wieków poprzedzających ten okres rekonstrukcja
lana Wilsona jest niewątpliwie tą hipotezą, która wykazuje najwyższy stopień
prawdopodobieństwa. W każdym razie - bez względu na to, czy całun jest identyczny ze
słynnym mandylionem - jego obecność w zbiorze cesarskim w Konstantynopolu jest
poświadczona przez wiele zródeł. W latach 1200/1201 miasto było pogrążone w chaosie
spowodowanym zamachem stanu, który doprowadził do zdetronizowania Izaaka II Angelosa.
Rozruchy dały o sobie znać także w pałacu cesarskim i oficjalny strażnik relikwii Mikołaj
Mesarites był zmuszony stawić czoło tłumowi buntowników, aby uniemożliwić im
sprofanowanie kaplicy w Pharos. Udało mu się uspokoić umysły żołnierzy, odwołując się do
najwyższej świętości miejsca. Przedmioty zgromadzone w tej kaplicy tworzyły nową
Jerozolimę, rzeczywistość utrzymującą ziemię w kontakcie z niebiosami, i dlatego wszelkie
zmiany na płaszczyznie politycznej nie powinny jej dotyczyć. Mikołaj opisuje całun w sposób
jednoznaczny jako prześcieradło pogrzebowe, na de którego wizerunek Jezusa odcinał się
jako sylwetka bez konturów: Jest on z lnu, materiału skromnego i prostego, i jeszcze
wydziela woń mirry Nie może ulec zniszczeniu, ponieważ zakrywało martwe ciało, o
nieokreślonych konturach, nagie, posypane mirrą po Męce .
To, że len jeszcze w XIII wieku wydawał woń aromatów pogrzebowych, może
zdumiewać tylko do pewnego stopnia. W XVI wieku podczas prac w podziemiach Rzymu
odkryto groby pochodzące z epoki cesarstwa, które miały ponad tysiąc lat i w których
znajdowało się wiele zabalsamowanych ciał. Z relacji kopiących tam osób dowiadujemy się,
że zapach aromatów pogrzebowych był wyraznie odczuwalny.
To był ostatni opis całunu w stolicy cesarstwa bizantyjskiego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]