[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A potem Chad zostanie puszczony z dymem?
Wtedy wszyscy w majątku znowu cierpieliby głód.
Ta myśl tak ją przeraziła, że dotknęła ręki hrabiego ułożonej na kołdrze.
Spodziewała się poczuć śmiertelny chłód, tymczasem dłoń była ciepła.
Szepnęła coś i odeszła od łóżka.
Zbiegła po schodach, jakby chciała uciec przed hrabią, a może przed własnymi myślami?
Przed domem Tony i Gerry siedzieli już na nowo nabytych okazałych wierzchowcach i czekali na nią
niecierpliwie.
Stajenny podsadził Oliwię na damskie siodło i ruszyli, a Wendy pomachała im z progu na pożegnanie.
Wendy czekała na panią Dawson, która miała ją zabrać do siebie na podwieczorek.
Pani Dawson mieszkała w niewielkim domu na skraju wsi. Niespodziewanie przyjechały do niej dwie
siostrzenice w wieku Wendy, więc zaproszono ją w gości, a pani Banks specjalnie na tę okazję upiekła
ciasto.
Gdy Oliwia przejeżdżała przez park, między dębami mignęło stadko nakrapianych saren. Od kiedy
młodzi ludzie we wsi zaczęli zarabiać i nie byli już głodni, zwierząt przestało ubywać.
Teraz są szczęśliwi, ale kiedy Lenox odzyska świadomość, te dobre czasy mogą okazać się jedynie
pięknym snem - pomyślała Oliwia.
* * *
Hrabia otworzył oczy. Zbierał myśli, by odgadnąć, gdzie jest.
I wtedy jego wzrok zatrzymał się na małej twarzyczce pochylonej nad nim. Wydawało mu się, że
patrzy na anioła... Anioł miał różowe policzki, ogromne niebieskie oczy o wywiniętych rzęsach, a
jasne włosy, prześwietlone wpadającymi przez okno promieniami słońca, układały się wokół głowy w
złocistą aureolę.
- Nie śpisz? - odezwał się dziecinny głosik.
- Gdzie jestem? - zapytał hrabia.
- W Green Gables - odpowiedział anioł. - I bardzo mi ciebie żal.
- Dlaczego... mnie... żałujesz? - zapytał z wysiłkiem. Green Gables... Miał wrażenie, że już kiedyś
słyszał tę nazwę, ale nie pamiętał, w jakich okolicznościach.
- %7łal mi ciebie, bo Liwia mówi, że nikt cię nie kocha. Cóż za dziwne stwierdzenie! A Liwia... Kim jest
Liwia?
Znał skądś to imię...
Zamknął oczy.
- Jesteś zmęczony? - spytał anioł.
- Chyba... tak - odpowiedział. - Czy długo spałem?
- Oj, bardzo długo!
To wszystko wydawało się bardzo dziwne. Jego umysł z trudem porządkował informacje. Ciężkie
powieki powoli opadły... Anioł zniknął. Pewnie wrócił do swojego nieba.
* * *
Doszedł go szmer prowadzonej szeptem rozmowy.
- Odkąd tu siedzę, jego lordowska mość wcale się nie rzucał! Bardzo dobrze znał ten głos! To Higgins!
- Proszę się położyć, panno Oliwio. Będę czuwać.
- Nie ma mowy! Miałeś ciężki dzień i zastąpiłeś mnie wieczorem przez to przyjęcie w Chadzie. Było
wspaniale. Wszyscy powtarzali, że dawno się tak dobrze nie bawili!
- Tak się należy - odpowiedział Higgins. - Niech panienka idzie teraz spać. Pan hrabia jest taki
spokojny. Można go chyba zostawić samego.
- No dobrze, Higgins. Położę się pod warunkiem, że ty zrobisz to samo. Jeśli zostawisz uchylone
drzwi, na pewno usłyszysz, gdyby u hrabiego było coś nie w porządku.
- Na pewno, panienko - uspokajał ją. - A teraz proszę już iść. Trzeba wypocząć, żeby ładnie wyglądać.
- I jesteś pewien, że nic się nie stanie?
- Jak mnie panienka tu widzi.
- W takim razie dobranoc, Higgins! I bardzo dziękuję za pomoc.
Hrabia usłyszał lekkie kroki, a potem szuranie butów Hig-ginsa.
Otworzył oczy.
Teraz już wiedział, że kobiecy głos należał do Oliwii Lambrick, a on sam znajdował się w Green
Gables, w domu, w którym mieszkała.
Ten dom kiedyś zajmował pastor...
Przypomniał sobie, że coś go straszliwie rozgniewało, a potem... nastąpiło to... ukłucie i potworny ból
w klatce piersiowej. Chyba upadł...?!
To dlatego go tu przyniesiono!
Ale kto wydał przyjęcie w Chadzie? Dziwne... Kto miał czelność urządzać przyjęcia w jego domu?
Ale był zbyt zmęczony, by rozwikłać tę zagadkę. Znowu zapadł w drzemkę.
Bez otwierania oczu odgadł, że jest dzień. Jacyś ludzie prześcielali mu łóżko i krzątali się po pokoju.
Najwyrazniej nie chcieli go zbudzić, a on nie miał zamiaru pokazać im, że nie śpi.
Czuł, że jakakolwiek próba rozmowy jest ponad jego siły. Był na to jeszcze za słaby.
Przez chwilę starał się zebrać myśli, ale szybko zrezygnował - nie miał ochoty myśleć.
Przypomniał mu się anioł, który powiedział mu, że go nikt nie kocha.
Miał wrażenie, że ta mała osóbka znowu przy nim siedzi. Uniósł powieki.
Dziewczynka wyglądała jeszcze bardziej anielsko niż za pierwszym razem.
- Przyniosłam ci różę - powiedziała i położyła kwiat na kołdrze.
- To... ładnie... z twojej strony!
- Pomyślałam, że się ucieszysz.
- Bardzo się cieszę - zapewnił ją.
- Czy nikt wcześniej nie dał ci róży?
- Nikt.
- To dlatego, że cię nikt nie kocha - rzekła Wendy. -Chciałbyś, żebym cię kochała?
Jej oczy były bardzo niebieskie, niebieskie jak letnie niebo.
- Tak... chciałbym - odparł z lekkim uśmiechem.
- To dobrze - ucieszyła się Wendy. - I Emma też cię będzie kochać.
- Kim jest Emma?
Wendy pokazała mu swoją ulubioną, mocno sfatygowaną lalkę, z którą nigdy się nie rozstawała.
Często rozmawiała z nią jak z żywą istotą. - Ach, więc to jest Emma! - powiedział hrabia.
- Emma uważa, że to bardzo smutne, że cię nikt nie kocha!
Hrabia nie odpowiedział.
- Wszyscy kochali mojego tatusia, bo on kochał mnie i wszystkich ludzi, którymi się opiekował -
opowiadała dziewczynka. - Ciebie też by kochali, gdybyś był dla nich dobry.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]