[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przy Andrew, wyciągnął rękę dłonią do góry i rozczapierzył palce.
Tak. Była to nowa forma powitania, która zastąpiła uścisk dłoni, dominujący przez
setki lat. Andrew nie miał zwyczaju ściskać dłoni ludziom, nie mówiąc już o tej nowej
formie powitania. Zciskanie dłoni nie było przeznaczone dla robotów. Ale Magdescu
widocznie tego oczekiwał i chciał w ten sposób zatrzeć pierwsze niemiłe wrażenie. An-
drew umieścił więc swoją rękę nad dłonią dyrektora i zagiął palce tak, by dotknęły jego
palców.
Było to bardzo dziwne uczucie przywitał się z człowiekiem niczym równy z rów-
nym dziwne, trochę niepokojące, ale jednocześnie zachęcające.
Witam, witam, witam! powiedział Magdescu. Kipiał energią, może nawet zbyt
wielką, ale za to wydawał się szczery. Oto sławny Andrew Martin! Ten głośny An-
drew Martin!
Głośny?
Absolutnie. Najbardziej głośny produkt w historii naszej korporacji. Nazywanie
czegoś tak ożywionego produktem wydaje mi się niemal wstrętne. Czy to cię nie obra-
ża?
130
Skądże! Jestem przecież produktem odparł Andrew, chociaż bez wielkiego
entuzjazmu. Zrozumiał, że Magdescu nie jest w stanie zachowywać się konsekwent-
nie. Najpierw podaje mu rękę, jakby obaj byli ludzmi, a w następnej chwili nazywa go
czymś ożywionym . Andrew nie miał żadnych złudzeń; wiedział, kim jest. Humano-
idem, nie człowiekiem. Ożywionym, nie żywym. Produktem, nie osobą. Nie był tym za-
chwycony. A tym bardziej, słysząc coś takiego.
Wykonali przy tobie kawał dobrej roboty! Wspaniały! Wspaniały! Prawie czło-
wiek!
Nie całkiem powiedział Andrew.
Zadziwiająco ożywiony! Zadziwiająco! To doprawdy hańba, że Smythe-Robert-
son był przeciwko tobie. Wyglądasz zupełnie jak człowiek, nie ma wątpliwości. To wspa-
niałe osiągnięcie techniczne, ale on nie pozwolił kontynuować eksperymentów z an-
droidami. Gdyby nasi ludzie mogli iść dalej, zrobilibyśmy z tobą dobry interes.
Nadal możecie to zrobić.
Nie sądzę powiedział Magdescu i szaleńcza werwa uszła z niego, jak powietrze
z przebitego balonu. To była prawdziwie zadziwiająca i nagła zmiana nastroju. Dyrek-
tor odsunął się od Andrew i zaczął chodzić po pokoju zygzakiem, czego konsekwencją
było zielonkawe światło i dziwna muzyka przypominająca dzwonki.
Nasz czas już minął powiedział ponuro. Era postępu w robotyce jest już tyl-
ko historią. Przynajmniej na Ziemi. Używaliśmy ich tutaj przez blisko sto pięćdziesiąt
lat, ale teraz znowu wszystko się zmienia. Roboty wróciły w przestrzeń, a te, które po-
zostały na planecie, nie mają mózgów.
Ale ja zostałem i pozostanę.
Cóż, to prawda. Ale ty jesteś zupełną anomalią, jedynym androidem. Nie jesteś na-
wet prototypem. Jesteś po prostu unikatem, który im się przydarzył zupełnie nieocze-
kiwanie. Dlatego też zaraz upewnili się, że pozostaniesz jedyny w swoim rodzaju. %7ład-
nych możliwości rozwoju na przyszłość. %7ładnych improwizacji. W każdym razie nie ma
w tobie wiele z robota. Jesteś daleko poza naszym zasięgiem. A właściwie po co tu przy-
szedłeś?
W celu usprawnienia.
Nie zwracasz uwagi na to, co mówię? Magdescu zaśmiał się nieprzyjemnie.
Tutaj nie masz szans na żadne usprawnienie! To centrum badawcze, tak, ale wszyst-
kie badania idą w złym kierunku! Robimy wszystko, by roboty były coraz bardziej pro-
ste i mechaniczne. A ty najbardziej zaawansowany robot, jaki kiedykolwiek istniał
przychodzisz i prosisz, byśmy uczynili cię jeszcze lepszym? W jaki sposób? Co jesz-
cze możemy dla ciebie zrobić?
To powiedział Andrew i wręczył Magdescu dysk. Dyrektor wyglądał tak nie-
szczęśliwie, jakby Andrew włożył mu do ręki meduzę lub żabę.
131
Co to jest? zapytał w końcu.
Schemat mojego usprawnienia.
Schemat powtórzył zaintrygowany Magdescu. Usprawnienia...
Tak. Chciałbym być jeszcze mniej roboci niż do tej pory. Ponieważ moje ciało jest
organiczne, chcę teraz dostać organiczne zródło energii. Wy możecie mi je zapewnić.
Cała praca badawcza jest już zrobiona.
Przez kogo?
Przeze mnie.
Zaprojektowałeś swoje własne usprawnienie? zachichotał Magdescu. Po chwi-
li jego chichot zamienił się w szaleńczy śmiech. Cudownie! Robot przychodzi do dy-
rektora naukowego i oświadcza, że opracował schemat usprawnienia! A kto jest jego
autorem? Robot we własnej osobie! Cudownie! Wspaniale! Wiesz, kiedy byłem małym
chłopcem, moja babcia przeczytała mi starą książkę, już pewnie całkiem zapomnianą,
pod tytułem Alicja w krainie czarów. Jej bohaterką była mała dziewczyna, która trzysta
lub czterysta lat temu przeszła na drugą stronę lustra i znalazła się w kompletnie ab-
surdalnym świecie. Jego mieszkańcy oczywiście o tym nie wiedzieli i zachowywali się
śmiertelnie poważnie. To zupełnie jak w tej bajce. A może to dalszy ciąg zatytułowany
Alvin w Krainie Czarów. Magdescu mówił bardzo szybko, prawie gwałtownie. Czy
mam to wziąć poważnie? A może to wszystko żart?
Nie, wcale nie.
To nie jest żart?
Nie. Zapewniam pana, że mówię zupełnie poważnie. Dlaczego nie włączy pan
dysku, doktorze Magdescu?
Tak. Dlaczego tego nie zrobię? Dyrektor dotknął przycisku tkwiącego w ścia-
nie, a wtedy wysunął się niej pulpit z czytnikiem. Magdescu umieścił w nim dysk, a je-
go ekran rozbłysnął natychmiast żywymi kolorami. Nazwisko Andrew zapłonęło ja-
sną purpurą, a pod nim pojawiła się długa lista jego numerów patentowych. Magdescu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]