[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej opiniom na ten temat nadludzką siłę przekonywania.
Naprawdę. To jedyne powody, dla których się poddałam. Liczył się też jeszcze jeden
fakt; Lucy nie przyniosła mi moich własnych ubrań, a te które miałam na sobie wczoraj,
zostały zabrane przez służby specjalne do analizy, bo najwyrazniej zostały na nich ślady
prochu z pistoletu Pana Uptown Girl.
Kiedy wreszcie wyłoniłam się z łazienki, miałam na sobie ubranie mojej siostry,
kosmetyki mojej siostry i środki do włosów mojej siostry. W ogóle nie przypominałam samej
siebie. Ani troszeczkę.
Ale nie miałam pretensji. Naprawdę. Bo też wcale nie czułam się sobą. A wszystko
przez brak snu, tych ludzi z plakatami pod szpitalem, misie z napisami Dziękujemy ci,
misiaczku!, ale także przez to całe awapuhi i resztę.
Więc kiedy wyszłam z łazienki, czułam się nieswojo. Właściwie, myślałam sobie,
bardziej dziwnie już być nie może.
I wtedy właśnie moja mama, która stała wśród tych wszystkich kwiatów i balonów z
dziwnie podenerwowana miną, powiedziała:
- Hm, Samantho, masz gościa.
Obróciłam się i zobaczyłam, że na środku pokoju stoi prezydent Stanów
Zjednoczonych.
8
Wprawdzie mieszkam w Waszyngtonie od urodzenia - pomijając rok, który
spędziliśmy w Maroku - rzadko jednak zdarza mi się widywać prezydenta Stanów
Zjednoczonych osobiście (a odkąd się urodziłam było ich już czterech).
Och, widywałam go, kiedy przejeżdżał ulicami w konwoju samochodów i, oczywiście,
w telewizji. Ale poza wczorajszym spotkaniem przed Capitol Cookies, nigdy nie widziałam
prezydenta z bliska.
Więc kiedy go zobaczyłam w moim szpitalnym pokoju, obok mamy i taty, Lucy,
Rebecki, Theresy, agentów służb specjalnych, w otoczeniu wszystkich tych kwiatów,
balonów i całej reszty...
No cóż, poczułam się dość dziwnie.
Na dodatek, obok stała jego żona, Pierwsza Dama. Jej też nigdy jeszcze nie widziałam
na żywo. Oglądałam ją tylko w telewizji albo na okładce Good Housekeeping , gdzie
demonstrowała ciasteczka czekoladowe, które wygrały jakiś konkurs. Z bliska oboje
wydawali się więksi niż w telewizji.
No cóż, to oczywiste, ale byli też... Sama nie wiem.
Starsi. I prawdziwsi. Na przykład widać było, że mają zmarszczki i siwe włosy.
- Więc to ty jesteś tą młodą damą, która uratowała mi życie.
Tak brzmiały pierwsze słowa, które powiedział do mnie prezydent swoim niskim
głosem, którego muszę słuchać właściwie co wieczór, kiedy rodzice każą mi przełączać
telewizor z Simpsonów na wiadomości.
A co ja odpowiedziałam? Co odpowiedziałam prezydentowi Stanów Zjednoczonych?!
Odpowiedziałam:
- Yhym.
Usłyszałam za sobą pełne satysfakcji westchnienie Lucy, Musiała poczuć ulgę, że w
porę zmieniła mój wizerunek. Kilka minut wcześniej miałabym jeszcze fryzurę, jak po
wstaniu z łóżka.
Najwyrazniej Lucy nie była zmartwiona, że zachowuję się jak idiotka. Obchodziło ją
jedynie, żebym jak idiotka nie wyglądała.
- No cóż, po prostu musiałem wstąpić tu i zapytać, czy wolno mi będzie uścisnąć rękę
najdzielniejszej dziewczyny na świecie - oznajmił prezydent donośnie.
A potem wyciągnął do mnie rękę.
Gapiłam się na tę rękę bez ruchu. Nie żeby różniła się czymś od dłoni innych ludzi...
tylko... no cóż... rzecz w tym, że ta dłoń należała do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ale
właściwie nie dlatego gapiłam się na nią. Gapiłam się, bo zastanawiałam się nad słowami
prezydenta o najdzielniejszej dziewczynie na świecie .
I co ciekawe, chociaż wiele liścików przeczytanych mi przez mamę, dołączonych do
kwiatów; balonowi misiów, mówiło mniej więcej to samo, dopiero teraz zaczęłam się nad tym
zastanawiać.
Rzecz w tym, że to po prostu nieprawda. Wcale nie zachowałam się dzielnic.
Człowiek jest dzielny, kiedy robi coś, bo wie, że to jest właściwe, chociaż boi się, bo może
przez to ucierpieć. Tak było ze mną, kiedy stanęłam w obronie Catherine, gdy Kris Parks
zaczęła czepiać się jej ubrań w stylu Domku na prerii, choć wiedziałam, że Kris w następnej
kolejności dobierze się do mnie. Wtedy byłam naprawdę dzielna.
Ale mój skok na plecy Pana Uptown Girl nie był dowodem dzielności, bo ja się wcale
nie zastanawiałam nad jego konsekwencjami. Zrobiłam to bezmyślnie. Zobaczyłam rewolwer,
zobaczyłam prezydenta i skoczyłam. To wszystko.
Nie jestem najdzielniejszą dziewczyną na świecie. Jestem tylko dziewczyną, która
miała pecha, że znalazła się tuż obok faceta zamierzającego dokonać zamachu na prezydenta.
Nie zrobiłam niczego, czego nie zrobiłby na moim miejscu ktoś inny. Niczego.
Nie wiem, jak długo gapiłabym się na dłoń prezydenta, gdyby Lucy nie szturchnęła
mnie w plecy. Ona ma okropnie długie paznokcie, które opiłowuje w szpic prawie co wieczór.
Nie dałam po sobie poznać, że mnie zabolało i powiedziałam:
- Jejku, dziękuje.
I też wyciągnęłam rękę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]