[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wcześniej. Musiałem pana obrazić, \eby to usłyszeć. No i wynika z tego, \e jest pan
nikczemnym typkiem, Pawor. Jednym z wielu. I jeśli będą likwidować, to pana te\
zlikwidują. Na podstawie przeciętności. Filozofujący inspektor sanitarny? Do pieca z
nim!
Ciekawe, jak my wyglądamy z boku, pomyślał. Pawor jest odra\ający. Co za
uśmieszek! Co mu się dzisiaj stało? Kwadrygaśpi, co mu tam kłótnie, masy i cała ta
filozofia... A Golem rozwalił się w fotelu niczym w teatrze, kieliszek w palcach, ręka
za oparciem, czeka, kto mu przyło\y. Jakoś Pawor trochę za długo milczy.
Argumentów szuka, czy co?
- No dobrze - rzekł w końcu Pawor. - Porozmawialiśmy i wystarczy.
Uśmieszek znikł mu z twarzy, i oczy miał znowu jak sturmbahnfuhrer. Rzucił
banknot na stół, dopił koniak i odszedł bez po\egnania. Wiktor poczuł przyjemne
rozczarowanie.
- Jednak jak na pisarza fatalnie zna się pan na ludziach - oznajmił Golem.
- To nie moja rzecz - lekko powiedział Wiktor. - Niech na ludziach znają się
psychologowie i departament bezpieczeństwa. Moja rzecz, to wychwytywanie
tendencji zaostrzoną wra\liwością artysty... A w związku z czym pan to powiedział?
Znowu: Wiktor, niech pan przestanie brzdąkać"?
- Uprzedzałem - niech pan nie zaczepia Pawora.
- Co u diabła? - zaprotestował Wiktor - po pierwsze, wcale go nie
zaczepiałem, tylko on mnie zaczepił. A po drugie to świnia. Czy pan wie, \e Pawor
pomaga burmistrzowi, który chce pana przymknąć?
- Domyślam się.
- I nie jest pan zaniepokojony?
- Nie. Mają za krótkie ręce. To znaczy burmistrz ma za krótkie ręce. I sąd.
- A Pawor?
- A Pawor ma ręce długie - powiedział Golem. - I dlatego niech pan przestanie
przy nim brzdąkać. Widzi pan przecie\, \e ja przy nim nie brzdąkam.
- Ciekawe, przy kim pan brzdąka? - mruknął Wiktor.
- Czasami brzdąkam przy panu. Mam do pana słabość. Proszę mi nalać
koniaku.
- Z przyjemnością - Wiktor nalał. - Mo\e obudzimy Kwadrygę? Co on sobie
myśli, nawet nie bronił mnie przed Faworem.
- Nie, nie trzeba go budzić. Lepiej porozmawiajmy. Po co pan się w to
miesza? Kto pana prosił o porywanie cię\arówki?
- Tak mi się spodobało - oznajmił Wiktor - To świństwo, \eby aresztować
ksią\ki. A oprócz tego zdenerwował mnie burmistrz. To był zamach na moją wolność.
Zawsze, kiedy ktoś próbuje dokonać zamachu na moją wolność, zmieniam się w
chuligana... A nawiasem mówiąc, Golem, czy generał Pferd wstawi się za mną u
burmistrza?
- Generał Pferd kicha na pana razem z burmistrzem - odparł Golem. - Ma
większe zmartwienia.
- No to proszę mu powiedzieć, \eby się za mną wstawił. Bo inaczej napiszę
pogromowy artykuł przeciwko waszemu leprozorium: o tym jak wykorzystujecie
krew chrześcijańskich niemowląt w celu leczenia okularniczej choroby. Myśli pan, \e
nie wiem, po co mokrzaki zwabiają dzieci? Oni, po pierwsze, wysysają z nich krew, a
po drugie, deprawują je. Okryję was hańbą przed całym światem. Krwiopijca i
zboczeniec pod maską lekarza. - Wiktor stuknął się z Goleniem i wypił. - Bez \artów,
mówię powa\nie. Burmistrz zmusza mnie do napisania takiego artykułu. Pan,
oczywiście, równie\ o tym wie.
- Nie - stwierdził Golem. - Ale to niewa\ne.
- Jak widzę, dla pana wszystko jest niewa\ne - powiedział Wiktor. - Całe
miasto jest przeciwko panu - niewa\ne. Chcą pana oddać pod sąd - niewa\ne.
Inspektora sanitarnego Pawora irytuje pańskie zachowanie - niewa\ne. A mo\e
generał Pferd to pseudonim pana Prezydenta? A propos, czy ten wszechpotę\ny
generał wie, \e pan jest komunistą?
- A dlaczego irytuje się pisarz Baniew? - spokojnie zapytał Golem. - Tylko
niech pan tak nie wrzeszczy, Teddy się ogląda.
- Teddy to nasz człowiek - wyjaśnił Wiktor. - On zresztą te\ jest zirytowany -
myszy mu \yć nie dają. - Wiktor zmarszczył brwi i zapalił papierosa. - Chwileczkę, o
co mnie pan pytał?... A, tak. Jestem zirytowany dlatego, \e nie wpuścił mnie pan do
leprozorium. A ja przecie\ zachowałem się bardzo szlachetnie. Powiedzmy nawet, \e
głupio, ale ka\dy szlachetny uczynek jest głupi. A jeszcze przed tym niosłem
mokrzaka na plecach.
- I bił się pan w jego obronie - dodał Golem.
- O właśnie. Biłem się.
- Z faszystami - powiedział Golem.
- Właśnie z faszystami.
- A przepustkę pan ma? - zapytał Golem.
- Przepustkę... Pawora te\ nie wpuszczacie i on na moich oczach przemienił
się w demofoba.
- Tak, Faworowi tu się nie wiedzie - przytaknął Golem. - Właściwie jest
zdolnym funkcjonariuszem, ale tutaj nic mu nie wychodzi. Wcią\ czekam, kiedy
wreszcie zacznie popełniać głupstwa. Zdaje się, \e ju\ zaczyna.
Doktor R. Kwadryga podniósł rozkudłaną głowę i rzekł:
- Mocno. Wejdę tam, a potem się zobaczy. Dach wybiję - Jego głowa znowu
ze stukiem upadła na stół.
- Między nami, Golem - zapytał Wiktor zni\ając głos. - To prawda, \e jest
pan komunistą?
- O ile pamiętam, partia komunistyczna jest u nas zakazana - zauwa\ył
Golem.
- O Bo\e - powiedział Wiktor. - A jaka partia u nas nie jest zakazana?
Przecie\ nie o partię pytam, tylko o pana...
- Ja, jak pan widzi jestem dozwolony - oznajmił Golem.
- Zresztą, jak pan sobie chce - stwierdził Wiktor. - Mnie tam wszystko jedno.
Ale burmistrz... Zresztą, burmistrza ma pan gdzieś. Ale je\eli to dojdzie do generała
Pferda...
- Ale my mu przecie\ nie powiemy - konfidencjonalnie szepnął Golem. - Po
co generałowi zawracać głowę drobiazgami? Generał wie, \e jest leprozorium, a w
leprozorium jakiś Golem, jakieś mokrzaki - no i wystarczy.
- Dziwny generał - rzekł z zadumą Wiktor. - Generał od leprozorium. A
nawiasem mówiąc, z powodu mokrzaków ju\ niedługo czekają go spore
nieprzyjemności, Czuję to nadwra\liwym instynktem artysty. W naszym mieście
mokrzaki stały się po prostu pępkiem świata.
- Gdyby tylko w mieście - powiedział Golem.
- A co chodzi? Przecie\ to tylko chorzy ludzie. I nawet, zdaje się, nie są
zarazliwi.
- Niech pan nie będzie taki chytry. Wiktor. Zwietnie pan wie, \e to nie są
zwyczajnie chorzy ludzie. Nawet zarazliwi nie są tak zwyczajnie.
- To znaczy?
- To znaczy, \e na przykład Teddy nie mo\e się od nich zarazić. I burmistrz
nie mo\e, nie mówiąc ju\ o policmajstrze. A ktoś inny - mo\e.
- Na przykład pan.
- Ja te\ nie mogę. Ju\.
- A ja?
- Nie wiem. Zresztą, to tylko moja hipoteza. Niech pan nie zwraca uwagi.
- Nie zwracam - smutnie powiedział Wiktor. - A co jeszcze jest w nich
niezwykłego?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]