[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ustami pieścił wrażliwy punkt na szyi.
– Lilipucie, sama będziesz musiała wszystko zrobić.
To nie był problem, zwłaszcza że jego nabrzmiały członek aż
się prosił o uwagę, a jego zwinne palce już dotarły tam, gdzie
potrzebowałam go najbardziej.
– Zalejemy łazienkę. – Pchnął mnie lekko, pomógł zdjąć
szorty i majteczki. Fala gorącej wody chlusnęła nad brzegiem
wanny na podłogę.
– I co z tego? – Był kwintesencją męskiego
zniecierpliwienia, na całym ciele czułam jego dotyk. Rome był
wielki, czego nie można powiedzieć o wannie. Kiedy w końcu
byłam w takiej pozycji, jakiej chciał, więcej wody było poza
wanną niż w niej. Pamiętałam, żeby cały ciężar ciała opierać na
kolanach i oparłam się o brzeg wanny, a nie o niego, jak
zazwyczaj. Jego oczy płonęły, gdy zawisłam nad nim. Coraz
poważniej rozważałam zmianę zdania w kwestii brody, gdy
dotknął ustami mojego sutka, aż jęknęłam. Łaskotało, ale nie tak,
że chciało mi się śmiać, tylko błagać, by nie przestawał.
Nie było łatwo, nawet gdy za wszelką cenę starałam się być
delikatna; i tak między jego jękami rozkoszy słyszałam
postękiwania bólu. Seks z połamanym żebrem to kiepski pomysł,
ale mój facet nigdy się nie poddaje, a jego determinacja i
wytrwałość to dwie cechy, które kocham w nim szczególnie,
zwłaszcza jeśli wiązały się z kreatywnością i pomysłowością –
musiał przecież wykombinować, jak jedną ręką na tyle odwrócić
moją uwagę, żebym nie postanowiła, że lepiej jednak będzie dać
sobie spokój.
Pochyliłam się tak, że dotykaliśmy się czołami, i zarzuciłam
mu ręce na szyję, ale ostrożnie. Obmywała nas ciepła woda, ale
Rome był cieplejszy. Przy każdym ruchu w górę i opadnięciu w
dół pilnowałam, żeby widział, że płonę. Kiedy na niego patrzyłam,
widziałam kogoś więcej niż wspaniałego faceta; w moich oczach
był jedynym mężczyzną, na którego warto patrzeć. W bezkresnej
głębi błękitnych oczu wyczytałam, że czuje to samo do mnie. To
było niesamowite.
Jeszcze nigdy nie kochaliśmy się tak powoli, tak długo. I
muszę przyznać, że było coś magicznego w oczekiwaniu, w
upojnym pulsowaniu między moimi nogami, w tętnie u nasady
karku. Dotykaliśmy się nabożnie, z czcią, bo zdawaliśmy sobie
sprawę, jakie mamy szczęście, że nadal możemy to robić. Każdy
dotyk jego ust i każda pieszczota co wrażliwszych zakątków
przypominały mi, że mało brakowało, a straciłabym go na zawsze,
i każda chwila dowodziła wspaniałości życia i zmian.
Przy każdym ruchu, przy każdym dotknięciu rozpalonego
ciała widziałam, jak nabrzmiewa żyła na jego szyi, jak pulsuje
mięsień w kąciku ust. To najsłodsza z możliwych tortur i zapewne
najlepsze lekarstwo w jego sytuacji. Choć zazwyczaj był bardzo
aktywnym kochankiem, było dla mnie jasne, że teraz potrzebuje
właśnie tego.
Jak to zwykle z nim, zmysłowa gra wstępna trwała zaledwie
kilka minut. Nagle zmrużył oczy, błysnął zębami w zawadiackim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]