[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie tak Ethan zdradził albo odsiecz sama z siebie nadciągnęła wcześniej ale to nie miało już
znaczenia. Nie mogłam dopuścić, by morderca wysadził Celeste. Jedyne, o czym teraz potrafiłam myśleć,
to jej przerażenie, kiedy mnie zobaczyła, jej krzyki, żeby mnie ratować, nawet wtedy, gdy Ethan
pospiesznie ją zabierał. Nie zamierzałam pozwolić jej umrzeć. W każdym razie, nie bez walki.
Morderca nie spodziewał się ataku i już prawie zdołałam odebrać mu urządzenie, zanim stawił opór.
Jedną rękę miał właściwie bezużyteczną z dużej rany na ramieniu spływała krew więc ze względu na
moje kajdanki, nasze siły były niemal wyrównane. Szybko uświadomiłam sobie, że używał mnie jako
osłony przed snajperem. Próbowałam się wyrwać, ale mężczyzna nadal oplatał mnie jedną nogą w pasie
i przygniatał do siebie, jednocześnie szarpiąc za sterownik do detonacji.
Poczułam przypływ triumfu, kiedy małe urządzenie wysunęło się wreszcie mojemu wrogowi z dłoni,
ale zanim zdążyłam cisnąć je do morza, dosięgnął mnie potężny cios łokciem w twarz. Czaszka
eksplodowała mi z bólu. Ogłuszona, wahałam się zbyt długo i ręka mordercy znów znalazła się na mojej.
Mimo dzwonienia w uszach, próbowałam nie oddać zdobyczy, jednak kolejne uderzenie łokciem, tym
razem w klatkę piersiową, wybiło mi powietrze z płuc. W zamroczeniu walczyłam o oddech, osłabiona
na wystarczająco długo, by morderca zdołał uwolnić plastikową płytkę spomiędzy moich zaciśniętych
palców. Złość i satysfakcja wykrzywiały mu twarz. Bezradnie patrzyłam, jak nacisnął czerwony guzik.
Nic się nie wydarzyło.
Wpatrując się w sterownik, mężczyzna zamrugał. Jeszcze raz przesunął kciuk na czerwony przycisk,
ale to czego oczekiwał, wyraznie nie następowało. A wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.
Kurwa! warknął, przytłoczony poczuciem porażki.
Odchyliłam głowę do tyłu i mocno wyrżnęłam go czołem w nos i usta. Siła uderzenia znowu mnie
ogłuszyła, ale uścisk osłabł i stoczyłam się na ziemię. Oczy mordercy napotkały mój wzrok, zdrowa ręka
się uniosła. Ujrzałam wymierzoną we mnie lufę.
I wtedy potylica mężczyzny eksplodowała, a on runął z powrotem na asfalt. Trzęsąc się cała,
walczyłam o oddech, ale nie mogłam oderwać spojrzenia od makabrycznego widoku. Narastała we mnie
histeria, z ust wyrywały się zdławione łkania, kiedy z trudem próbowałam się podnieść. Klatka
piersiowa bolała mnie od ciosów, jednak łzy nie nadchodziły. Byłam jak sparaliżowana. Potrafiłam tylko
patrzeć na zwiotczałą twarz trupa, na dziurę w jego czaszce, na& paćkę za jego głową. Chyba zaraz
zwymiotuję, pomyślałam.
Nie wiem, jak długo tam siedziałam, gapiąc się na tę krwawą jatkę, zanim do moich uszu dobiegł
pisk opon. Zbyt otępiała, by poruszać głową, kątem oka dostrzegłam zbliżające się ciemne sedany i SUV-
y. Samochody otoczyły nas na wąskiej jezdni nabrzeża. Wysiedli z nich mężczyzni w znajomych
mundurach widywałam je przez prawie cały zeszły tydzień i zaczęli kłębić się dookoła. %7ładen z ludzi
Jeremiaha nie podszedł do mnie, chociaż jeden z nich delikatnie podniósł pilota, który wysunął się
z martwej dłoni mordercy. Bardzo chciałam powiedzieć im, co to jest, ale nie potrafiłam oderwać
wzroku od trupa. Na jego twarzy zastygło zdumienie.
Od strony morza narastał obcy, warkotliwy dzwięk. Wreszcie odwróciłam głowę i zobaczyłam, jak
z mgły nad wodą wyłania się helikopter. Na jednej z płóz stał wysoki mężczyzna. Kiedy maszyna zbliżyła
się do ziemi, zeskoczył, lądując bez problemu i rzucił się w moją stronę. Sadził wielkimi susami, aż
podskakiwał przewieszony przez jego plecy karabin. Znalazłszy się przede mną, padł na kolana
i pochwycił mnie w objęcia.
Zaczęłam drżeć, niepowstrzymanie i gwałtownie, a potem wybuchnęłam szlochem, w końcu dając
upust emocjom. Wczepiłam się w Jeremiaha, który delikatnie podniósł mnie z ziemi i mocno przytulając,
załadował do jednego z oczekujących SUV-ów.
Podróż do domu minęła spokojnie i bylam za to naprawdę wdzięczna. Jeremiah trzymał mnie na
kolanach, gładząc po plecach i ramionach, i ta rytmiczna pieszczota pomagała mi się uspokoić. Jego dotyk
nie krył żadnych żądań, może tylko odrobinę zaborczej opiekuńczości, a ja rozpaczliwie potrzebowałam
się upewnić, że jestem bezpieczna. Wcześniejszy stan otępienia już ustąpił, ale byłam zbyt wyczerpana,
żeby płakać albo krzyczeć. Pragnęłam tylko zwinąć się w kłębek w ciemnym pokoju, z daleka od
wszystkich, i postarać się zapomnieć o ostatnich godzinach.
Mój umysł ciągle odtwarzał potworne sceny konający strażnik, ostatnie chwile Anyi, zawodzenie
Celeste niesionej w bezpieczne miejsce, gdy mnie go odmówiono, głowa mordercy eksplodująca
krwawymi bryzgami. Kiedy siedząc już w samochodzie, znalazłam na rękawie kroplę czegoś, co wzięłam
za krew, o mało nie oszalałam, próbując zerwać z siebie ubranie. Tylko głęboki głos Jeremiaha i jego
silne dłonie, zwinnie ściągające ze mnie kłopotliwą część garderoby, sprawiły, że nie wpadłam
w histerię.
Jednak wszelkie nadzieje na samotność pierzchły, bo przed domem ujrzałam rząd pojazdów
i pilnujących wejścia mężczyzn w obcych mundurach. Jęknęłam, gdy Jeremiah otworzył drzwi. Nie
chciałam znów znalezć się w środku kolejnej hecy, ale bez słowa protestu wtuliłam się w jego szyję,
kiedy wynosił mnie z auta. Ciepłe wargi skubnęły moje ucho, oddech musnął mi skórę.
Możesz iść o własnych siłach?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]