[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sobie nigdy pozwalać na uskoki logiki, bo to dezorganizuje człowieka. Zmarszczył brwi i
zawrócił.
Bez wahania nacisnął klamkę. W salonie było już ciemno. Widocznie poszła do siebie... A
może tylko zgasiła światło...
Czy jesteś tu? zapytał szorstko.
Nie było żadnej odpowiedzi. Oczywiście poszła do siebie. Rozbiera się i myśli o nim, że
postąpił po sztubacku.
Należy pójść tam i raz wreszcie postawić sprawę jasno, to znaczy wziąć ją bez przypisy-
wania temu naturalnemu faktowi jakiegoś specyficznego znaczenia. W najwyższym stopniu
śmieszne jest to, że powstrzymuje go od tego chyba tylko taki drobiazg, jak męskie ubranie!...
Chyba tylko to, bo cóż więcej? Co więcej, do ciężkiego diabła!...
Przyszło mu na myśl, że ona tu siedzi i szpieguje wyraz jego twarzy w smudze światła z
otwartych drzwi od gabinetu. Był niemal pewien tego i zdecydowanie zbliżył się do kontaktu.
Pokój był pusty.
Ucieszyło go to i jednocześnie zniechęciło. Zgasił światło, zaklął jeszcze raz, z niechęcią
rzucił okiem na stos papierów piętrzący się na biurku i zaczął się rozbierać. Wprawdzie w
papierach tych były sprawy pilne, ale dziś już był zbyt przemęczony. Jutro wstanie o pół go-
dziny wcześniej i zdąży załatwić rzeczy najpilniejsze. Przede wszystkim umowa z Holzman-
nami. Jeżeli nie zgodzą się na natychmiastową wpłatę, trzeba będzie telegrafować do wywia-
downi w Wiedniu dla sprawdzenia ich zadłużenia w tamtejszych bankach...
Zgasił nocną lampę i odwrócił się twarzą do ściany.
Sam siebie oszukuję powiedział głośno przecież to jasne, że myślę wciąż o niej!
To już było godne politowania. Nie chodziło przecież o męskie portki, ale o szczególniej-
szą wagę, jaką przypisywał swemu stosunkowi do niej. Początkowo drażniła go swoją obojęt-
nością, pózniej zaskoczyła romantycznym wyznaniem, a teraz burzy mu spokój milczeniem,
tym jakimś nieznośnym suczym, samiczym wyczekiwaniem na moment największego pod-
niecenia u samca! Od setek tysięcy lat to samo powtórzyło się iks milionów razy i powtórzy
się drugie tyle, a oto dla niego, człowieka trzezwego i rozsądnego, ma to być czymś godnym
aż namysłów, aż wahań, aż głupiego przewracania się na łóżku z jednego boku na drugi i za-
przątania sobie głowy tym, co powinno załatwić się automatycznie.
A wszystko tak działo się dlatego, że ta dziewczyna swoją najzwyklejszą w świecie wolę
bożą , najnormalniejszy w jej wieku popęd seksualny zechciała łaskawie uznać za wzniosłą i
nieogarnioną miłość do ostatniego tchu, do grobowej deski i dalej w tym guście. Nie powie-
działa tego, ale chciała, by do jego świadomości przedostała się cała wspaniałość i wieczność
tego nadziemskiego uczucia. A w gruncie rzeczy, jeżeli w dalszym ciągu będzie w to święcie
wierzył, pewnego pięknego wieczoru panienka puści się z pierwszym lepszym, bodaj zawoła
lokaja i każe mu wlezć do swego łóżka. Paweł z obrzydzeniem odepchnął nogami kołdrę.
Wyobraził sobie spoconą łysinę Ignacego, a pod nią twarz Krzysztofa ściągniętą wyczekiwa-
niem rozkoszy.
Nonsens!
62
A jednak rozsądek kazał się z tym liczyć całkiem pozytywnie. Natura ma swoje prawa.
Naciągnął kołdrę aż pod brodę, jeszcze raz odwrócił się do ściany, skonstatował, że nie za-
śnie, wstał, narzucił szlafrok i przeszedł do gabinetu. Teczka z umową Holzmannów leżała na
samym wierzchu. Usiadł i zagłębił się w obliczenia.
Nazajutrz czuł się z początku nieco ociężały i senny, ale do południa całkiem się rozruszał.
Bo i powód był do tego niemały: przyszła długa, umówionym szyfrem pisana, depesza z Lon-
dynu. Isaakson telegrafowaÅ‚: Wczoraj «Times» podaÅ‚ wywiad z Willisem i streszczenie arty-
kułu wynalazcy. Z samego rana rzuciłem na giełdę wszystkie kauczukowe, tak jak było umó-
wione, w trzech porcjach. Pierwszą sprzedałem natychmiast, biorąc siedem za dziesięć, drugą
bez trudu po cztery i pół, za trzecią dawano już tylko dwa i pół. Kupił Brighton przez swoich
agentów jawnie. Chce ratować, ale nic nie wskóra. Pod koniec Redding rzucił swoje. Upierał
się przy trzech, a sprzedał za dwa. Kompletna panika. Drobni posiadacze sprzedają na gwałt.
Jutro Brighton będzie musiał pęknąć. Skupuję, co mogę, i sprzedaję coraz niżej. Jeżeli Bóg
da, za dwa dni będziemy płacić za brazylijskie po dwa pensy, a za inne po pół. Proszę przeka-
zać dalszych dziesięć tysięcy telegraficznie na Bank New Jersey. Dotychczasowe straty prze-
kroczyły dwanaście .
Paweł spokojnie słowo po słowie odszyfrował depeszę.
Siedzący przed biurkiem Kolbuszewski mógł na jego nieruchomej twarzy dostrzec tylko
nieznaczne rumieńce.
Jakaś przykra wiadomość? zapytał.
Nie. Pan będzie łaskaw natychmiast przekazać z rachunku Centrali w firmie Workets w
Londynie dziesięć tysięcy funtów na konto Jack Isaakson Bank New Jersey. Telegraficznie.
Rzecz bardzo pilna.
Zaszła jakaś pomyłka? zaniepokoił się Kolbuszewski.
Drobiazg. Niech pan pośpieszy.
Dobrze, zaraz załatwię. Czy awizować to kontrolerowi rządowemu?
Nie, po co? Rzecz już awizowana. Zapis idzie do ksiąg własnych nie bez zniecierpli-
wienia odpowiedział Paweł.
Kolbuszewski kiwnął głową, lecz od drzwi jeszcze raz zapytał:
Czy nie wynikną, proszę pana, komplikacje? W bieżącym miesiącu na księgi własne
przepisano już ponad dwieście tysięcy dolarów i zdaje się trzydzieści tysięcy funtów.
Niech pan śpieszy spokojnym głosem powtórzył Paweł i podniósł nań oczy.
Kolbuszewski bez słowa wyszedł. Paweł nacisnął dzwonek.
Pani pisze odezwał się do wchodzącej stenotypistki i zanim ta zdążyła usiąść, zaczął
dyktować. Były to depesze do Paryża, do Londynu, do Berlina. Zawierały jakieś nie istniejące
w żadnym języku słowa, a każda z nich kończyła się jednakowo: Sprzedać wszystko za
każdą cenę.
O godzinie trzeciej nadeszła wreszcie niecierpliwie oczekiwana depesza z New Yorku: i
tam na giełdzie doszło do niebywałej paniki w akcjach kauczukowych. Nadto niespodziewa-
nie i bez żadnego powodu zaczęły spadać również papiery towarzystw opon samochodowych.
A to głupcy uśmiechnął się Paweł pozwolą Willisowi oskubać się do ostatniej nitki.
Nie ulegało wątpliwości, że to Willis wyzyskał panikę i gra teraz na baissę własnych akcyj,
by je potem za psie pieniądze skupić. Znowu zarobi na tej imprezie kilka milionów. Lecz po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]